Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-muzyka

„To, co w życiu ważne” – Krzysztof Krawczyk (2004)

Niedawno nasz kraj obiegła smutna wiadomość o śmierci Krzysztofa Krawczyka. Twierdzenie, że był legendą polskiej sceny muzycznej, to truizm. Choć nagrał podczas swej kariery wiele znanych i lubianych przebojów, które nuciła niemal cała Polska, to miał również wielu przeciwników i krytyków.

Urodził się 8 września 1946 r. w Katowicach. Zadebiutował w 1963 r. w zespole Trubadurzy, a już jako czternastolatek pojawił się na wielkim ekranie, wcielając się w postać jednego z harcerzy, którzy wspierali głównego bohatera znanego i lubianego filmu „Szatan z siódmej klasy”.

Wraz z Trubadurami, czyli Ryszardem Poznakowskim, Marianem Lichtmanem i Sławomirem Kowalewskim nagrał kilkanaście przebojów, w tym m.in. „Znamy się tylko z widzenia”, „Krajobrazy”, „Byłaś tu”,„Przyjedź mamo na przysięgę”, czy „Ej, Sobótka, Sobótka”.

Wyróżniał się rozpoznawalnym barytonem, grał na gitarze i komponował. Z kinem romansował także później – zagrał w kilku filmach, jak choćby w „Polowaniu na muchy” (1969), „Próba ognia i wody” (1978), a także epizodycznie w serialu „Świat według Kiepskich” oraz pojawiał się w przedstawieniach teatralnych. Zwyciężyła jednak miłość do muzyki.

W 1973 r. rozpoczął karierę solową, zaś rok później wydał płytę „Byłaś mi nadzieją” oraz wystąpił na festiwalu w Opolu. Miał w swym dorobku imponujący zestaw płyt, z których wiele zyskało miano złotych i platynowych. Któż dziś nie pamięta takich utworów, jak „Rysunek na szkle”, „Bo jesteś ty”, „Przytul mnie życie”, czy choćby nieśmiertelny „Parostatek”oraz„Gdy nam śpiewał Elvis Presley”.

Potrafił odnaleźć się w wielu stylach, nagrywał solo i w duetach, nie stronił od disco polo. Nie był dumny z tego epizodu, choć się go nie wstydził. Miał w swym repertuarze również piosenki oazowe i kolędy. Chciał śpiewać przede wszystkim dla ludzi. I to robił najlepiej. Nie sposób zapomnieć o takich utworach jak „Pamiętam ciebie z tamtych lat”, „Mój przyjacielu”w duecie z Goranem Bregoviciem, czy „Trudno tak (razem być nam ze sobą…)” z Edytą Bartosiewicz.

Był trzykrotnie żonaty i przeżył dwa bardzo poważne wypadki samochodowe (w Polsce i USA), które zmieniły jego postrzeganie świata. Miał fanów wśród kilku pokoleń – nic dziwnego, był prawdziwą legendą polskiej piosenki. Z jego obszernej spuścizny trudno wybrać jeden najbardziej reprezentatywny krążek.Można go lubić lub nie, lecz trudno nie cenić za szczerość.

Był szczery zarówno w swej twórczości, jak i w życiu. W wywiadach chętnie opowiadał nie tylko o swej relacji z Bogiem i miłości do żony, lecz także o grzechach młodości, nie ukrywając niewierności i uzależnień. Traktował to jednak jako zamknięty rozdział. Chętnie też powtarzał, że po wielu latach życia z dala od Boga – to właśnie w wierze odnalazł sens i cel swego istnienia.

W 2001 r. wydał z Goranem Bregovicem album „Daj mi drugie życie” , który okazał się jednym z największych jego sukcesów. Płyta uzyskała status złotej, zyskała też nominację do nagrody Fryderyka w kategorii Album Roku Etno/Folk. Płytę nagrywano w Poznaniu i Belgradzie. Tam zyskała bardziej bałkańskie brzmienie, tam też po raz drugi nagrano głos Krawczyka, by brzmiał bardziej dynamicznie i ludowo.

Kolejny album, nagrany rok później nosił tytuł „…bo marzę i śnię”. Płytę nominowano do nagrody polskiego przemysłu fonograficznego Fryderyka w kategoriach Produkcja muzyczna roku i Album roku – pop. Doceniono również pochodzącą z niego piosenkę „Bo jesteś ty”. Nic dziwnego, że krążek szybko zyskał uznanie, o czym świadczyła nagroda platynowej płyty. Jednak dla mnie najbardziej znaczącą płytą z tego okresu jest wydany trzy lata później album „To, co w życiu ważne”. Do współpracy przy nim Krawczyk zaprosił wielu uznanych, choć znacznie od siebie młodszych twórców, między innymi Andrzeja Smolika, Jana Borysewicza, Andrzeja Piasecznego, Kasię Nosowską, Anię Dąbrowską i Adama Nowaka.

Niektórzy z nich napisali piosenki specjalnie dla niego, niektórzy darowali mu własne teksty, a inni również zagrali. To właśnie tam pojawiły się takie utwory, jak „Lekarze dusz” – nagrany w duecie z Muńkiem Staszczykiem, oraz wspomniany już wcześniej duet „Trudno tak (razem być nam ze sobą…)” z Edytą Bartosiewicz. Także ten album szybko trafił na pierwsze miejsce listy najlepiej sprzedających płyt i zyskał miano platynowej.

Specjalna edycja albumu wydana z okazji czterdziestolecia pracy artystycznej Krzysztofa Krawczyka zawiera również bonusy, takie jak duet z Rodem Stewartem „Don’t Get AroundAnymore”, wyprodukowany przez Andrzeja Smolika utwór „Papa Was a Rolling Stone” oraz nowe wykonanie znanego przeboju „AlwaysOn My Mind”. To bez wątpienia najpoważniejsza muzycznie propozycja Krawczyka w jego dorobku. Trafiło nań dwanaście kompozycji.

Tytuł albumu jest nieprzypadkowy – to portret artysty po przejściach, który patrzy na swą przeszłość z łezką, uśmiechem i dystansem. Chciałbym, aby utwory z tego właśnie krążka pozostały w pamięci kolejnych pokoleń.

Krzysztof Wieczorek

muza08