Wydaje płyty od 1993 roku. Chronologicznie pierwsza nosiła tytuł „Beth Hart & the Ocean of Souls”. Do tej pory wydała ich osiemnaście. Mimo to nie jest typową gwiazdą z pierwszych stron pism muzycznych. Ma jednak w sobie niezaprzeczalną charyzmę. Ta urodzona w 1972 roku w Los Angeles amerykańska wokalistka i pianistka swój pierwszy znaczący sukces odniosła rolą Janis Joplin w off-broadwayowskim musicalu „Love, Janis”. Uznanie słuchaczy przyniósł jej drugi album „Screamin’ for My Supper” z 1999 roku. Mnie osobiście urzekł zapis jej koncertu w słynnym Paradiso Theater w Holandii, z maja 2004 roku. Pokazał ją jako dojrzałą artystkę o niesamowitych możliwościach. Hart otworzyła przed publicznością nieomal wnętrze swej duszy, ukazując zarówno pasję, patos, ból i siłę. Ta szczerość oraz znacznie bardziej drapieżne brzmienie niż na wcześniejszych studyjnych płytach okazało się kluczem do serc wielu fanów. Jest artystką nowoczesną, korzystającą jednakże w pełni świadomie z całego dorobku i spuścizny zarówno rocka, bluesa, soulu, a nawet gospel. Zna doskonale sztandarowe dokonania oraz klasykę każdego z tych gatunków, jednakże siła z jaką potrafi przyciągnąć uwagę pochodzi także z jej osobistych doświadczeń. Nie uznaje kompromisu ani ustępstw. Nagrywając ów koncert miała za sobą niewielki dorobek własnych dokonań, jednak potrafiła wydobyć z niego to, co najlepsze. Na bis zaprezentowała własną wersję „Whole Lotta Love” Led Zeppelin, która chyba nikogo, w tym także ortodoksyjnych fanów owej słynnej czwórki z Londynu nie może pozostawić obojętnym.
Na początku swej kariery odnotowała sporo wzlotów, lecz także upadków i zakrętów w życiu osobistym. Gdy miała pięć lat, jej rodzinę opuścił tata. Mając jedenaście uzależniła się od alkoholu, a później od narkotyków. Cierpiała również na anoreksję i depresję. Oparcie znalazła w swym obecnym mężu, który był przy niej nawet w najtrudniejszych chwilach. Jemu zawdzięcza swój powrót do normalnego życia. W 2010 roku do współpracy zaprosił ją Slash, z którym nagrała utwór „Mother Maria”, jednak znaczącym przełomem okazała się współpraca z Joe Bonamassą, z którym nagrała cztery albumy. Jej rewelacyjny, zachrypnięty niczym u Janis, a przy tym pełen ekspresji i drapieżny głos potrafił przykuć uwagę takich gwiazd jak Jeff Beck czy Les Paul, co przyniosło wymierne owoce. Wydawała też równolegle płyty pod własnym nazwiskiem. Wytrwała praca przyniosła wymierne efekty – nominację do nagrody Grammy w 2014 oraz kolejne albumy, zdobywające coraz większe uznanie. Tu warto wspomnieć album „Better Than Home” z 2015 roku, który znalazł się na szczycie listy iTunes Blues Chart i został uznany przez magazyn Mojo za najlepszy album roku. Płyta trafiła także na szczyt holenderskich list przebojów, zasłużenie przynosząc artystce dużą popularność. Wokalistka była również nominowana przez sześć kolejnych lat do Blues Music Awards, wygrywając ostatecznie w 2018 w kategorii „Instrumentalista – Wokalista”. Sukcesy odnosiła także na rodzimym, amerykańskim rynku. Tam doceniono jej występy w Royal Albert Hall z Joe Bonamassą.
Jako przeciwwagę do wspomnianego na wstępie koncertu trzeba wyróżnić płytę „Front and Center: Live from New York” z 2018 roku. Znalazł się tam występ Beth Hart w Nowym Jorku, zarejestrowany na potrzeby jednej z amerykańskich telewizji. Artystka pokazała, że świetnie czuje się nie tylko w bluesowym repertuarze, ale z równą łatwością sięga po soul, jazz, boogie, hard rock i country. Obok utworów dynamicznych, doskonale rozgrzewających publiczność zaprezentowała pełne dramatyzmu ballady, odnoszące się do jej prywatnego, pełnego zakrętów życia. Przykładem mogą być choćby kompozycje „St. Teresa” oraz „Leave The Light On”. Jej mocny głos z charakterystyczną chrypką jest wręcz stworzony do śpiewania rhythm`n`bluesa. Często wplata go w jazz, soul i współczesny rock. Na płytę trafiło jedenaście oryginalnych piosenek i cztery covery, z których każdy jest niepowtarzalny. Artystkę wspomagał na tym koncercie Jon Nichols na gitarach elektrycznych i akustycznych oraz chórkach, Bill Ransom na perkusji i Bob Marinelli na basie. To bardzo emocjonalny album, jakkolwiek brakuje w nim trochę instrumentalnej drapieżności. Nie zmienia to faktu, że sama artystka prezentuje doskonałą formę. Nawet bez gwiazdorskiego towarzystwa Joego Bonamassy i jego gitarowej wirtuozerii potrafi zabłysnąć i przykuć uwagę swym hipnotyzującym głosem. Program zawierał kompozycje z płyty „Fire On The Floor” wydanej w 2016 roku. Warto porównać ów program z wydanym trzynaście lat wcześniej „Live at Paradiso”. Wprawdzie dziś potrafi wypełnić znacznie większe sale niż wcześniej i jest już postrzegana jako jedna z bardziej znaczących wokalistek na świecie. W ciągu ponad dwudziestu lat kariery, począwszy od serii hitowych albumów w latach dziewięćdziesiątych, a następnie udanej kariery solowej oraz we współpracy z gitarowymi herosami dorobiła się własnej, naprawdę oddanej publiczności. Kilkakrotnie z powodzeniem występowała w naszym kraju, ostatnio 12 czerwca tego roku w Gdyni. Warto jednak odbyć wycieczkę w przeszłość i zestawić oba wspomniane dziś albumy. Mimo swej odmienności robią niezwykłe wrażenie, zapewniając przeżycia artystyczne wysokiej próby.
Krzysztof Wieczorek
krzysztof.wieczorek@wolnadroga.pl