Wydawać by się mogło, że słynne wulgarne hasło ukryte pod symbolem ośmiu gwiazdek to już przeszłość. Okazuje się, że nie. Miłośnicy takiej narracji przypomnieli o sobie podczas Campusu Polska Przyszłości – tygodniowej imprezy podczas której uczestnicy w debatach, panelach i warsztatach mieli rozmawiać na różne aktualne tematy, przypomnijmy – imprezy promowanej przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. W tym roku wiodącą tematyką były sprawy związane z bezpieczeństwem, zarówno w wymiarze lokalnym, jak i globalnym, kompetencje przyszłości, blok tematów określanych jako „różnorodne społeczeństwo”, a także szeroko rozumiany komfort życia oraz gospodarka i nowoczesne technologie. Według informacji zawartej na stronie – miało to być spotkanie „ludzi, którzy chcą działać i zależy im na zmianie – aktywistów i społeczników, ekspertów i samorządowców, publicystów oraz artystów.” (sic!) I jak można było wyczytać dalej: „Zapraszamy wszystkich, którym zależy na przyszłości Polski, bez względu na pochodzenie, poglądy czy doświadczenie!” W tym kontekście może warto dodać, że według organizatorów w tym roku w Campusie wzięło udział około tysiąc trzysta osób, które wcześniej przeszły rekrutację. I co jeszcze istotne – osób bez przepustki nie wpuszczano na spotkania. Na Campusie Polska Przyszłości wystąpili m.in. Rafał Trzaskowski oraz Donald Tusk, Włodzimierz Czarzasty, ministra edukacji Barbara Nowacka czy minister finansów Andrzej Domański. Byłoby pięknie, gdyby nie mały zgrzyt, a właściwie coś, co miało pozostać jedynie jako wisienka na torcie dla wybranych, a niebacznie wymknęło się spod kontroli…
Jedną z imprez towarzyszących spotkaniu była tzw. „cicha dyskoteka”. Gwoli wyjaśnienia – „silent disco” to rodzaj imprezy, na której ludzie bawią się w pozornej ciszy, do muzyki którą słyszą jedynie w rozdanych wszystkim uczestnikom bezprzewodowych słuchawkach. Niby fajny pomysł, ale co z tego wyszło? Uczestnicy pląsali w rytm dobrze znanego w pewnych kręgach utworu Cypisa (polskiego rapera i producenta muzycznego), kompozycji która w serwisie YouTube ma już blisko piętnaście milionów odtworzeń. Wszyscy świetnie bawili się w ciszy, by w odpowiednich momentach zgodnym chórem powtarzać za wokalistą przewodnie hasło, będące tytułem piosenki i niniejszego felietonu, którego nie chcę już w nieskończoność powtarzać.
Na dodatek okazało się, że Koalicja sama nagłośniła temat, gdyż film z zapisem fragmentu imprezy na swoich mediach społecznościowych udostępnił działacz KO Maciej Wasiewicz, radny warszawskiej dzielnicy Wawer. Co ciekawe – uczestnikami tej zabawy był minister sportu Sławomir Nitras oraz minister ds. europejskich Adam Szłapka, którzy wzięli na siebie role DJ-ów, nadając pląsom i zaśpiewom prawdziwie sportowo-europejski wymiar. Wprawdzie Maciej Wasiewicz dość szybko usunął ów film, ale jak wiadomo w Internecie nic nie ginie. Nawiasem mówiąc, trzeba naprawdę wysokiej kultury i wyjątkowej intuicji politycznej, by właśnie taki fragment zabawy upublicznić. Szacunek dla pana radnego. W tej sytuacji chyba rzeczywiście, mówiąc słowami europosła PiS Tobiasza Bocheńskiego, prawdziwą twarzą uśmiechniętej Polski jest fałszywe poczucie wyższości, arogancja i wulgarność.
I może jeszcze dwie opinie: „Nie potępiam młodych ludzi, młodość często niesie ze sobą głupotę, naiwność, czasem wulgarną ekspresję. Żałośni natomiast są politycy, którzy będąc już starymi ciapami aby przypodobać się młodym, stylizują się w postawie, ubiorze czy zachowaniu na luzaków i młodzieńców. Prawda jest taka, drodzy panowie i panie ministry i ministrowie, że jesteście tylko egzemplifikacją Edków z Tanga S. Mrożka i nic więcej” napisał poseł PiS Joachim Brudziński na platformie X, zaś lider Konfederacji Sławomir Mentzen stwierdził dyplomatycznie: „Problemu nie ma, bo ministrowie Tuska zachęcają tylko do j….. nielubianej partii. Gdyby zamiast PiS w tej piosence były niektóre mniejszości religijne, seksualne, czy narodowe, to mielibyśmy skandal na całą Europę.”
W zasadzie nie mam ochoty komentować całej tej sytuacji. Wiemy, że to nie wyjątek, ani wypadek przy pracy. To nie jest nowa narracja, wypływała już wielokrotnie, a owo nośne i bardzo parlamentarne hasło wyryto nawet na nagrobku jednej z aktywistek wiadomej partii. Natomiast od jakiegoś czasu nurtuje mnie pytanie – skąd w polskim życiu publicznym tyle chamstwa i wulgaryzmów? Pamiętam, jak wiele lat temu lider pewnej popularnej grupy zachęcał publiczność podczas transmitowanego przez TV festiwalu, aby głośno wykrzyczała, że jest po prostu „zaje***cie”. Wtedy chyba pękła jakaś nieformalna granica między językiem ulicy, a przekazem z pozoru choćby kulturalnym. Owszem, wulgaryzmy istniały zawsze i stanowią nieodłączny element języka, gdyż wyrażają emocje, jednak w takim nasileniu w narracji publicznej wcześniej nie pojawiały się. Czy ma to stanowić powód do dumy? Że niby doganiamy w tej kwestii trend europejski? Jeśli tak, to ja wolę pozostać w ciemnogrodzie.
Krzysztof Wieczorek
krzysztof.wieczorek@wolnadroga.pl