Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-literatura

Prosto z półki

Bernardine Evaristo

„Dziewczyna, kobieta, inna”

Wydawnictwo Poznańskie 2021

Powieść uhonorowana Nagrodą Bookera 2019 – stempelek na okładce. Ale to informacja dla tych, którzy lubią sięgać po literackie pewniaki. Książkę Evaristo,w kongenialnym tłumaczeniu Agi Zano, warto, a może nawet trzeba przeczytać z zupełnie innych powodów. Może to być czysto kobieca solidarność (autorka dedykuje książkę wszystkim siostrom, braciom, ale też wszystkim osobom LGBTQI w wielkiej ludzkiej rodzinie), może być (i zdecydowanie powinien) głód znakomitej prozy, ale może też być ciekawość losów czarnoskórych Brytyjek – kobiet w pierwszym przybyłym do Anglii pokoleniu, ale i kolejnych, którym wciąż dawano odczuć, że są inne i niekoniecznie plasują się na przyzwoitym miejscu w mocno klasowej wyspiarskiej rzeczywistości. Konstrukcja książki – opowieści o kolejnych bohaterkach, które są ze sobą połączone w rozmaity sposób (były koleżankami, kochankami, matkami, babciami, współpracowniczkami) – spodoba się tym, którzy tropić będą kolejne zależności. Punktem wyjścia dla wszystkich historii jest planowana w The National Theatre premiera sztuki „Ostatnia Amazonka Dahomeju” Ammy Bonsu i w jej reżyserii. Artystka przygotowuje swój pierwszy spektakl na prestiżowej, dotąd niemal niedostępnej dla czarnoskórej kobiety scenie. Ale niewiele dowiemy się o samym spektaklu (twittuje o nim inna bohaterka książki), więcej o biografiach ludzi, którzy przyjechali na premierę i zasiadają na widowni, albo tych, którzy będą z różnych powodów nieobecni. Finałem książki jest popremierowy bankiet, kulminacja. Siłą książki Evaristo, napisanej z młodzieńczą energią i pasją, choć autorka jest już dojrzałą pisarką, jest dobra opowieść, a właściwie dobre opowieści, bo to wielobarwny wielogłos. Przemawiają kobiety – czarnoskóre i białe, o różnej orientacji, społecznej przynależności. Ich historia układa się w historię współczesnej Anglii, jakże odmienną od poprawnej politycznie podręcznikowej wersji.

 

Marie Aubert

„Zabierz mnie do domu”

Wydawnictwo Pauza 2021

Debiut literacki duńskiej autorki, który zachwycił krytyków i przykuł uwagę czytelników. Znakomity polski przekład Karoliny Drozdowskiej pozwala rozsmakować się w każdym z dziewięciu niewielkich opowiadań. Warto, bo te miniatury są prawdziwie przejmujące. Aubert potrafi w wyjątkowo zwięzły, a zarazem niezwykle intensywny sposób portretować bohaterów na rozstajnych drogach życia, w kluczowym momencie, który zresztą wcale nie musi być spektakularny. Wystarczy zwykłe garden party, na jakie brat z żoną zaprasza siostrę, która dopiero wyszła z więzienia. Nie musimy nawet wiedzieć za co ją skazano, wystarczy że sprawa była medialna, a rozpoznający bohaterkę ludzie upominają ją publicznie powtarzając, że powinna się wstydzić. Szalenie interesujące są te utwory, w których pozornie zwyczajne sprawy urastają do rangi małych dramatów, bo Aubert doskonale rozumie, że nasze życie składa się właśnie z podobnych napięć. W „Gdyby coś się stało” kobieta, która wchodzi w nowy związek, obawia się, że partner jest zbyt nieodpowiedzialny i niedojrzały. Ale może to ona jest zbyt spięta i pragnie wszystko przesadnie kontrolować. Z kolei w „Carli” rozpoczęcie procesu adopcyjnego w Hiszpanii dla pary ze Skandynawii odsłania lęki i emocjonalną pustkę ze strony mężczyzny, który nie dorósł do roli ojca. Należałoby jeszcze dodać słowo „ale”, bo praktycznie każde z opowiadań Aubert kończy się w zawieszeniu, pozostaje do pewnego stopnia otwarte, autorka nie rości sobie praw definitywnego orzekania o tym, co wydarzy się dalej. To zadanie pozostawia czytelnikowi.

 

Vivien Schweitzer

„Szalona miłość. Wprowadzenie do opery”

Wydawnictwo Czarna Owca 2021

Niewiele jest na polskim rynku książek (niekoniecznie dla wtajemniczonych) poświęconych tematyce muzyce poważnej – autorów polskich czy zagranicznych. Poza biografiami (i to prawie wyłącznie wielkich kompozytorów, jak Bach, Beethoven czy Chopin), książkami naukowymi, czy wreszcie też rzadko pojawiającymi się powieściami, których autorzy uczynili bohaterami np. kompozytorów (jak „Zgiełk czasu” Juliana Barnesa czy „Dyrygent” Sary Quigley – obydwie o Szostakowiczu) melomani, także amatorzy, mają niewielkie pole manewru. Próżno szukać wreszcie literatury z popularyzatorskim zacięciem, którą to pustkę wypełniają u nas jeszcze, szczęśliwie, fantastyczne tomy Piotra Wierzbickiego. Dlatego tak cenne bywa pojawienie się lektury takiej jak „Szalona miłość”, w której amerykańska pisarka, a co ważne, krytyczka operowa „New York Timesa” przybliża w przystępny i naprawdę frapujący sposób ukochaną dziedzinę sztuki. Vivien Schweitzer nie rozczaruje czytelników, pisze ze swadą, przeprowadza czytelnika przez meandry operowych librett, kompozytorskich zabiegów, gwiazdorskich karier i zakulisowych skandali, jakie od wieków towarzyszą operze. Wszystko to w nieprzesadzonej, atrakcyjnej fabularnie opowieści, jak to tylko Amerykanie potrafią, bo wiedzą, że piszą dla potencjalnego laika i chcą go tematem naprawdę zainteresować. I można byłoby piać peany o tym wprowadzeniu do opery, gdyby nie wiele niekonsekwencji edytorskich, translatorskich niekoniecznie trafionych wyborów, dziwnej pisowni. Wciąż chrzęści na języku nieeleganckie określenie „trajkocząca aria Figara” (odnoszące się do ariiz „Cyrulika sewilskiego” Rossiniego), bo to słowo wyjątkowo nieadekwatne, podobnie jak przekład „arie stanowią okazję do tego, by postaci mogły się wyładować” (?!) i zastanawia dlaczego słowo „akt” w środku zdania pisane jest konsekwentnie z dużej litery.W „Rigoletcie” tytułowy błazen mówi do płatnego zabójcy Sparafucile, że on, dworak, zabija słowem nie gorzej niż zbój nożem. Dlatego lekturę „Szalonej miłości” warto wesprzeć biblią operomanów – „Tysiącem i jedną operą” Piotra Kamińskiego, dwutomowym przewodnikiem, który jest wzorcem z Sevres dla każdego, kto chce kochać operę.

MAT

ksi01