Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

Z trzeciej strony: Góry przenosić…

W tym miejscu zdarzyło mi się już pisać o tym, że przełom roku to czas, kiedy niejako samoistnie nachodzi każdego z nas chęć podsumowania mijających 12 miesięcy; oceny wszystkiego tego, co wtedy się wydarzyło; szukania w pamięci tylko dobrych chwil…

Że chcemy, aby nowy rok był jakby zamknięciem jednych, a otwarciem drugich drzwi. I zawsze mamy nadzieję, że za zamkniętymi drzwiami pozostaje zło, o którym chcemy szybko zapomnieć. A za nowo otwartymi tylko dobro…

Tym razem skreślę kilka zdań o tym nowym… A może bardziej o tym, co nie tyle zależne jest od losu, a bardziej od tego, co postanowimy. No i w konsekwencji zrealizujemy…

W mediach dużo teraz różnych podpowiedzi: schudnij, rzucić palenie czy zdrowo jedz, bo tenże przełom roku, to dla wielu osób czas postanowień. Wybieramy taką datę, bo to symboliczne nadejście czegoś nowego.

I choć z noworocznych postanowień nie zawsze coś zostaje.. Ale zostaje na pewno szansa na kolejne. Za rok.

Jednak świadomość że nie udało się zrealizować czegoś istotnego, to nic przyjemnego. Ale jeśli ten cel jest nadal ważny, to mamy doskonałą okazję, by zweryfikować dotychczasowe postępowanie. W końcu nic się samo nie wydarzy i jeśli chcemy zmian, to musimy po prostu im pomóc.

Jak to mądrzy ludzie powiadają: wprowadzenie trwałej zmiany w życiu oznacza wyjście ze strefy komfortu. Potrzebne są nie tylko chęci, ale też samodyscyplina i wytrwałość. A wiedzieć też trzeba, że chcielibyśmy odmienić swoje życie, ale bez ponoszenia kosztów i wysiłku związanego z tym procesem.

Przede wszystkim potrzebna jest motywacja, bo to ona nami kieruje. A i wyznacza cel. A do tego konieczny jest jakiś plan. Niczym, jak w porządnie pisanym tekście – musi być wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Tak mnie uczono i tak też staram się moje teksty tworzyć.

Co prawda to tylko moje udane, czy może raczej mniej udane próby „pisania”, a nie życie, a to przecież prawdziwe życie jest dramatem…

Mimo tego, jeśli chcemy naprawdę „coś” zmienić w swoim życiu, to choć początek roku, to trochę umowny czas, ale nie jest to tak istotne, jak wewnętrzny Katharsis, by wejść w to „nowe” z jakimś postanowieniem. Nową kartą. Czyli tabula rasa…

Wróćmy do planu… Są tacy, którzy kreślą go w zeszycie i co jakiś czas sprawdzają, jak tam postępuje jego realizacja. To ci mocno zdeterminowani, którzy trzymają się tych kartkowych postanowień niczym ostatniej deski ratunku. I nie, żebym ganił taką postawę, bo w życiu bywają chwile trudne, czy wręcz dramatyczne, kiedy trzeba postępować właśnie niekonwencjonalnie. Nawet posługując się zwykłą kartką papieru, by na niej spisać, to, co musimy zrobić, by wyjść z opresji, nieważne jak ją nazwiemy… Dla jednych, to rzucenie palenia, dla innych rzucenie… Czy raczej porzucenie…

Ale plan, to też i kłopot… Bo jeśli on jest, to i zwalczać trzeba… własne wymówki. Konsekwencja w realizacji postanowień, to klucz do sukcesu… A nasza głowa, to główny przeciwnik…

Zerkam do kartki i konstatuję, że są zaległości w realizacji… I mam ich świadomość, ale szukam powodu, że może jutro wrócę do tej kartki… A tak w ogóle, to mam tyle spraw na głowie… Nie ma na nic czasu. Wrócę za kilka dni do sprawdzenia moich „dokonań”…

A tak zasadniczo, to przecież już dużo osiągnąłem (osiągnęłam), to może te moje założenia były zbyt wygórowane… O! Właśnie! Przecież tyle jeszcze życia przede mną… Wrócę do kartki za miesiąc… No bo, co się może zdarzyć takiego, czego na kartce nie umieściłem (umieściłam)…?

Jednako życie, to nie jest bajka, jak śpiewano… To twarda rzeczywistość, która nie pozwala, na szukanie wymówek: że może jutro…

No i jest jeszcze ludzkie psyche, a to chwilami mroczna sfera… To tam rodzą się złe rzeczy… Straszne, ale i piękne zarazem, nawet w swojej prostocie. Bo tam jest i dobro, piękno, emocje, i uczucia…

Miłość, to jedna z tych tak pożądanych przez każdego człowieka pragnień. To ona czasami motywuje do wielkich rzeczy… Do wyzwań, które stają na naszej drodze… I zmusza wręcz do tego, by się z nimi zmierzyć, a nie je ominąć, licząc, że jakoś to będzie…

To ona jest czasami głównym motywatorem do wspomnianych na wstępie postanowień, do ich realizacji… Realizacji z założonym sukcesem.

Jak wspomniałem wcześniej – musi być zakończenie… Sięgnę więc wysoko, do Biblii: „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym.”

I cóż mi pozostaje… Ano życzyć wszystkim, którzy naprawdę chcą zmienić coś w swoim życiu, i chcą „góry przenosić”, wytrwałości i miłości… W każdej postaci…

Mirosław Lisowski - podpis

Kategoria:
strona01