Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Kopernikańskie prawo parszywienia – Felieton Pawła Skuteckiego

Zły pieniądz wypiera dobry – jest to ponoć odkrycie samego Mikołaja Kopernika. Przez wieki uważano, że jest to słuszna obserwacja, ale mi się wydaje, że jednak nie. To znaczy tak: ale nie do końca.

Nietrudno gołym okiem zaobserwować, że świat parszywieje na każdym poziomie. Dzieci są coraz mniej grzeczne, psy szczekają jakoś inaczej, lody smakują mniej naturalnie, pogoda jest kapryśna niczym suweren. Naprawdę tak jest. Przecież za „naszych czasów” każde święta były białe. Może dla pana posła Nitrasa i innych politycznych celebrytów wciąż tak jest, ale ja widzę za oknem szare, ponure, pełne kałuż i błota blokowisko.

Za cholerę żaden Mikołaj na saniach nie byłby w stanie wprowadzić nastroju świątecznego nawet gdyby razem z nim jechał Kevin. Ten, co niby sam w domu został, a potem przeszedł do polskiej tradycji świąt obok makowca i kłótni o politykę.

Właśnie. Makowiec mi przypomniał, że przeprowadziłem w te święta pewien eksperyment kulinarny. Mianowicie przygotowałem zupę z konopi według przepisu sprzed kilkuset lat. Taką potrawę ponoć na Śląsku starsi mieszkańcy wciąż przygotowują dla najbliższych, ale dla mnie – rodowitego Kujawiaka z Bydgoszczy – była to absolutna nowość. Skład tej zupy jest niesamowicie prosty, wręcz ubogi: nasiona konopi, śmietana, cebula, trochę kaszy, sól, pieprz. A smak? No właśnie. Coś nie z tej ziemi.

Nie dlatego, że takie smaczne, tylko tak wyjątkowe. Zupa z konopi uświadomiła mi, jak bardzo jestem ograniczony jeśli chodzi o smaki, wszystko co przygotowuję jest z pewnego, raczej wąskiego zbioru smaków i składników, choć wchodząc do dużego supermarketu może się wydawać, że kombinacji sprzedawanych tam produktów nie ma końca.

Wróćmy jednak do Kopernika, który podzielił się ze światem obserwacją, że zły pieniądz wypiera dobry. Przenosząc na nasz świat polityki, literatury, sportu moglibyśmy skonstatować, że coraz gorsi piosenkarze wyrzucają ze sceny dobrych szansonistów, kulejący na języku pisarze zastępują wirtuozów słowa, a za przeproszeniem Nitrasy spychają z mównicy mężów stanu. Tyle tylko, że byłaby to nieprawda. Albo raczej półprawda.

Bo że miernoty coraz niższych lotów wdzierają się na kolejne Parnasy, to obserwacja banalna. Już nie trzeba nawet czytać, żeby być pisarzem, nie trzeba mieć słuchu, żeby być gwiazdą muzyki, a do polityki wystarczy tupet. Ba, obserwując przez pewien czas polską scenę polityczną z bardzo bliskiej odległości zauważyłem, że kompetencje, takt, ogłada i inne cechy, które onegdaj predestynowały do poważniejszego myślenia o dyplomacji dzisiaj są kulą u nogi dla ludzi chcących zrobić za przeproszeniem karierę w polityce. Polityka wymaga teraz jedynie przekonania o własnej wyjątkowości i wewnętrznego ciśnienia, by świat się o tym fakcie koniecznie i pilnie dowiedział.

Kopernik miał więc w tym zakresie rację, co do tego nie mam wątpliwości. Z każdą falą coraz nikczemniejszej wartości persony i produkty ich intelektu zalewają świat. Nie miał jednak racji oceniając wcześniejszą monetę jako „dobrą”. Dobry pieniądz to piosenka bardzo dalekiej przeszłości, jest to taki Minotaur czy inny Piast Kołodziej.

Choć w polityce, to akurat rzeczywiście mam pewien punkt odniesienia. Polscy mężowie stanu z okresu międzywojnia postawili poprzeczkę bardzo wysoko. Można odnieść wrażenie, że była to jakaś niesamowita erupcja wybitnych osobowości, jakby historia spłatała figla i postanowiła wielkich ludzi wcisnąć na jedną kartę.

Nie wiem czym można wytłumaczyć fakt, że w tym samym dwudziestoletnim okresie działali tacy ludzie jak Roman Dmowski, Wincenty Witos, Józef Piłsudski, Ignacy Paderewski, Roman Rybarski, Ignacy Daszyński i wielu innych, przy których wcześniejsze i późniejsze patoelity naszego narodu wydają się skarłowaciałe i poważnie dysfunkcyjne.

Zejdźmy z tej dygresji na obecne wydarzenia i kopernikańską hipotezę o parszywieniu przystawmy do aktualnej sytuacji w kraju nad Wisłą. Aż chciałoby się pastwić nad upadkiem zasad, praworządności i zwykłej przyzwoitości (obietnice wyborcze chyba jeszcze nigdy nie dezaktualizowały się tak szybko jak teraz), ale po co?

Prawda jest taka, że z wyborów na wybory poziom Parlamentu schodzi o parę stopni w kierunku anarchii. Niektórzy politycy związani z dzisiejszą opozycją coraz głośniej wyrażają nadzieję na szybkie, przedterminowe wybory w związku z tym, że szeroka koalicja rządowa okaże się jednak zbyt wąska i nie będzie w stanie uchwalić przyszłorocznego budżetu.

Przykre, ale nie mam najmniejszych złudzeń, że każdy kolejny Sejm będzie jeszcze niższych lotów. Przynajmniej tak długo, aż zmienimy ordynację wyborczą i pozwolimy ludziom wziąć sprawy w swoje ręce.

Paweł Skutecki

 

paweł.skutecki@wolnadroga.pl

Kategoria:
Skuter01 Wikipedia