Kilka lat temu usłyszałem przypadkiem muzykę Kapeli Hanki Wójciak… i już zostałem w jej zaczarowanym świecie. Hanka Wójciak to góralka z Olczy (dzielnicy Zakopanego), która ma swoją Kapelę i jak dotąd nagrała dwie płyty. Niedawno ukazało się kolejne, trzecie wydawnictwo, będące zapisem koncertu, który miał miejsce w Krakowie 10 października 2020 roku, zaś sam koncert odbył się niemal dokładnie dziesięć lat po wygranym przez artystkę 46. Studenckim Festiwalu Piosenki. To zwycięstwo okazało się brzemienne w skutkach, bowiem właśnie wówczas zdecydowała, że swoje życie zwiąże z muzyką. W dzisiejszych czasach to niełatwy wybór, gdyż to spece od marketingu radiowego i kilka wielkich koncernów płytowych wiodą rząd dusz w naszym kraju, decydując co się komu ma podobać i co za tym idzie – co się sprzeda. Muzyka Kapeli Hanki Wójciak wymyka się kryteriom łatwej oceny, dotykając głębszych pokładów wrażliwości odbiorcy. Jakkolwiek sporo w niej elementów rodem z Podhala, to daleko jej do taniej komercyjnej góralszczyzny. Mieszają się tu wpływy podhalańskiego folkloru i muzyki zaczerpniętej z kultur innych ludów górskich (tu jak sądzę nie bez znaczenia jest organizowany corocznie w Zakopanem Festiwal Folkloru Ziem Górskich, wszak muzyka górali z całego świata mimo różnych źródeł może mieć wspólny mianownik). Przebogata kultura Podhala z której się wywodzi oraz wrażliwość otwarta na wpływy muzyki innych kultur sprawia, że muzyka Kapeli brzmi wyjątkowo. Odnaleźć tu można akcenty ludowe, jazzowe, cygańskie i klimaty rodem z poezji śpiewanej, a nawet zabłąkane nuty rodem z twórczości francuskiej piosenkarki Zaz. Jakimś cudem łączy się to wszystko w intrygującą i spójną całość.
Hanka Wójciak od ponad dekady koncertuje z własną kapelą, złożoną z doskonałych i wrażliwych muzyków. Od tego czasu rozwinęła swój talent i wrażliwość. Jej debiutancka płyta firmowana przez Radio Kraków ukazała się w 2014 i nosiła tytuł „Znachorka”. Trafiło tam czternaście autorskich utworów. Dwa lata później album ponownie pojawił się na rynku w zmienionej okładce i dodatkowymi dwoma kompozycjami. W 2017 pojawił się album „Zasłona” pokazując szerzej świat muzyczny artystki. Warto go poznać, wejść i dać się porwać. To nie tylko góralskie śpiewanie, to także poetyckie strofy, zaśpiewane najczystszą polszczyzną. Oba światy istnieją tu równolegle i mieszają wzajemnie się uzupełniając. Wróćmy jednak do trzeciej płyty, która jest muzycznym podsumowaniem minionej dekady. Sama artystka przyznaje, że obecny czas nie sprzyja wydawaniu płyt, a zwłaszcza takich, gdzie każdy niuans i szczegół dowodzi jak wiele serca wkłada w każde swoje dzieło, bowiem owo wydawnictwo to prawdziwy handmade – dopieszczony i piękny. To limitowana, prawdziwie ekologiczna edycja, wydana w czterech różnych wersjach kolorystycznych, z których każda zawiera nieco inne dodatki, w tym książeczki z fotografiami i bardzo osobistym opisem wydarzenia i przebytej drogi artystycznej. Do tego w zestawie znajdziemy cztery karty okolicznościowe (dobierane indywidualnie do każdej z wersji), a także kolorowe piórka i inne drobiazgi sprawiające, że odbiorca ma wrażenie bezpośredniego kontaktu z twórcą, a nawet że ta płyta została przygotowana specjalnie dla niego (nie bez znaczenia może być także osobista dedykacja). Tyle jeśli chodzi o formę – raczej niespotykaną w czasach powszechnej prezentacji muzyki przez Internet i w streamingu… Nie mniej ważnym elementem jest muzyka zawarta na dwóch krążkach. To, jak wspomniałem wcześniej, zapis koncertu. Jest tu wspaniale przeniesiona atmosfera tego wydarzenia. Słyszymy tu artystkę swobodnie posługującą się zarówno góralską gwarą, jak i pięknym językiem literackim. Tu szczególnie chcę zwrócić uwagę na niezwykle emocjonalnie zaśpiewaną autorską kompozycję „Matulu”, dedykowaną matce i wykonaną z towarzyszeniem zaproszonych gości. Goście obecni są także w innych utworach, w zasadzie w każdym i w każdym odciskają swoje znaczące ślady. Mamy tu wspaniałą mozaikę nastrojów, począwszy od zaśpiewanych z przecudną werwą utworów „Hebojcie ludziska!” i „Artyści”, po porywającą do tańca wersję „Czarodzieja”, aż po pełną zadumy „Wiesnę” i niesamowity, bardzo osobisty „Taniec” o rzeczach ważnych i sprawach świętych… Jako, że całość miała miejsce w Krakowie nie mogło zabraknąć utworu napisanego przez Andrzeja Zaryckiego (tak bardzo kojarzącego się z Piwnicą pod Baranami), ze słowami Hanki Wójciak. Całość podsumowuje nieco przekorna piosenka „Ja” oraz zaśpiewany na koniec z towarzyszeniem wszystkich zaproszonych gości utwór „Do syta”. Cały ten spektakl mówi o zwykłych, wręcz oczywistych sprawach, ale mówi niebanalnie. Miłość, samotność i zdrada to tematy nieobce każdemu. Ale nie każdy potrafi tak o tym zaśpiewać – z serca i autentycznie. Niemały wpływ mają tu goście, ale trzeba pamiętać, że to Hanka Wójciak była gospodynią tego wieczoru. Jak powiedział o niej Piotr Metz – lekko uśmiechnięta, ale kryjąca w sobie tajemnicę, liryczna, ale i wybuchowa, z góralskim temperamentem, który jest punktem wyjścia do własnej artystycznej drogi.
Krzysztof Wieczorek
krzysztof.wieczorek@wolnadroga.pl