Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Kolej na Solidarność

Kolej na Solidarność: Czy „Solidarność” była nam potrzebna?

Pytanie na tzw. „pierwszy rzut oka” wydaje się dość mocno kontrowersyjne. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że ruch ten był fenomenem na skalę europejską i bez niego trudno nam jest sobie wyobrazić zakończenie, przynajmniej umowne okresu PRL i władzy komunistów w Polsce. Umowne, bo ustalenia Okrągłego Stołu, Magdalenki czy tez wybory 4 czerwca 1989 r. o czym już pisałem wielokrotnie na łamach Wolnej Drogi pokazują, że to wszystko co nazywamy transformacją ustrojową tak naprawdę było przygotowaną i kontrolowaną przez władze zmianą ustrojową. Dokonano tego w taki sposób, by najważniejszym dysydentom ustępującego reżimu nie stała się krzywda. Wpływ na polską politykę dalej mieli zwolennicy proletariatu i funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Stare układy nie zanikły, a jedynie zmieniły się okoliczności w których funkcjonowały.
„Solidarność” stała się fenomenem i to bez wątpienia. Dzięki uporowi jej działaczy udało się doprowadzić do zmian, choćby początkowo niemalże symbolicznych. To jednak było zarzewie. Organizowane kolejne strajki głodowe, białe marsze, akcje ulotkowe prowadziły do zwiększania świadomości reszty społeczeństwa, wychodzenia z komunistycznego marazmu i ogłupienia wszechobecną propagandą i agitacją komunistyczną Ludzie zaczęli się zastanawiać, że skoro jest tak dobrze jak mówi władza, to dlaczego jest tak źle? To ogromna zasługa „Solidarności”. Jednakże dziś już znamy, choć nadal nie w pełni historię osób przewodzących temu ruchowi. Bohaterowie z pomników, tacy jak Lech Wałęsa spadli z nich z hukiem. Pomijam, że w tym przypadku upadek nie został dostrzeżony przez byłego prezydenta i obecnie staje się wręcz karykaturą dawnej postaci. Dziś już praktycznie nie ulega wątpliwości, że przez kilka lat współpracował ze Służbą bezpieczeństwa. Pokrętne tłumaczenia na nic się zdają. A wystarczyłoby powiedzieć publicznie: „przepraszam, pogubiłem się”. To by wystarczyło. Naród by wybaczył, pomimo powstałej rysy nikt by nie śmiał burzyć pomnika. Wróćmy jednak do samej organizacji. Jak się oblicza „Solidarność” skupiła pod swoimi skrzydłami około 10 milionów Polaków czyli co 4 Polak był w jakiś sposób powiązany z organizacją. Nie może więc dziwić, że ten fenomen był obserwowany i podziwiany w wielu krajach, również za oceanem.
„Żaden ruch społeczny nie był popierany jednocześnie przez prezydenta Reagana, eurokomunistę Carrillo [Santiago, przywódca hiszpańskich komunistów – przyp. red.], Berlinguera [Enrico, szef Włoskiej Partii Komunistycznej – przyp. red.] i papieża […] chrześcijan i komunistów, konserwatystów, liberałów i socjalistów” – stwierdził na kartach analizy „Polska rewolucja: Solidarność” brytyjski historyk Timothy Garton Ash.
Jednakże oceniając z perspektywy lat uważam, że popełniono błąd. O tym błędzie pisałem kilka numerów wcześniej. Tym błędem były wybory czerwcowe. A nawet nie tyle one same co ich wynik, którego przestraszyli się wszyscy, a zwłaszcza przywódcy „Solidarności”, którzy zamiast wykorzystać dany im w wyborach mandat zaufania przejąc w Polsce władzę, rozliczyć starych działaczy, dokonać pełnej dekomunizacji i lustracji wszystkich osób na kierowniczych stanowiskach, wycofali się tonując nastroje i chęć zmian. Czy bano się interwencji służb siłowych, a nawet wojska? Tego akurat nie można było wykluczyć, zwłaszcza że powszechnie wiedziano że funkcjonariuszy wezwano do mobilizacji.
W latach 90-tych działacze „Solidarności” byli już w dużej mierze ze sobą skłóceni. Jeden drugiemu zarzucał zdradę ideałów, agenturalność i … brak zasług w „Solidarności”. Wszystko to nie pozwoliło na zrealizowanie programu, który klarował się od początku lat 80-tych.
Czy więc „Solidarność” była nam potrzebna? Na to pytanie z całą pewnością trzeba odpowiedzieć pozytywnie. I pomimo że w innych państwach bloku wschodniego nie odnotowano takiego fenomenu jakim była polska „Solidarność” i również udało się zrzucić komunistyczne jarzmo, to jednak jedynie nasz przykład stał się na tyle ważny, by do dziś w publicznych wypowiedziach polityków różnych opcji, często całkowicie sobie przeciwnych słyszeć odwołania do fenomenu solidarnościowego.
Krzysztof Drozdowski

HPIM0154.JPG