Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Aktualności

Pandemia cenzury

Coś strasznego, w skali globalnej, dzieje się z dostępem do informacji. W naszej, śródziemnomorskiej cywilizacji byliśmy przyzwyczajeni, że informacja jest dobrem wspólnym, ludzie którzy trzymali jakieś informacje wyłącznie dla siebie byli określani mianem spiskowców.

Taki zresztą był obraz świata podzielonego na dwie części: jedną stanowiło 99 procent ludzkości korzystającej dowolnie z dostępnej w bibliotekach wiedzy, a drugą częścią był ten pozostały jeden procent „wtajemniczonych”, którzy dysponowali wiedzą dostępną tylko dla wybranych, wyselekcjonowanych i zaprzysiężonych.

Co ciekawe, w przekazach historycznych i legendach widzimy zwykle tylko złe, podłe, niegodne używanie tej tajemnej wiedzy. Tak było choćby w starożytnym Egipcie za Ramzesa XIII. Z polskim, epickim rozmachem opisał te wydarzenia Bolesław Prus w „Faraonie”.

To – przypomnijmy młodzieży – historia młodego władcy, który próbuje uniezależnić się od tego jednego procenta wtajemniczonych. Potęgę wiedzy, zwłaszcza tej dostępnej tylko dla nielicznych, faraon poznaje w okrutnych dla siebie okolicznościach. Kapłani, którzy umiejętnie wykorzystali wiedzę o zbliżającym się zaćmieniu słońca bez najmniejszego problemu pozbywają się Ramzesa XIII i ustanawiają nową dynastię, całkowicie podporządkowana sobie.

Dzisiaj takich Herhorów jest co najmniej kilku i podobnie jak starożytny, egipski kapłan nie kryją się z tym, że posiadają wiedzę, która jest niedostępna ogółowi. O ile jednak tysiące lat temu wystarczyło po prostu trzymać informacje w wąskim gronie, to jak to możliwe jest dzisiaj?

Moim zdaniem służą temu dwa potężne narzędzia. Jedno bardziej skuteczne od drugiego, ale mimo wszystko różnią się one diametralnie wartością etyczną. O ile jedno można zaakceptować, to drugiego jako wolni ludzie nie powinniśmy tolerować.

Pierwszym jest konsekwencja rozwoju nauki, który doprowadził do tego, że dzisiaj mamy do czynienia z bardzo wąskimi specjalizacjami już na poziomie zwykłych studiów, nie mówiąc już o kolejnych stopniach naukowych. Efekt jest taki, że ktoś, kto w medycynie specjalizuje się w zakresie okulistyki, nie zrozumie prawie nic z artykułu naukowego dotyczącego pulmonologii.

Nie mówię już o elementarnym zrozumieniu między tradycyjnymi gałęziami nauki. Każda z nich wytworzyła własny język, tak hermetyczny, że praktycznie uniemożliwiający porozumienie międzydyscyplinarne.

Jeszcze niedawno był zbiór terminologii pochodzącej z klasycznej filozofii, który był wspólny dla wszystkich dziedzin nauki. A dzisiaj? Czym jest byt dla fizyków kwantowych? Czym jest prawda dla historyków? Tę radykalną specjalizację wykluczającą w naturalny sposób osoby spoza pewnego grona można uznać za zjawisko neutralne. Przecież nikomu nikt nie broni zrobić doktorat z chemii i samemu ocenić, czy aluminium w niektórych lekach i szczepionkach ma związek z autyzmem, czy nie ma.

Dużo prostsza jest ocena etyczna drugiego narzędzia używanego przez dzisiejszych Herhorów. Polega ono z grubsza na globalnej cenzurze dotyczącej badaczy, którzy mieli czelność w prosty, przystępny sposób mówić ludowi o tym, że czeka nas zaćmienie słońca…

Globalna cenzura jest dzisiaj tak prosta do zrobienia, że trudno się dziwić tym, którzy ją stosują. Jeszcze dwadzieścia lat temu byłoby to niemożliwe do zrobienia. Mało tego, wtedy byliśmy pewni, że Internet służący w zamierzeniach wolnej, swobodnej wymianie informacji zniszczy cenzurę na zawsze! Okrutnie się myliliśmy…

Piotr Szlachtowicz z telewizji wRealu24 przeprowadził wywiad z doktorem Shiva Ayyadurai. Doktor miał odwagę dowodzić – na konkretnych argumentach – że lockdowny nic nie dają, że respiratory szkodzą chorym na COVID-19, że generalnie pandemia, to określenie zdecydowanie nieprzystające do tego, co obserwujemy wokół. Rozmowa szybko została obejrzana przez ponad dwa miliony widzów.

W normalnym świecie ustawiłaby się do redaktora Szlachtowicza kolejka przedstawicieli telewizji kablowych i tradycyjnych. W świecie nienormalnym ktoś podjął decyzję i momentalnie ta rozmowa zniknęła z Internetu. Bo dzisiaj YouTube nie podlega żadnemu prawu, żadnego państwa. Tak samo jak Facebook i Google. Giganci sami decydują, co jest prawdą, a co nie jest. A co nie jest – to nie ma prawa zostać obśmiane, zdemaskowane i pokonane argumentami, tylko jest palone na stosie. To znaczy: wyłączane, kasowane, usuwane, zapominane.

Totalna cenzura jest potężną bronią. Nieporównywalną do tego, co robili komuniści, którym między palcami przeciekały drukowane w podziemiu gazety i książki, którzy nie byli w stanie zagłuszyć wszystkich rozgłośni nadających zza granicy. Dzisiaj wystarczy mieć dostęp do odpowiedniego przycisku. A my nawet nie mamy prawa wiedzieć, kto konkretnie ten dostęp posiada.

Marian Rajewski

Kategoria: ,
Marian17 Twitter