Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Wspomnienia opozycjonisty

Wspomnienia opozycjonisty. Książka J. Makensona (2)

Sytuacja społeczno-polityczna u schyłku lat 70. i na przestrzeni 80.

Koniec lat 70-tych był tzw. „późną epoką gierkowską”. O ile początek władzy Edwarda Gierka część społeczeństwa przyjęła z ulgą po skompromitowanych rządach Władysława Gomułki, to po prawie dziesięciu latach nie pozostało prawie nic z jego szumnych obietnic. Wydawało się, że otwarcie na Zachód procentować będzie poprawą standardu życia znaczącej części społeczeństwa. Jego słynne „Pomożecie?” nikogo już nie ekscytowało. Zachodnie kredyty zamiast na inwestycje szły na kosztowne, nierentowne, ale sztandarowe dla socjalizmu obiekty. Długi rosły, a efekt był znikomy. Kulą u nogi „reform” Gierka był system uzależniający naszą gospodarkę od sowieckiej Rosji, czyli RWPG (Rada Wzajemnej Pomocy Gospodarczej) i rubel transferowy, obowiązujący we wzajemnych rozliczeniach. Ograniczono wymianę handlową z krajami zachodnimi „drugiego obszaru płatniczego” posługującego się dolarami, preferowano zaś ruble. Te zasady dotyczyły wszystkich państw bloku wschodniego. W tym okresie priorytetem dla polskiej gospodarki był węgiel kamienny. Bez względu na koszty i nadludzki wysiłek górników, nierzadko okupiony ofiarami śmiertelnymi, walczono o zwiększanie wydobycia. Eksport węgla przynosił dolary. Głównym środkiem transportu węgla była kolej. Na naradach we wszystkich okręgach PKP priorytetem było wysyłanie węglarek na Śląsk. Prócz eksportu niezbędne było zabezpieczenie elektrowni, ciepłowni, hut, zakładów pracy i gospodarstw domowych. Stąd też węglarki wędrowały na tylko na Wybrzeże, ale i kursowały po całym kraju. To budziło nerwowość w kierownictwie PKP, bo należało je jak najszybciej ekspediować na Śląsk. Szukano nawet pojedynczych i niesprawnych, sprawdzano, jak długo są rozładowywane, a pracowników zmuszano do rozładunku w niedziele (nie było jeszcze wolnych sobót). Wagony musiały wracać jak najszybciej. Sam uczestniczyłem w takich naradach i wiem jakie były obawy, że gdzieś dyrektor znajdzie węglarkę czy lokomotywę, która powinna, a nie pojechała na Śląsk. Jeden z dyrektorów chwalił się, że wycofał z naprawy parowóz i wysłał go na Śląsk z węglarkami, mimo iż z panewek po drodze sypały się iskry.

Górnicy za swą ciężką pracę otrzymywali dodatkowe gratyfikacje pieniężne i mogli zaopatrywać się w specjalnych sklepach, gdzie były produkty przeznaczone wyłącznie dla nich i nikt inny nie mógł tam kupować. Podobne przywileje mieli rybacy i marynarze, którzy otrzymywali bony do Baltony, gdzie mogli kupić produkty niedostępne w zwykłej sprzedaży oraz wybrane artykuły ze strefy dolarowej. Uprzywilejowani byli działacze PZPR, funkcjonariusze MO, SB oraz zawodowi oficerowie WP, którzy mieli swoją sieć sprzedaży, tzw. „konsumy”. Dla szczęśliwców pracujących za granicą w strefie dolarowej np. w Libii, Syrii czy Jugosławii władze emitowały bony do sieci Pewex, gdzie zaopatrzenie było podobne jak w Baltonie. Pracujący w Czechosłowacji, NRD czy nawet w ZSRR mogli tam kupić atrakcyjne produkty, niedostępne w Polsce. Pozostali musieli liczyć na znajomych bądź rodzinę. Było powszechnie wiadomo, że lepsze zaopatrzenie było w Warszawie, na Śląsku, Wybrzeżu, ewentualnie w Krakowie bądź Poznaniu.

Dodatkowe możliwości stwarzały delegacje służbowe lub szkolenia. Kiedyś będąc na szkoleniu w Gdyni zostałem poproszony, by kupić tam mleko Bebiko dla niemowlaka koleżanki. Stało w wielu witrynach sklepowych. Okazało się jednak, że do jego nabycia niezbędny jest wpis w dowodzie osobistym o zameldowaniu w Trójmieście! Koleżanka musiała kupić je w Lublinie za bony dolarowe. Ratowano się wymianą barterową, lub wręcz przekupstwem. Pamiętam, gdy kiedyś moja mama przyszła uszczęśliwiona, bo w długiej kolejce udało jej się „zdobyć” (tzn. „kupić”) kurtkę skórzaną. Kurtka była zbyt mała, lecz mama oświadczyła, że wymieni ją u swojej znajomej na buty zimowe. Brakowało w zasadzie wszystkiego, lecz należało jakoś sobie radzić by przetrwać. Nie zawsze w zgodzie z zasadami moralnymi czy etycznymi, ale wola przetrwania miała tu znaczenie priorytetowe.

Innym sposobem na kupno atrakcyjnych towarów były zapisy, przedpłaty oraz tzw. komitety kolejkowe. Zapisy polegały na zadeklarowaniu chęci nabycia jakiegoś dobra w określonym sklepie, zgodnie z listą chętnych i bieżącymi dostawami. Zwykle na realizację takiej sprzedaży należało czekać kilka miesięcy – my na zakup sowieckiego telewizora kolorowego Rubin 714 czekaliśmy ponad rok. Mój tata zakupu nie doczekał, bo zmarł. Jego kolejka przepadła, gdyż była imienna. Telewizor zdobyliśmy inną drogą – kupując po znajomości za gotówkę naprawiony tzw. zwrot reklamacyjny. Innym przykładem był zakup samochodu Skoda S 100. Już w 1969 roku mój tata wpłacił jego pełną wartość w Polmozbycie. Dalej należało czekać na dostawę. Pieniądze miał z resztek sprzedanej ziemi pozostałej po parcelacji majątku w Ożarowie k/ Lublina. Ziemię zmuszony był sprzedać, bo inaczej i tak przejęłaby ją gmina. Samochód był lokatą kapitału, bo nawet kilkuletnie, używane pojazdy miały znacznie większą wartość rynkową niż nowe – będące jednak nie do zdobycia. Oczekując na odbiór do przedpłaty należało dopłacać, bo cena w Polmozbycie rosła. Bez dopłaty zwracano kwotę dotychczas wpłaconą i koniec marzeń o samochodzie! Tym sposobem dopiero w kwietniu 1976 roku udało się kupić ów samochód za kwotę o 25 % wyższą od pierwotnie wpłaconej i jeszcze za dodatkowe „pół litra” by otrzymać odpowiedni kolor.

W przypadku atrakcyjnych towarów, na wieść o możliwej dostawie przed sklepem organizowała się samorzutnie grupa zainteresowanych tworzących komitet, który spisywał listę „kolejkowiczów”. Należało trwać w tej kolejce bez przerwy, w dzień i w nocy, wymieniając się z rodziną, bo gdyby po kolejnym spontanicznym odczytaniu listy zainteresowanych nie było, to wykreślano ich, a trud szedł na marne. W naszym przypadku już po 16 dniach stania mogliśmy cieszyć się nową pralką automatyczną Polar. Bywało, do sklepu mięsnego dostarczono zupełnie zaskakujące produkty, np. jugosłowiański proszek do prania „Zielone jabłuszko”, w opakowaniach po 700 gram. Ponieważ obowiązywał przydział kartkowy po 300 gram na osobę, to sprzedawczynie rozrywały pudełka i proszek pakowały do zwijanych z szarego papieru tutek. Oczywiście wszyscy się pchali, a proszek unoszący się w powietrzu pokrywał niemal całe wnętrze. Bywało, że np. w sklepie chemicznym trafiał się materiał sztruksowy na spodnie lub kurtkę, a w sklepie obuwniczym blok waflowy czekoladopodobny. Skala tych paradoksów nie miała granic, lecz wszyscy się do tego przyzwyczaili i nikt się nie dziwił.

W atmosferze powszechnych braków narastały w społeczeństwie nastroje niezadowolenia. Władza coraz bardziej oddalała się od ludzi, a ci z coraz większą dezaprobatą patrzyli, jak „aparatczycy” pławili się w luksusie. 12 sierpnia 1976 r. wprowadzono kartki na cukier. Każdy miał wówczas prawo do zakupu po normalnej cenie 2 kg cukru na miesiąc. Kto chciał więcej, mógł go nabyć za cenę „komercyjną”, wielokrotnie wyższą. Mimo protestów (Radom 1976) władza nie radziła sobie z zaopatrzeniem rynku. Bunt narastał. W powszechnej opinii winny był eksport atrakcyjnych towarów do ZSRR po cenach znacznie poniżej kosztów produkcji. Bywało, że robotnicy a nawet czasami kolejarze włamywali się do wagonów z produktami  wysyłanymi do Sowietów. Kradli to, czego na rynku brakowało. Stąd jedenasty postulat strajkowy w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku brzmiał: „Wprowadzić na mięso i przetwory kartki – bony żywnościowe (do czasu opanowania sytuacji na rynku)”.

W tej sytuacji od lutego 1981 r. wprowadzono kartki żywnościowe na mięso i jego przetwory a od kwietnia 1981 r. także na inne podstawowe produkty spożywcze. Reglamentowano benzynę, a przy okazji rozszerzano sieć sklepów sprzedających produkty w „cenach komercyjnych”. Nic więc dziwnego, że gdy w lipcu 1980 roku w bufecie przyzakładowym WSK w Świdniku k/Lublina drastycznie podniesiono cenę przysłowiowego „kotleta”, to wybuchł protest, a w konsekwencji strajk. Z powodu podwyżek zastrajkowali tez pracownicy innych zakładów Lubelszczyzny, a także kolejarze Lokomotywowni Pozaklasowej PKP w Lublinie i całego węzła PKP Lublin.

Podczas sierpniowych protestów  po raz pierwszy pojawił się postulat „wolnych związków zawodowych”. Struktury te miały dbać o realizację postulatów pracowniczych. Innym nowym elementem były „działania solidarne” – jeden  za wszystkich, wszyscy za jednego. W wielu przypadkach zakład mógł liczyć na wsparcie pobliskich. Tworzyły się struktury regionalne. Władza próbowała się temu przeciwstawiać i to czasem skutecznie. Gdy przed Świętami Bożego Narodzenia w 1980 roku wojewoda lubelski obiecał extra przydział po 1 kg szynki konserwowej dla członka NSZZ „Solidarność” w Regionie Środkowo-Wschodnim, to wojewoda chełmski obiecał jedynie 0,8 kg szynki dla chełmskiego związkowca. Powstały plotki, że działacze regionalni „S” w Lublinie celowo zróżnicowali przydział, by mieć więcej kosztem chełmian. Nie pomogły tłumaczenia. Skutkiem tej prowokacji było wyodrębnienie z dotychczasowych struktur nowego Regionu Chełmskiego NSZZ „Solidarność”. Stan ów na stałe zatwierdziła Komisja Krajowa. Władze zacierały ręce, a „Solidarność” się osłabiała. Napuszczano jednych na drugich, wykorzystywano miejscowe napięcia i konflikty, podsycano nastroje społeczne. Za ten stan obwiniano „Solidarność”, a szczególnie ekstremistów, którzy tam wiedli prym. Podejmowano jednostkowe próby konfrontacji jak np. w Bydgoszczy, z pobiciem Jana Rulewskiego, Władze dobrze wiedziały, że siłą opozycji w Polsce jest duchowieństwo i papież Jan Paweł II. Jego prorocze słowa wygłoszone na Placu Zwycięstwa (obecnie Piłsudskiego) w 1979 r. podczas pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi” na stałe poruszyły serca większości Polaków i niewątpliwie stały się motorem sprawczym wszystkich kolejnych wydarzeń w latach 80-tych. Szkoda tylko, że słowa kilka lat później skierowane do kolejarzy w Lublinie 09 czerwca 1987 roku: „Kolejarze nie dajcie się dzielić, bądźcie zjednoczeni”, już po transformacji ustrojowej również okazały się prorocze i zgubne dla środowiska kolejarskiego, które poszatkowane na spółki na zawsze utraciło dotychczasowe znaczenie.

Nie bez znaczenia dla sytuacji społeczno-politycznej w Polsce był układ polityczny i militarny. Od zakończenia II wojny światowej na terenie Polski stacjonowały sowieckie siły zbrojne, w tym dywizje pancerne, jednostki artylerii rakietowej (z głowicami nuklearnymi) i wiele pułków lotnictwa. Mogły one bez trudu spacyfikować wybrane rejony Polski. O ich „otwartości” na taką „bratnią pomoc” świadczą wydarzenia na Węgrzech w 1956 roku czy w Czechosłowacji w 1968 r. Do „bratniej pomocy” gotowy był także Erich Honecker, przywódca NRD. Mimo to trzeba zauważyć, że po wypadkach na Węgrzech Sowieci nie zdecydowali się na interwencję w Poznaniu w 1956 roku i sprawę stłumienia strajków pozostawili Wojsku Polskiemu i Urzędowi Bezpieczeństwa. Mogli przypuszczać, że Polacy odpowiedzą zrywem narodowym. Zaangażowani militarnie w Afganistanie nie chcieli się na to narażać. W Stanach Zjednoczonych prezydentem był Ronald Reagan, który jawił się jako twardy przywódca, a jego poparcie dla polskich ruchów opozycyjnych i NSZZ „Solidarność” było jednoznaczne i szczere. W Wielkiej Brytanii podobną postawę prezentowała premier Margaret Thatcher zwana także „Żelazną damą”, która bez wahania zdecydowała się na „odbicie” Falklandów z rąk Argentyńczyków w 1982 r. Większość przywódców światowych nie ukrywała sympatii dla NSZZ „Solidarność” i działań opozycyjnych w Polsce. Sytuacja na arenie międzynarodowej była więc korzystna. Teraz wiemy, a wówczas mogliśmy jedynie spekulować, że kierownictwo PZPR wielokrotnie zabiegało u Breżniewa o „bratnią pomoc”, on jednak stanowczo odmawiał. Nie jest więc prawdą oświadczenie Wojciecha Jaruzelskiego, że stan wojenny był mniejszym złem i uchronił Polskę od interwencji sowieckiej i rozlewu krwi. Kluczową sprawą dla niego i jego ekipy było utrzymanie się przy władzy, nawet kosztem ofiar. Wprowadzenie stanu wojennego w Polsce 13 grudnia 1981 r. stało się równią pochyłą, po której staczała się Polska. Śmierć 9 górników w kopalni „Wujek” nie zastraszył opozycji. Pamiętam, jak w ośrodku internowania we Włodawie SB-cy wyraźnie się cieszyli z tej tragedii, licząc na to, że złamie to działaczy opozycyjnych. Podsuwano masowo „lojalki”. Byli tacy, którzy ulegli tej propagandzie. Na szczęście były to jednostki stosunkowo nieliczne lecz także z środowiska kolejarskiego. Mimo to „Solidarność” aktywnie działała. W efekcie sankcje zachodnie, wsparcie papieża Jana Pawła II, klęska w Afganistanie i pogarszająca się sytuacja gospodarcza Polski spowodowały w 1989 roku rozpoczęcie rozmów „okrągłego stołu”. Zakładały one oddanie części władzy przy zachowaniu kluczowych resortów. Niestety, pozwoliły aparatczykom na uniknięcie odpowiedzialności oraz uwłaszczenie się na majątku narodowym. To już jednak lata 90. i ta publikacja nie obejmuje tego okresu. Trzeba  jednak wyraźnie podkreślić, że działacze opozycyjni byli głównie zaangażowani w poprawę bieżącej sytuacji społecznej. Nikt lub prawie nikt wówczas nie marzył o zmianach natury politycznej. Efekty walki opozycyjnej zdecydowanie przerosły oczekiwania. Jej przebieg w wymiarze prowadzonym przez środowisko kolejarzy we Wschodnim Okręgu Kolei Państwowych z siedzibą w Lublinie postaram się zarysować w tej publikacji.

Robert Makenson

(opracował do druku K. Wieczorek)

 

makenson ok?adka