Siedemnastego września 1939 r. Rosjanie wg. umowy z Hitlerem uderzyli na Polskę. Wkrótce już byli w rejonie Wilna.
Z dyrekcji kolejowej otrzymaliśmy zarządzenia: zniszczyć wszystko, dokumenty tajne i poufne spalić, a broń zniszczyć lub zakopać. Osobiście miałem dwa nagany; jeden rozebrałem i zakopałem w leju w pobliżu wagonów. Drugi zatrzymałem i schowałem w swoim wagonie. Dwudziestego września 1939 r. pierwsze dwa czołgi z działami art. i karabinami w ręku wyjechały w teren zaparkowanych pociągów. Sowieci żądali oddania broni K.P.W. Wszystkie karabiny zostały wrzucone do czołgów. Częściowo zostały zniszczone, ale oni tego nie sprawdzili. Żołnierze i kierowcy czołgów twierdzili, że przyjechali wyzwolić Polskę z niewoli niemieckiej i z niewoli rządu polskiego, który zmuszał klasę robotniczą do ciężkich robót.
Byłem w pobliżu nich. Zapytałem: to dlaczego zabieracie naszą broń? Odpowiedź „My was oswobodzimy: Będziecie żyć „charaszo”!
25 października 1939 r. otrzymaliśmy od władz sowieckich zarządzenie: „powrócić do warsztatów jak najszybciej i przygotować wszystko do użytku”. Po powrocie do warsztatów, nie wróciłem do pracy. Udawałem, że jestem chory. W zastępstwie kierował zmontowaniem obrabiarek, kuźni i narzędziowni dobry rzemieślnik Chmaro, który podczas pierwszej wojny światowej, jako młody chłopak pracował w Rosji. Został wyznaczony na moje miejsce przez NKWD. Po powrocie do warsztatów musieliśmy wykonać zarządzenia Komitetu Roboczego. NKWD kontrolowało wszystkie działy: mechaniczny, mostowy, materiałowy i personalny. Zaufanym pracownikom tłumaczyłem, że to nie są nasi przyjaciele. Do Komitetu Roboczego NKWD powołało skomunizowanych pracowników i przygotowywali wagony w dziale mostowym do wysyłki w głąb Rosji. Zaufani pracownicy informowali mnie o tym przygotowaniu. Oczywiście przy sposobności informowałem Naczelnika warsztatów inż. Seydla. W połowie listopada 1939 r. na stanowisko naczelnika warsztatów NKWD mianowało oficera armii sowieckiej Ałfiorowa. Człowiek ten przybył w łachmanach, ubranie miał zniszczone, koszule bez rękawów. Po kilku dniach miał już biała koszulę, dobre ubranie i buty. Ubrały go niewiasty skomunizowanych pracowników. Inż. Seydel musiał z nim pracować jako zastępca. Praca powoli posuwała się. Wielu pracowników nie powróciło do warsztatów. Byli to przeważnie rolnicy z pobliskich wiosek.
Agresywni komuniści Komitetu Roboczego pilnowali wykonania wszystkich zarządzeń. Na kierownika warsztatu mechanicznego wyznaczono mego zastępcę Chmaro. Przedstawiciele Komitetu Roboczego kilka razy w tygodniu zwoływali wszystkich pracowników na pogadanki. Na jednym z zebrań zauważyłem uwagi, że kierownictwo pracuje niedbale. Zaczęto znieważać inż. Seydla, zastępcę inż. Kasprzyka i kierować złośliwe uśmiechy do mnie. Nie miałem nic do powiedzenia. Z napisem szkalującym, że jestem: „krwiopijcą” klasy pracującej i nie nadaję się do pracy w warsztacie, przeniesiono mnie do biura kreślarskiego. Nie było wątpliwości, że przygotowują wagony towarowe na wysyłkę pracowników w głąb Rosji.
20 stycznia 1940 roku przekroczyliśmy ówczesna granicę koło Małkini przy granicznej wsi Zużela. W Warszawie spotkałem się ze znajomymi, którzy dopomogli otrzymać pracę na EKD1 Warszawa – Grodzisk. Muszę tu podkreślić, że EKD wówczas wydając zaświadczenie pracy, wielu nękanym ludziom umożliwiało zatrzymanie się w Warszawie. Niemcy podczas łapanek ulicznych respektowali często zaświadczenia.
W Warszawie panowało przygnębienie. Nie było prasy, tylko gazetki odbijane na powielaczach wychodziły dość często czytane po kryjomu i podawane z rak do rąk. Wkrótce zorientowałem się, że pod okupacją niemiecką jest tak samo ciężko jak pod rosyjską. Nie mogło być mowy o przedostaniu się za granicę. Wpadki były coraz większe. Po zastanowieniu się, postanowiłem wrócić do rodziny, aby razem przeżywać ciężkie chwile. 13 marca 1940 r. szczęśliwie przekroczyłem ówczesna granicę niemiecko rosyjską w rejonie wsi Białobrzegi koło Ciechanowa i wróciłem do domu.
Fragment pochodzi z książki W. Jałowik. W piekle wojny na trzech kontynentach, oprac. K. Drozdowski, Warszawa 2020.
Krzysztof Drozdowski