Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

Z trzeciej strony: „Europa”

Wielu polityków twierdzi, że głosowanie, jakie odbyło się 4 maja 2021 r. w polskim Sejmie nad ustawą „o ratyfikacji decyzji Rady Unii Europejskiej 2020/2053 z dnia 14 grudnia 2020 r. w sprawie systemu zasobów własnych Unii Europejskiej oraz uchylającej decyzję 2014/335/UE” jest epokowe, historyczne, ponadczasowe…

Już sam tytuł tego aktu prawnego do łatwych nie należy. Konia z rzędem temu, kto jest w stanie go przełożyć na język polski…

I tu jest moim zdaniem sedno sprawy. Komplikacja materii owej ratyfikacji sprawia, że dla przeciętnego zjadacza chleba jest to rzec abstrakcyjna.

Zresztą dotyczy to całości tzw. życia politycznego. Tu, co prawda ocieramy się o prawo i jego konsekwencje… Ale jak ono przekładać się może na życie codzienne, tego na razie nie sposób zrozumieć.

Jeszcze inaczej ma się to z zachowaniem partii politycznych. One coś na tej scenie próbują ugrać, albo przekonać do siebie coraz większe rzesze głosujących. Nie dziwne to, bo po to jest demokracja i jego emanacja – parlament. Tam winny się ścierać poglądy, nawet ostro… I lepiej, żeby ten spór odbywał się w Sejmie, a nie na ulicach.

No, ale to jest stan bliski ideałowi. Jak jest, każdy widzi.

Wracając do wspomnianej ustawy. Do obywateli płynie przekaz, że oto mamy 770 mld złotych do dyspozycji i musi je mądrze wydać. Choć to po części kredyt, który przecież trzeba będzie spłacić, ale jakoś ta gigantyczna i trudna do wyobrażenia kwota, zagłusza na razie tę nieuchronność.

Poza tym dla zwykłego obywatela, to i tak jest jakaś abstrakcja, bo to bliżej nieokreślone „państwo” się zadłuża… nie ja.

Odłóżmy na chwilę tę sprawę na przyszłość, sięgnijmy po tę kasę. A jest przecież tyle do naprawy, czy wręcz odbudowy. Pandemia zabiła wiele istot ludzkich i zdewastowała gospodarkę. Trauma wielka, to i wyzwanie trudne do ogarnięcia i zrozumienia.

I tu znów mętlik poznawczy. Każdy wszak patrzy wedle swojej perspektywy. Czyli utraty własnych „zasobów”. Te unijne są gdzieś daleko. W jakiejś Brukseli. My mamy do załatwienia coś bliższego, obok nas.

Dlatego i ja z tejże własnej perspektywy spoglądam na to, co wydarzyło się 4 maja. Nie interesują mnie dylematy Borysa Budki i jego czeredy. To, że dla tego towarzystwa liczy się tylko władza dla samej władzy, to rzecz przecież wiadoma. Tylko głęboka nienawiść do Jarosława Kaczyńskiego i Prawa i Sprawiedliwości jest jedynym paliwem, na którym „jedzie” jeszcze Platforma Obywatelska. I nie zauważają, że to już jedynie opary… I brną dalej, jakby spełniając sen Władysława Gomułki: „Polska stała na skraju przepaści. Od tej pory zrobiliśmy ogromny krok naprzód!”.

Ale, jak to rzekł król Jan Kazimierz w „Potopie” – „Dość o tem. Pora radzić o powrocie do Rzeczypospolitej”… A wracać trzeba… do normalności.

I na nic wrzaski „wybrańców” narodu o złodziejach, faszystach, siepaczach, terrorystach, bandytach i innych tego typu dowodach miłości bliźniego… Nie powinny nas zatrzymać. Jan Kazimierz powrócił i udało się zepchnąć Szwedów do Bałtyku…

Nawiasem mówić… Dziwne to czasy, że najbardziej pro-unijna partia, jaką zawsze się szczyciła Platforma Obywatelska; która na swoich sztandarach głosiła: „Jeszcze więcej Europy. Więcej integracji”, teraz staje przeciw Unii, w jednym szeregu z Konfederacją i Solidarną Polską Zbigniewa Ziobry.

Co do tych ostatnich, to trudno zrozumieć logikę postępowania. Trzymając się historycznych odniesień, kreują się na Rejtana i obrońcę polskiej suwerenności. Ale przecież nikt nie liczy się z państwem, które jest słabe. A te 770 miliardów dobrze spożytkowane pomoże zbudować Polskę silną. Z którą będą się liczyć.

Zresztą badania opinii publicznej wskazują, że tylko 2,7 procenta badanych popiera decyzję o odrzuceniu ratyfikacji, a ponad 66 jest za jej przyjęciem.

Oczywiście można udawać jedynego sprawiedliwego, ale jak wytłumaczyć taką postawę tym z naszych krajan, którzy utracili wszystko przez koronawirusa i lockdown…?

Na koniec słowo o największej partii opozycyjnej – TVN24. Otóż zerkam czasami na tę „całą prawdę całą dobę”… I zrobiłem tak też w czasie debaty 4 maja. A tam… Lament wielki.

Trafiłem na dyskusję ekspertów, którzy mieli udowodnić tezę, że do przyjęcia tejże ustawy ratyfikującej potrzebne jest 2/3 głosów, czyli 307 posłów winno być „za”. Ciekawe to, gdyż to był główny postulat… Konfederacji! Ale jak wiadomo… tonący… i tak dalej.

Wracając do meritum. Prowadząca dociskała jednego z konstytucjonalistów, by potwierdził te 2/3. Ale ten ciągle, że wystarczy zwykła większość – 231. No pani redaktor była niepocieszona i nawet tego nie kryła…

I tak jakoś mi się wtedy znów skojarzyło ze wspomnianym towarzyszem „Wiesławem”. Rzekł on: „Nie kartka wyborcza nas tu przyniosła i nie kartka wyborcza nas stąd zdejmie”.

Ano… Na szczęście w przypadku tejże stacji nie kartka wyborcza decyduje, ale pilot telewizora.

Mirosław Lisowski - podpis

Kategoria:
budka10