Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

Twoja Kolej na opinie…

Rubryka „Twoja kolej na opinie…” w dalszym ciągu cieszy się zainteresowaniem Czytelników. Tym razem napisała do nas Pani Elżbieta Piłka z Warszawy, autorka listu do redakcji „Świadomie ze strachem”, publikowanego na naszych łamach w roku 2012 („WD” Nr 19/2012 z 14.09.2012 r.).

Niezmiennie zachęcamy Czytelników, aby przysyłali swoje opinie, jednocześnie wyrażając zgodę na upublicznienie danych osobowych, niemniej zawszę będziemy honorować anonimowość autora tekstu, jeśli tego sobie zażyczy.

Przypominamy, że opinie można przesyłać na portal społecznościowy: https://www.facebook.com/Miroslaw.Stanislaw.Lisowski/ i email: opinie@wolnadroga.pl

Byłam pracownikiem PNI

Panie Redaktorze, po długim milczeniu, tym razem korzystając z możliwości, jaką daje Rubryka „Twoja Kolej na opinię …” znowu odzywam się do Pana.

Informuję, że pomimo upływu prawie siedmiu lat, nasza sprawa nie jest jeszcze zakończona. Jak to bywa w naszej kochanej ojczyźnie, utknęła w martwym punkcie, z czarnym scenariuszem oczywiście dla nas byłych pracowników.

Piszę do Pana, ponieważ chcę przedstawić, jak bezwzględny czas działa wspólnie z Syndykiem na szkodę „byłych pracowników PNI”, którzy skorzystali z PDO w 2012 roku.

Do napisania tego listu zbierałam się bardzo długo. Moja radość była ogromna, gdy rok temu otrzymałam pismo z sądu z prawomocnym Postanowieniem wydanym w dniu 15 marca 2018 roku przez Panią sędzię komisarza, że moje nazwisko zostało wpisane na listę wierzycieli kategorii II. Cieszyłam się, że po tylu latach wreszcie sąd uznał moje roszczenia. Myślałam, że teraz to już tylko kwestia czasu i niebawem na moje konto wpłynie cała tak trudno wywalczona wierzytelność.

Przez te kilka lat moją podstawową lekturą było codzienne czytanie Monitora Sądowego, więc wiedziałam o każdym ogłoszonym przetargu na sprzedaż majątku upadłego PNI.

Gdy dowiedziałam się, że w dniu 13 lipca 2018 roku majątek został sprzedany za kwotę 65 mln. zł., więc znowu ogarnęła mnie euforia. Myślałam, że w pierwszej kolejności Syndyk będzie realizował wypłatę roszczeń zasądzonych prawomocnymi wyrokami sądu z ubiegłych lat, a potem zadłużenia, które powstały podczas jego wręcz niegospodarnej działalności. Niestety, myliłam się bardzo.

Od przeszło pół roku regularnie utrzymuję kontakty telefoniczne z biurem Syndyka. Niestety, na moje zapytania o termin realizacji wypłaty, otrzymuję ciągle jedną, niezmienną odpowiedź: „Syndyk realizuje w pierwszej kolejności wypłaty z kat. I, które powstały po dniu ogłoszenia upadłości i tych zobowiązań jest tak dużo, że nie wie, czy starczy pieniędzy na następne kategorie. Na wierzytelności powstałe przed dniem ogłoszenia upadłości nie mamy co liczyć, bo na pewno zabraknie już Syndykowi środków”.

Pomimo upływu kolejnych już prawie siedmiu lat od rozwiązania ze mną i kilkuset innymi moimi kolegami umowy o pracę w ramach PDO, właściwie nic w naszej sprawie się nie zmieniło, nie licząc oczywiście faktu, że naszą sprawę prowadzi obecnie już trzeci z kolei sędzia – komisarz.

Nadal walczymy zresztą, jak widać bezskutecznie, o wypłatę należnych nam zobowiązań finansowych. Chyba nie ma już w naszym kraju żadnego urzędu ani instytucji państwowej, do której byśmy się przez te kilka lat nie zwracali z prośbą o pomoc. Niestety, okazuje się, że w takiej sytuacji znaleźliśmy się tylko i wyłącznie na własną prośbę, ponieważ wszystkie działania podejmowane przez właściciela, potem nadzorcę, zarządcę i na koniec przez syndyka, są jak najbardziej zgodne z prawem.

Po prostu my, ówcześni pracownicy, daliśmy się brzydko mówiąc „po chamsku nabić w butelkę”. Bezgranicznie zaufaliśmy słowom ówczesnego kierownictwa firmy. Całym sercem chcieliśmy ratować nasze PNI przed bankructwem.

Niestety, pomimo tego w niespełna dwa miesiące i tak zgłoszono do Sądu upadłość, a bankrutami staliśmy się my, zwykli, prości i łatwowierni pracownicy, z którymi rozwiązano umowę o pracę w dwóch kolejnych terminach, tj. z dniem 31 lipca i 31 sierpnia 2012 r. w ramach Programu Dobrowolnych Odejść.

Pomimo upływu tylu lat nadal z uporem maniaka walczymy o należne nam pieniądze, a przede wszystkim wskazujemy niegospodarność poszczególnych rządzących i działanie na szkodę powierzonego im majątku. Nie poddajemy się i nie siedzimy z założonymi rękoma w oczekiwaniu na cud. Pukamy do różnych drzwi. To między innymi także za naszą przyczyną Prokuratura we Wrocławiu zainteresowała się osobą byłego zarządcy PNI i jego pomocników. Przeciwko tym Panom Syndyk wystąpił do Sądu z propozycją ugody.

Niestety każda sprawa kończy się odrzuceniem ugody przez zainteresowanych. Natomiast my tracimy swój osobisty czas, własne pieniądze na wysyłanie kolejnych pism, a przede wszystkim tracimy zdrowie.

W czerwcu ubiegłego roku nasze grono „walczących” poniosło ogromną stratę. Na zawsze pożegnaliśmy koleżankę Barbarę Starnawską, która przez te wszystkie lata była takim niepisanym koordynatorem w podjętej przez nas nierównej walce z machiną urzędniczo-prawniczą.

Wiadomość spadła na nas, jak grom z jasnego nieba. Owszem, wiedzieliśmy, że dzielnie walczy z chorobą, ale nikt się nie spodziewał, że tak nagle od nas odejdzie. To Basia była naszą skrzynką kontaktową. To Ona swoim zaangażowaniem i sumiennością w interpretacji urzędowych pism potrafiła wokół swojej osoby zebrać dość liczne grono ludzi z wszystkich Zakładów PNI. To dzięki Niej wszyscy byliśmy informowani na bieżąco o poczynionych krokach i pismach kierowanych do najróżniejszych instytucji państwowych przez naszych byłych kolegów rozproszonych po całej Polsce.

Chociaż odeszła, to jednak żyje w naszych sercach i wiemy, że nadal nam pomaga. Dzięki uprzejmości jej siostry mamy dostęp do jej osobistych zapisków i notatek dotyczących naszej sprawy oraz do numerów telefonów ludzi, z którymi Basia utrzymywała kontakt do końca swoich dni. Dziękujemy Basi, że pomimo osobistej walki z tak poważną chorobą, z ogromną siłą zaangażowała się w naszą słuszną sprawę.

Zastanawiam się ileż to naszych kolegów i koleżanek w międzyczasie zapadło na ciężką chorobę, a ileż przeszło „na drugą stronę” nie doczekawszy się swoich pieniędzy? Ich spadkobiercy także mają marne szanse na odbiór należnej kwoty, ponieważ Syndyk stoi na stanowisku, że nie bierze ich pod uwagę, gdyż i tak brakuje mu środków na wypłaty dla żyjących pracowników.

Przesuwanie w czasie realizacji wypłat działa na niekorzyść nas, byłych pracowników, ponieważ jak widać objęci jesteśmy skuteczną selekcją naturalną.

Patrząc na przytoczone powyżej poczynania sądu i działającego w jego imieniu Syndyka potwierdza się stwierdzenie, że kto ma pieniądze, ten rządzi. Prawda, jakie to przykre?

Panie Redaktorze nie wiem, co Pan z tym zrobi. Ja po prostu musiałam napisać tych kilka słów informujących o naszej obecnej sytuacji, a przede wszystkim pokazać, jak powoli w sposób od nas  niezależny, ale za to bardzo skuteczny, z każdym rokiem kilka osób opuszcza bezpowrotnie nasze szeregi.

Elżbieta Piłka z Warszawy, były pracownik PNI (Przedsiębiorstwo Napraw Infrastruktury)

(do druku przygotował „aw”)

 

Kategoria:
opinie01