Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

To nie jest wojna

Październik 2020 był pod wieloma względami miesiącem trudnym, który zaskoczył Polaków falą społecznych niepokojów.

Jeśli przyjąć, że najgłośniej krzyczy ten, kto nie ma niczego do powiedzenia lub myśli, że krzykiem przekona kogoś do swoich racji, to istotnie działo się na ulicach polskich miast dużo i głośno.

O tym, że ścierają się ze sobą dwie skrajności i dwie skrajnie różne wizje na to, w jakim kierunku powinna przebiegać ewolucja cywilizacji, a co za tym idzie także polityki społecznej i ustawodawstwa, nikogo przekonywać nie trzeba, bo wszyscy śledzimy media i wiemy, czego spór dotyczy.

Problem jest jednak dużo bardziej złożony i myślenie w kategoriach zero-jedynkowych nie tylko niczego nie rozwiąże, a jedynie jeszcze bardziej zachęci obie strony sporu do okopania się na z góry przyjętych pozycjach, skutkując docelowo całkowitym zamknięciem się na jakikolwiek dialog.

Nie bez powodu w wielkich korporacjach stosuje się tzw. conflict management, czyli zarządzanie konfliktem. Państwo to nic innego jak wielka organizacja, która aby działać sprawnie, musi także umieć wykorzystać ekspertów do efektywnego rozwiązywania pojawiających się sporów.

Jak pisze psycholog Eliza Czyżewska na portalu hrstandard.pl: „Konflikty wpływają na działanie każdej organizacji, ale to od mądrego zarządzania nimi zależy, czy wpływ ten będzie konstruktywny, czy destrukcyjny.

Jak to możliwe? Otóż negatywny wpływ konfliktów ma miejsce kiedy eksponujemy różnice, a nie podobieństwa stron pozostających w konflikcie, a nasze działania nie przyczyniają się do osiągnięcia celów grupowych, a jedynie jednostkowych, np. popieramy jedną ze stron nie zwracając uwagi na racje i niepokoje drugiej. W efekcie zniszczone zostają relacje międzyludzkie, pojawiają się działania irracjonalne, negatywne emocje, spada energia i wydajność pracy.

Pozytywny wpływ występuje w momencie kiedy obie strony wyjaśnią sobie podłoże problemów, wspólnie wypracują dalsze kroki prowadzące do poprawy współpracy i uniknięcia podobnych sytuacji w przyszłości. Takie podejście do konfliktu usprawnia współpracę pomiędzy zespołami i zwiększa stopień integracji. A nam pozwala zdobyć wiedzę o nieprawidłowościach w działaniu organizacji.”

Co więc należałoby zrobić teraz? Na pewno trafnie zdefiniować problem lub problemy, bo każdy rozsądnie myślący człowiek doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że nie ma takiej możliwości, by w danej organizacji wszystko i wszyscy działali tylko i wyłącznie źle, a do wymiany nadawałoby się 100% załogi.

Może dlatego, odkąd głównym postulatem Ogólnopolskiego Strajku Kobiet stało się obalenie rządu, wspierający działania tej organizacji panowie i wtórujące im panie mocno stracili na wiarygodności.

Pomijając niedorzeczność samego żądania, należy sobie uświadomić, że nowy rząd z nowym składem niczego nie zmieni, a co najwyżej zdegraduje to, co dobrego udało się dotąd zrobić dla wielu grup społecznych, bez względu na wyznawane przez nie poglądy polityczne i inne. Rząd tworzą tylko i aż ludzie, ludzie tacy sami jak my, a więc tak samo jak my omylni, a jeśli errare humanum est, jak często lubimy powtarzać za filozofem Seneką Starszym, to raz na jakiś czas każdy człowiek błądzi. To samo dotyczy drugiej strony sporu, żeby nie było wątpliwości.

O chaosie myślowym, jaki towarzyszy manifestacjom ulicznym, przez niektórych zwanych spacerami, świadczyć mogą chociażby te przypadkowo wychwycone hasła: „Woodstock, Netflix, prawa kobiet”, „Bóg, Honor, Aborcja”, czy „Aborcja na żądanie”. To ostatnie w naturalny sposób kojarzy się z popularną dziś usługą VOD (Video On Demand, czyli Wideo na życzenie), przy czym nie sposób porównać ciężaru gatunkowego zamówienia filmu na platformie streamingowej z „usługą” terminacji ciąży.

Problemem nie są głoszone przez kogoś poglądy, a sposób ich wyrażania. Problemem jest manipulowanie młodymi ludźmi. Problemem jest wulgaryzacja języka debaty publicznej. Problemem jest mowa nienawiści. To, że młodzi ludzie się buntują, nie jest niczym nadzwyczajnym, jednak od nauczycieli i profesorów oczekuje się wskazywania ścieżek mądrych, a nie zachęcania młodych do wylegania na ulice w czasie ogólnoświatowej pandemii, w czasie której zalecenia co do zachowania dystansu społecznego są powszechnie znane.

Na pewno oczekuje się także i tego, by byli dla młodych autorytetami w dobrym tego słowa znaczeniu. To samo dotyczy parlamentarzystów i działaczy społecznych, wszystkich bez wyjątku. Wszyscy odpowiadamy za to, jaki przekaz kierujemy do innych ludzi, młodych czy starych, bogatych czy biednych, znajomych czy obcych, przy czym osoby pełniące funkcje publiczne powinny dbać o dobieranie słów w sposób szczególny.

Pandemiczna rzeczywistość zmieniła nas, zmieniła nasze życie, zwiększyła znacząco poziom lęku, frustracji i niezadowolenia, ale to nadal jeszcze nie uprawnia nikogo do ogłaszania wojny.

Dlatego wszystkim, którzy z taką lekkością szafują tak tragicznie kojarzącym się Polakom słowem „wojna”, pozostaje życzyć nie tylko opamiętania się i rychłego przebudzenia, ale i przypomnieć o tym, że wszyscy walczymy teraz tylko z jednym wrogiem, czyli z COVID-19 i to jest jedyna realna wojna, choć wróg jest niewidzialny. Jakkolwiek to nie brzmi, wszyscy jedziemy teraz na tym samym wózku i czy nam się to podoba, czy nie, prędzej lub później będziemy musieli się jakoś porozumieć, a w atmosferze wzajemnych oskarżeń miejsca na dialog będzie coraz mniej, na czym wszyscy będziemy stratni.

Jeśli kluczem do pojednania miało być sztandarowe hasło feministek, manifestujących kobiet i mężczyzn i wspierających ich ugrupowań politycznych, hasło WYPIER****Ć, to coś mocno poszło nie tak. Jeśli przerobienie logotypu „Solidarności” na WYPIER****Ć, to miał być ukłon w stronę liderów tego ruchu z lat 80-tych, to ktoś z premedytacją zbezcześcił ideały, przyświecające jego działaczom.

Nie pomogło też wezwanie do „robienia tego, co się czuje”. Bo przecież gdyby każdy robił to, co czuje, to jeden drugiemu dałby cegłą przez łeb, inny innemu zdemolowałby piękny dom na przedmieściach, bo sam takiego nie ma, a jeszcze ktoś inny obsmarował sprayem pół dzielnicy hasłami, które mu właśnie w duszy grają.

Może znalazłby się i taki, co wręczałby kobietom kwiaty, ale zdaniem niektórych feministek jest to gest, który świadczy o kultywowaniu obyczajów patriarchalnych, więc niekoniecznie musiałby się spotkać z aprobatą.

Konia z rzędem temu, kto będzie umiał efektywnie zarządzać tym konfliktem, ogarnąć ten chaos i znaleźć salomonowe rozwiązanie, dzięki któremu uda się zażegnać tę sztucznie wywołaną polsko-polską wojenkę i osiągnąć mądry, satysfakcjonujący obie strony sporu kompromis.

Może wtedy, zamiast życzyć sobie wzajemnie koronawirusa i zepsutych respiratorów, bo na takim i dużo niższym poziomie często odbywa się dyskusja w sieci, po prostu zaczniemy ze sobą normalnie rozmawiać.

Anna Derewienko

Kategoria:
Anna23