Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

Niemcy chcą uczyć praworządności

 

Niemcy chcą nas uczyć praworządności, czyli łap złodzieja. Przedziwną mamy sytuację w Europie. Gdyby popatrzeć na reakcje polskich partii politycznych, to można by odnieść wrażenie, że istnieje jakiś spór. Tymczasem jedyne co istnieje, to niesmak i polityczna próba wykorzystania tego, czego wykorzystywać się nie godzi.

W skrócie dla tych, którzy właśnie wrócili z bardzo długiego grzybobrania: Niemcy chcą uzależnić otrzymywanie pieniędzy z unijnego budżetu od tego, czy dane państwo spełnia – oczywiście w ich mniemaniu – wymogi praworządności.

Żebyśmy się dobrze zrozumieli: nie ma pomysłu, żeby nie trzeba było w takiej sytuacji płacić składki, ani żeby przestawały obowiązywać durne unijne rozporządzenia. Chodzi o tylko o to, że zostaje kij, ale kto inny zeżre marchewkę.

Wiadomo, że jest kryzys związany z panicznym pozamykaniem europejskich rynków w związku z koronawirusem i ktoś musi za to zapłacić, ale akurat pieniędzy w Brukseli jest sporo, a jak zabraknie to bez problemu „się pożyczy” lub po prostu wydrukuje. Tym bardziej, że dzisiaj do drukowania pieniędzy nie jest potrzebna nawet drukarka, wszystko dzieje się sterylnie, przy komputerze.

Kiedy nie wiadomo o co chodzi, to zwykle chodzi o pieniądze, ale jeśli w sprawę zamieszani są Niemcy, to należy w pierwszej kolejności rozważyć inną ewentualność. Nasi serdeczni przyjaciele zza Odry są bowiem znani od wieków z przemożnej potrzeby niesienia innym narodom własnej wizji świata. I tak też jest w tym przypadku.

Niemcy wykorzystując własną prezydenturę w Unii Europejskiej chcą wychować barbarzyńskich Polaków na własną modłę. Bo to jednak jest obciach, żeby na rubieżach Unii siedział uśmiechnięty od ucha do ucha naród drwiący z konieczności dziejowej ściągania na kontynent tabunów „uchodźców”, poddający pod wątpliwość słuszność eutanazji staruszków i skrobania nienarodzonych.

Jakby tego było mało, to ta nadwiślańska tłuszcza wciąż widzi różnicę między chłopcami a dziewczętami i z ogromnym trudem idzie przekonywanie jej, że te różnice są jedynie pozorne.

Polski rząd widząc o co idzie gra wytoczył srogie działa, co spowodowało histeryczne ataki wśród tych, którzy porzuciwszy własne zwyczaje chcą z gorliwością neofity stać się świętsi od papieża i bardziej zbereźni niż niemieckie produkcje dla dorosłych z lat 80.

Miejmy nadzieję, że opór naszej reprezentacji będzie skuteczny, a rząd nieugięty, bo na szali jest coś więcej niż coraz skromniejsza garść brukselskich monet.

Najlepsze jest to, że o praworządności mówią akurat Niemcy i akurat kierują te uwagi w polską stronę. Nie można nie przypominać do znudzenia tego, co się dzieje na ulicach europejskich stolic leżących na Zachód od Berlina. Płonący Paryż, regularnie płonące – nie tylko w sylwestrowe noce – niemieckie miasta. Starcia z policją w proteście przeciwko jej brutalności. Europa naprawdę ma o czym myśleć, niekoniecznie musi zerkać z lękiem przez prawe ramię na polski ogródek.

To jednak wciąż nie jest najlepsze. Najmocniejszym akcentem sytuacji jest dosłownie powoływanie się przez Niemców na praworządność.

Nie wiem, czy to jest efekt kilkudziesięciu lat wybielającej pamięć i sumienia berlińskiej edukacji, czy wyjątkowy tupet. Choć może oni naprawdę zapomnieli.

Dlatego trzeba im wciąż, do znudzenia przypominać to, co mówił w 2015 roku podczas mowy inauguracyjnej ubiegłą kadencję Sejmu marszałek senior Kornel Morawiecki: „Prawo jest ważną rzeczą, ale prawo to nie świętość”.

Francuzi, Hiszpanie, Portugalczycy, ale też i Niemcy mordowali i wykorzystywali do cna mieszkańców swoich kolonii zgodnie z ówczesnym prawem.

Niemieckie obozy koncentracyjne były całkowicie zgodne z ówczesnym niemieckim prawem. Mordowano w najbardziej okrutny sposób ludzi milionami – zgodnie z prawem Trzeciej Rzeszy.

Być może oni naprawdę nie pamiętają niuansów największej zbrodni w historii ludzkości, popełnionej niemieckimi rękami na podstawie niemieckiego prawa

Marian Rajewski

 

 

Kategoria:
Marian25 Wikipedia