Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

Z trzeciej strony: Magistra

W jednym z felietonów przed tegorocznymi wyborami do europarlamentu wspominałem, że warto prześledzić zachowania „naszego” kandydata w wyborach wobec zdarzeń i wyzwań, które już miały miejsce.

Co mówił na przykład? Albo robił? Jak głosował? Żyjemy w czasach Internetu, i nic się nie da ukryć. Zawsze gdzieś w sieci znajdzie się ślad.

Wspominałem także – jakby w tym kontekście – Katarzynę II Wielką, imperatorową rosyjską. Owa caryca znana była ze swoich różnych potrzeb. I gustowała przez lata w przebywaniu w towarzystwie co rusz to nowych faworytów. Zresztą, jak to onegdaj na takich dworach w całej Europie bywało.

I gdy pojawiał się na horyzoncie kolejny oficer armii rosyjskiej, który mógł – wedle oceny znawców ówczesnych czasów – „zasilić” carski dwór i znaleźć zainteresowanie Katarzyny II, pierwszy z umizgami pod adresem owego, zazwyczaj dwudziestoparoletniego jegomościa, pojawiał się król Stanisław August Poniatowski. Przypinał wtedy do rosyjskiego munduru Order Orła Białego, najstarsze i najwyższe odznaczenie państwowe Rzeczypospolitej Polskiej.

Dlaczego o tym przypominam? Ano jesteśmy na finiszu kampanii wyborczej do polskiego parlamentu. I jakość tak mi się skojarzyła caryca z niektórymi postawami naszych polityków. I nie chodzi o stronę świata – wschód, czy zachód; północ, czy południe – ale o polski koniunkturalizm i konformizm…

Uosobieniem takich zachowań stał się w naszej zbiorowej świadomości filmowy Jan Piszczyk w „Zezowatym szczęściu”. On to w chwili zagrożenia wołał w różne kierunki coraz liczniejszej i zróżnicowanej ideowo manifestacji: „Wodzu, prowadź!”; „Żydzi na Madagaskar!”; „Niech żyje marszałek Śmigły-Rydz!”; „Precz z sanacją!”; „Na Kowno!”…

Czyli – można by rzec – dla każdego coś miłego…

A jak to się ma do roku 2019? Niewiele się jednak zmieniło. No może narzędzia są inne. Za Piszczyka były tylko transparenty, a teraz jest dużo więcej środków, by wyrazić swoje poglądy.

Nie ulega wątpliwości, że wszystko to „spsiało” (nic nie ujmując tym wiernym zwierzakom; sam mam dwa). Poziom debaty osiągnął przysłowiowe dno. Liczy się jedynie skuteczność opluwania przeciwnika politycznego. A nawet bezczelne kłamstwa, już nawet nie grubymi nićmi szyte, ale wręcz liną okrętową.

Liczy się efekt – dorwać się do władzy! A potem – hulaj dusza, piekła nie ma… Ważne, by było, jak było!

Ale dość o tym…Wrócę do pewnych refleksji okołowyborczych. Paradoksalnie, to gdy odsieje się te złe fragmenty polskich zapasów wyborczych, to przychodzi taka oto myśl, że jednak jesteśmy już normalnym, demokratycznym krajem.

Pojawiają się jakieś programy wyborcze, w których znajdują się określone deklaracje, zapewnienia, rozwiązania, plany na przyszłość. Oczywiście u jednych mieszczą się one na kilkunastu stronach z dużym krojem czcionki, zdjęciami i grafikami… U innych zaś, są to opasłe tomy, ze szczegółowymi opisami, zamiarami, harmonogramami i datami…

I nie chodzi mi teraz o ocenę takich, czy innych rozwiązań w danej dziedzinie. Ale o wiarygodność. Bo można zapisać wiele – wszak papier przyjmie wszystko. Istotne jest, czy jest szansa na to, że dana partia to zrealizuje. Czyli: po owocach ich poznacie…

Ale przecież takiej oceny można już dokonać, bo jedni rządzili 8 lat, inni 4… I te owoce gdzieś powinny być. Byle nie na wierzbie…

I właśnie, kiedy przychodzi pora pochylenia się nad kartą wyborczą, winna przychodzić refleksja – dam ponownie szansę tym „ośmiolatkom”, czy „czterolatkom”? A może „emerytom” spod czerwonej gwiazdy?

Jeśli możemy mieć jedynie taki kłopot, to znaczy, że żyjemy w wolnym kraju. Żadne tam Timmermansy, czy Soros’e nie są nam do niczego potrzebni. Sami potrafimy robić porządki we własnym domu.

A ci, co to skarżą się na Polskę, czy to na wschodzie, czy na zachodzie (sięgając do Stanisława Barei): To nie ludzie – to wilki!

No i tak od Katarzyny Wielkiej, przez „Zezowate szczęście”, doszedłem do „Misia”… A że „historia magistra vitae” (historia nauką życia), to cofnę się jeszcze kilka wieków wstecz, do szwedzkiego potopu i Henryka Sienkiewicza…

„Rzeczpospolita to postaw czerwonego sukna, za które ciągnie (…) kto żyw naokoło. A my z księciem wojewodą powiedzieliśmy sobie, że z tego sukna musi się i nam tyle zostać w ręku, aby na płaszcz wystarczyło; dlatego nie tylko nie przeszkadzamy ciągnąć, ale i sami ciągniemy”.

A zatem… Życzę 13 października dobrych wyborów.

Mirosław Lisowski - podpis

 

Kategoria:
strona20