W trakcie błyskawicznego audytu przeprowadzanego przez konstytuujący się departament efektywności administracji Stanów Zjednoczonych przyszła kolej na fundusze emerytalne Wśród świadczeniobiorców wykryto ok. 2000 osób w wieku ponad 200 lat, a najstarszy uprawniony miał przyjść na świat 350 lat temu (u nas był to czas panowania Jana Kazimierza). Nie da się więc ukryć, że warto czasem poaudytować i poszukać uproszczeń
Zawsze przecież można coś poprawić, dlatego z optymizmem przyjąć należy zapowiedź programu deregulacji. Wielokrotnie przecież także w tej rubryce przyglądaliśmy się razem nadmiernie skomplikowanym przepisom, utrudniającym przez swoją niejednoznaczność i skomplikowanie życie codzienne przeciętnym obywatelom i do tego prawdopodobnie nie mającym żadnego pozytywnego uzasadnienia. Nie da się tego jednak zrobić w jednej chwili; zbyt wiele razy powstawały rozmaite struktury – komisje, zespoły – które ponosiły porażkę w starciu ze złożoną materią licznych przepisów, składających się na prawo polskie i na terytorium Polski obowiązujące prawo europejskie.
Dobrym tego przykładem jest m.in. RCL – Rządowe Centrum Legislacji, które miało zagwarantować samym swoim istnieniem podniesienie jakości ustawodawstwa – niestety, z różnych względów to się także nie powiodło.
Moim zdaniem, sprawa jest zbyt poważna, by można było zastosować tu rozwiązanie prowizoryczne.
Powinien powstać sprawny, skuteczny, nowoczesny urząd odpowiedzialny za usprawnienie i uproszczenie procedur oraz racjonalizację prawa obowiązującego w Polsce. Takie Ministerstwo Efektywnej Deregulacji – w skrócie MED – mogłoby stać najistotniejszym elementem wielkiego programu „Uleczenia Polski” jako organizmu państwowego.
Na czele MED stanąć powinien konstytucyjny minister, jednocześnie sprawujący funkcję wiceprezesa Rady Ministrów, wspierany przez kilku co najmniej zastępców – sekretarzy i podsekretarzy stanu, nadzorujących jednostki organizacyjne ministerstwa. Premier – minister byłby z definicji przewodniczącym Komitetu Rady Ministrów ds. Efektywnej Deregulacji.
W skład resortu powinny wejść oczywiście jednostki organizacyjne standardowo tworzone we wszystkich urzędach, odpowiadające za ochronę danych osobowych, informacji niejawnych, rozliczenia budżetowe, kadry i płace, ochronę fizyczną urzędu, archiwalia – jednym słowem pion administracyjny, podlegający dyrektorowi generalnemu urzędu.
Bezpośrednio ministrowi – wicepremierowi winny podlegać kluczowe jednostki funkcjonalne, takie jak gabinet polityczny, biuro obsługi kierownictwa resortu, departamenty – obsługi prawnej i legislacji deregulacyjnej, a także departament OSD – Oceny Skutków Deregulacji. Prócz tego widzę potrzebę utworzenia kilku departamentów deregulacyjnych ukierunkowanych na racjonalizację prawa odpowiednio – państwowego, porządku publicznego, gospodarczego, społecznego, infrastrukturalnego; nadzór nad tymi jednostkami będą już sprawować zastępcy szefa urzędu.
Ministerstwu należy podporządkować kilka jednostek podległych, takich jak Instytut Efektywnej Deregulacji (IED), Instytut Badań i Historii Deregulacji czy Zakład Komparastyki Deregulacyjnej, obserwujący i raportujący postępy deregulacji za granicą.
Sądzę, że MED – nasz resort deregulacji – powinien współpracować z wyspecjalizowanymi jednostkami – Departamentami Deregulacji – w innych resortach, a także z Wydziałami Deregulacji w urzędach centralnych, urzędach wojewódzkich i starostwach. Nie wykluczam oczywiście bezpośrednich, roboczych kontaktów np. Departamentu Deregulacji Ministerstwa Infrastruktury z Wydziałem Deregulacji Podlaskiego Urzędu Wojewódzkiego. Nie wykluczam też współpracy Biura Deregulacji Międzynarodowej z organami deregulacji Unii Europejskiej i innych państw.
Dobrze, przyznam się szanownym PT Czytelnikom; żartowałem trochę i bawiłem naprędce wymyślonym skrótem. Ale bawiłem się tylko trochę, bowiem nie wierzę, by naprawę państwa można było wykonać tak szybko i prosto, jak wymianę koła na drodze. Są zadania rewolucyjne i szybkie – jak działania nowej ekipy White House – i plany, które niestety należy rozpisać na pokolenia. Każdy, kto pamięta, jak długo marzymy o powrocie jednolitego systemu „wspólnego biletu” wszystkich pociągów osobowych w Polsce, wie, o czym piszę…