Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

Zapomniane linie kolejowe   Wolsztyn – Poznań

 

Dożyliśmy do ciekawych czasów, kiedy epidemia zaczyna się pokazywać coraz bardziej. Koronawirus i wywołana przez niego choroba daje o sobie znać, a 28 listopada to ostatni moment, by wybrać się wreszcie do Wolsztyna na jeden z pociągów planowych.

Zbierałem się na Wolsztyn bardzo długo – i pomimo tego, że w styczniu znów mają tam jeździć planowe parowozy – to nikt nie wie, co w tym miesiącu w Polsce nastąpi. Nie marnując okazji miałem przyjemność przejechać się jednym z ostatnich kursów parowozu w 2020 roku.

Kiedy dotarłem wreszcie do Poznania przy jednym z peronów stały dwie oliwkowe „bonanzy”, które wyremontowano niedawno w Chojnicach. Niestety mają już wklejane okna i zamiast drewnianego wnętrza zastaniemy w środku szarą wykładzinę na ścianach i podłodze. Mimo tego w składzie z parowozem wyglądają kapitalnie i zjawiskowo. Zamiast napisu PKP mają wymalowane „Parowozownia Wolsztyn”.

Tego dnia trafiłem na parowóz Pt47-65, który jest obecnie największą wizytówką parowozowni. Przejazd na trasie do Wolsztyna trwa nieco ponad dwie godziny i wycieczka jest znakomita. Do tej pory miałem możliwość jechać tylko pociągami specjalnymi, które zatrzymywały się albo na wybranych stacjach lub w pośrodku niczego celem wykonania tak zwanego „fotostopu”. Ten był normalnym pociągiem w zastępstwie za szynobus. Zatrzymuje się na każdym przystanku i stacji.

Najbardziej spodobał mi się Grodzisk Wielkopolski, Stęszew oraz Rakoniewice. Pierwsza ze stacji posiada aż trzy perony i jest zbudowana na łuku. Zawiera sporo torów odstawczych i dopiero szykują się tutaj jakiekolwiek zmiany modernizacyjne. Stęszew jest przepiękną mijanką – udało mi się tutaj zrobić wspaniałe zdjęcie z podniesionym semaforem kształtowym i parowozem na łuku (jadąc ostatnim wagonem). Widoki na tej linii są kapitalne. Uroku psują jedynie hektometry na słupkach w formie znaków, a nie tradycyjnych słupków hektometrowych z betonu.

Perony na linii są w większości wyremontowane, wszędzie znajdziemy drewnianą wiatę.

Kiedy dojechałem do Wolsztyna nieco się zawiodłem, gdyż nic ciekawego poza parowozownią tutaj zasadniczo nie ma. Wraki powodują przygnębiające wrażenie – ale nikt nie ma tyle pieniędzy, aby to wszystko uratować. Sam Wolsztyn jest nieciekawy i sprawia raczej ponure wrażenie.

Zamknięta parowozownia z wiadomego powodu obecnie jest uśpiona – tego dnia akurat mogłem przyjrzeć się z daleka procesowi przygotowania lokomotywy do drogi powrotnej. Sam powrót zaskoczył mnie dużą ilością osób fotografujących w złotym świetle zachodu słońca.

Do Poznania wróciłem dosłownie 10 minut przed odjazdem mojego pospiesznego do domu. Podsumowując – był to dzień znakomity. Mam nadzieję, że pozwolą nam w styczniu cieszyć się takimi chwilami.

W pociągu panował niesamowity klimat. Wszyscy wracają z pracy do domów gdzieś daleko od Poznania i pociąg był wypełniony. Każdy miał miejsce i przestrzeń, ale było tak aż w dwóch wagonach i to w sobotę. Ludzie byli tego dnia bardzo zadowoleni z obecności parowozu, a dym unosił się całą drogę za oknem dając jednocześnie fotografom wspaniałe efekty na zdjęciach. Warto było to zobaczyć szczególnie w tym roku.

Pociąg cieszy się wysoką frekwencją szczególnie za Poznaniem – do Wolsztyna dojeżdża już tylko kilkadziesiąt pasażerów. Głównym punktem wysiadania są oczywiście Grodzisk Wielkopolski i Stęszew. W Grodzisku odbywała się mijanka z wyjącą hamulcami „Pesą” i zapowiedziami stacyjnymi. Przez stację przewinęło się sporo ludzi.

Pociągiem delikatnie szarpie co komplikuje nagrywanie, ale nie jest to ciągłe i występuje tylko przy ruszaniu. Skład toczy się po szynach znakomicie, a lokomotywa ciągle wygwizduje „Rp1” przed wszystkimi wiejskimi przejazdami i czasami kamerzystom czy fotografom.

Również w dzisiejszych czasach można zapomnieć już o tym pisku klocków hamulcowych i zestawów kołowych podczas hamowania. Dzisiaj na kolei znamy już wiele innych technologii, w tym te „cichsze” i okropnie śmierdzące klocki hamulcowe.

Zza okna podziwiamy uroki Wielkopolski – jadąc w pełni polskim składem. Ogłowione wierzby i pola po sezonowych uprawach są wspaniałym widokiem. Niestety obecnie nie można cieszyć się słońcem zbyt długo z powodu zimy, ale za to już po godzinie 14-stej, kiedy pociąg wyruszył w ostatni w tym roku kurs do Poznania pojawiła się uwielbiana przez fotografów „złota godzina”. Oliwkowe wagony i parowóz wspaniale się ze sobą komponują w tym świetle.

Paweł Wolny

Kategoria:
linie25