Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-muzyka

„PantaRhei II” – Rudź / Pauszek / Nidzicki (2020)


Należy cieszyć się, że od dłuższego czasu Polska w świecie muzyki elektronicznej nie jest białą plamą. Twórców mamy wielu i choć poziom bywa różny, to z pewnością jest w czym wybierać. Znaczącą rolę na tym polu odgrywa Tomasz Pauszekoraz Przemysław Rudź.

W efekcie ich wspólnej pracy w 2018 roku powstało jedno z najbardziej ekscytujących przedsięwzięć polskiej sceny elektronicznej. Był nim album „PantaRhei”, opatrzony inspirującą okładką, zaprojektowaną przez Damiana Bydlińskiego. Płyta została życzliwie przyjęta, tak przez fanów jak i krytyków, co zachęciło obu twórców nie tylko do przygotowania drugiej części, ale także rozwinięcia całego projektu do formy tryptyku.

„PantaRhei II” miała swą premierę w grudniu minionego roku. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że skoro pomysł chwycił, to wzorem hollywoodzkich twórców trzeba zrobić sequel, a potem kolejny. Nic z tych rzeczy. Obie części naprawdę trzymają wysoki poziom, a są tacy, którzy twierdzą, że wprawdzie druga część nawiązuje do pierwszej, ale jest jeszcze ciekawsza bo penetruje niezbadane wcześniej obszary.

Początek był prozaiczny. Obaj muzycy poznali się na festiwalu Robofest 2012 w Pruszczu Gdańskim. Po jakimś czasie Przemysław Rudź zaproponował wspólną płytę, której motyw przewodni miał wywodzić się ze znanych słów Heraklita. Przygotował u siebie podkłady czterech utworów. Był to szkielet, który Tomasz Pauszek we własnym studiu wypełnił, dogrywając swoje emocje wyrażone muzyką.

Odpowiedź przyszła szybko – jest genialnie i w zasadzie niczego nie poprawiamy. Powstała ilustracyjna muzyka w klimacie nawiązującym do wczesnego Vangelisa, niemal zgodnie z programowym tytułem – płynąca, przelewająca się, relaksująca, a jednak przykuwająca uwagę.

Kilka tygodni temu miała miejsce premiera drugiej części. Ostatni czwarty utwór pierwszej części wybrzmiewał szumem przelewającej się wody. Druga część rozpoczyna się podobnie. Nadal mamy szum rzeki – tej samej, lecz jak chce Heraklit – już nie takiej samej.

Po jakimś czasie pojawia się górujący nad wszystkim motoryczny rytm, przywodzący na myśl najlepsze lata TangerineDream. Ta motoryczna sekwencja rozjaśniona rozlanymi plamami niczym wir porywa słuchającego w podróż. Po chwili całość nieco zwalnia. Mamy kolejny motyw, i tak dalej i dalej… Struktura jest przemyślana, brzmienia nietuzinkowe i choć pierwszy utwór trwa ponad dwadzieścia dwie minuty, to nie ma w nim miejsca na nudę.

Druga kompozycja, bardziej ambientowa, jest nieco wolniejsza. To dobrze, myśli krążą swobodnie, dają się ponieść tokiem narracji. Jest to w zasadzie płyta koncepcyjna, choć nie pada tu ani jedno słowo. Za tę sferę odpowiedzialny jest trzeci, niewymieniony dotąd twórca – Wiktor Niedzicki – fizyk, dziennikarz radiowy i telewizyjny, wykładowca akademicki i autor programu Laboratorium. To jego sylwetka widnieje wewnątrz okładki i na plakacie dołączonym do albumu.

Jest równorzędnym partnerem obu muzyków. Jego esej o początkach świata, pełen znaków zapytania i bardziej bądź mniej prawdopodobnych hipotez tworzy warstwę narracyjną albumu, próbując znaleźć odpowiedź na pytania, które dziś pochłonięci milionem spraw coraz rzadziej sobie zadajemy. To bardzo ważna część płyty. Chyba warto zapoznać się z nim przed jej przesłuchaniem. W wersji audio został dołączony jako dodatkowa płyta CD, zarówno do wydania cyfrowego, jak i analogowego.

„PantaRehi II” daje nam czas do refleksji. Po zapoznaniu się z przemyśleniami Wiktora Niedzickiego muzyka Rudzia i Pauszka nie brzmi już tak samo. Nie jest bezimienna. Pięć utworów i ich klimat to dobry czas na zadumę o tym, skąd przychodzimy i co jest absolutem. W konkluzji i tak dojdziemy do myśli Heraklita, choć ona nie zamyka tematu. W czasach nieustannej pogoni za ułudą można o tym rozmyślać nad kolejną odsłoną tytułowej mglistej rzeki. To muzyka, która może stać się katalizatorem prawdziwego duchowego katharsis.

Czego możemy spodziewać się w trzeciej odsłonie tryptyku? Dziś trudno powiedzieć, tym bardziej, że nie wiedzą tego nawet sami twórcy. Będzie to z pewnością dalsza część fascynującej podróży po świecie, w którym wszystko płynie, podlegając ciągłym zmianom. Obie dotąd opublikowane już teraz zachęcają do powrotów i prowokują by odkrywać drzemiące w nich barwy.

A skoro o barwach mowa – wydanie analogowe dostarcza ich w obfitości. Zarówno pierwsza, jak i druga część pozwala cieszyć się z projektu graficznego w rozsądnej wielkości i odkrywać w nim coraz to nowe przesłania. Muzyka pierwszej części znalazła się na dwóch karminowych półprzezroczystych winylach, zaś winyle części drugiej mają barwę bursztynu. Co nas czeka za rok? Myślę, że trzecią część rozpocznie szum wiatru, jednak poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko.

Krzysztof Wieczorek

muza02