„Escape From Reality” to tytuł autorskiego projektu Marka Depy. Marek Depa to muzyk, a ściślej ujmując kompozytor i gitarzysta z Kwidzyna. Był związany z wieloma lokalnymi zespołami, m.in. Sitelight, Kampufka, The Weeders, Lemon, Overload. Już pierwszy z wymienionych, obracający się w stylistyce prog-rockowej określa jego muzyczne fascynacje. Muzycy tej formacji przyznawali się do inspiracji twórczością TOTO, Dream Theater, Pink Floyd, Genesis, Frost bądź YES. To oczywiście jedynie hasła, mogące jednak nieco bliżej ukierunkować zainteresowania muzyczne także samego Marka. On sam fascynuje się muzyką od dzieciństwa. Mając trzynaście lat zaczął uczyć się grać na saksofonie altowym, jednak rok później zwyciężyła miłość do gitary. Do saksofonu już nie wrócił. Wspominając swoich muzycznych idoli wymienia głównie gitarzystów, co nie powinno raczej dziwić. Lista jest obszerna, jest na niej Brian May, Joe Satriani, Jimmi Page, Dave Murray, John Petrucci, Steve Vai oraz… Frank Zappa.
„Escape From Reality” to jego osobiste dzieło, nad którym pracował trzy lata, przeżywając zarówno okresy euforii jak i zniechęcenia. Nie pozwalał sobie na żadne kompromisy, wszystko co nagrywał pochodziło prosto z serca. Dobrze, że płyta mimo różnych zawirowań w ogóle się ukazała. Już sam jej tytuł zdradza główne założenia artystyczne twórcy. Ma być tytułową odskocznią od rzeczywistości i w tej roli sprawdza się znakomicie. Album pozbawiony jest tekstów, kompozytor pozostawia więc odbiorcom pełną swobodę interpretacji. Wiodącą rolę pełni na niej gitara, występująca w różnych wcieleniach. Całość jest wysmakowaną i dobrze zrealizowaną muzyczną podróżą, głównie dla miłośników instrumentalnych nut progresywnych. Wydanie krążka poprzedziły nagrania promocyjne, opublikowane w sieci. Pierwszym z nich był „Devil’s Dance”, osadzony w stylistyce metalu progresywnego, z charakterystycznymi ciężkimi riffami i skomplikowaną strukturą rytmiczną. Drugi singiel, z nagraniem tytułowym „Escape From Reality”, o wysmakowanej melodyce miał zupełnie inny charakter, pokazując szerokie spektrum zainteresowań muzycznych twórcy. Jakkolwiek także osadzony w rocku progresywnym, jednak z elementami ambientu, ballady, a nawet odniesień do rocka symfonicznego. Jako trzecia zapowiedź albumu pojawił się „Haunted World”, zdradzając jeszcze inne oblicze twórcy. To kompozycja również niełatwa, tajemniczo rozwijająca się i systematycznie nasycająca ciężkim klimatem oraz zdecydowanymi riffami, choć nie stroniąca także od ambientu. Warto się w nią zagłębić i dać się ponieść. To nie tylko popis techniczny, pełen zmian tempa i nastrojów, lecz także wielowątkowa podróż w krainę wyobraźni. W ramach promocji pojawił się jeszcze czwarty utwór „Coming Back to Life”, o tytule wprawdzie przywołującym na myśl album „Pulse” grupy Pink Floyd, jednak nie mający z nią nic wspólnego. To raczej melodyjny, niezbyt skomplikowany utwór, łatwo wpadający w ucho i pokazujący twórcę z jeszcze innej strony.
Po takich zapowiedziach można było jedynie z niecierpliwością oczekiwać premiery albumu. Otrzymaliśmy dokładnie to, czego należało się spodziewać – trzy kwadranse dynamicznej muzyki, pełną znakomitych fraz i przemyślanych melodii bez zbędnych wypełniaczy. Ostatecznie album zawiera dziewięć kompozycji. Dobrze, że płyta nie została wypełniona do granic pojemności. Trzy kwadranse to czas tradycyjnego winyla – dokładnie tyle, ile potrzeba by stworzyć coś, co przyciągnie i zatrzyma uwagę słuchaczy. Myślę, że autor nie miałby większych problemów z dopełnieniem albumu. Dobrze, że poprzestał na kompozycjach starannie wyselekcjonowanych.
Marek Depa zadedykował album swemu nieżyjącemu już ojcu. Pragnął w ten sposób podziękować mu za otwarcie drzwi do świata muzyki i wsparcie na początku drogi artystycznej. Posiadanie u progu dorastania muzycznego przewodnika jest wyjątkowym szczęściem. Dowodem na to jest ten właśnie album.
Krzysztof Wieczorek
krzysztof.wieczorek@wolnadroga.pl