Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-muzyka

Kolej na muzykę: „Mrowisko” – Klan (1971)

Wbrew twierdzeniu pewnej części krytyki muzycznej, która widzi złoty okres polskiej muzyki w dekadzie lat osiemdziesiątych (zainteresowanych odsyłam do co najmniej kontrowersyjnych haseł w internetowej Encyklopedii PWN oraz w Wikipedii), ośmielę się twierdzić, że znaczący dorobek lat siedemdziesiątych został tam niesprawiedliwie i niesłusznie pominięty.

Stąd też w ramach pozytywistycznej „pracy u podstaw” od czasu do czasu staram się przypominać co ciekawsze tytuły z tamtych lat. A jest o czym pisać, wszak to właśnie wówczas nagrywał m.in. Niemen, SBB, Skaldowie, Test, Nurt, Romuald i Roman, Budka Suflera, WIEM Grechuty, Breakout, czy choćby bohater dzisiejszego odcinka – grupa Klan, która choć później kilkakrotnie reaktywowana, to jednak swe największe sukcesy artystyczne odniosła właśnie w latach 1969-1971.

Klan zaistniał wiosną 1969 roku, jako personifikacja wspólnych zainteresowań muzycznych Marka Ałaszewskiego (gitara, śpiew) i Andrzeja Poniatowskiego (perkusja). Obaj wywodzili się z warszawskiej grupy Pesymiści. Ich ambicją było poszukiwanie niebanalnej formuły, łączącej krajowy big-beat z ambitnym rockiem (tu bardzo często jako przykład inspiracji pojawia się amerykański kwartet Vanilla Fudge oraz dokonania Carlosa Santany). Pozostali dwaj muzycy dołączyli do Klanu po wielu poszukiwaniach. Specyficzna chemia zadziałała dopiero podczas próby z udziałem Romana Pawelskiego (gitara basowa) i Macieja Głuszkiewicza (fortepian, organy).

Nic dziwnego, że już po kilku godzinach wspólnego grania powstał jeden z najbardziej znanych utworów grupy „Z brzytwą na poziomki”, który już na początku 1970 roku trafił na debiutancką czwórkę zespołu, zatytułowaną po prostu „Klan”. Pozostałe trzy kompozycje, to „Automaty”, „Gdzie jest człowiek” oraz „Nie sadźcie rajskich jabłoni”.

Cała płytka, a zwłaszcza dwa pierwsze utwory, zdradzała wyraźne wpływy rocka psychodelicznego. Nad całością poszukiwań zespołu i warstwą literacką czuwał Marek Skolarski.

Grupa zadebiutowała w Telewizyjnej Giełdzie Piosenki, wystąpiła również na festiwalu w Opolu, a w 1970 roku zaprezentowała spektakl baletowy „Mrowisko”, według pomysłu i z tekstem Marka Skolarskiego, scenografią Marka Lewandowskiego oraz z udziałem tancerzy Teatru Wielkiego.

Całość olśniewała nie tylko pomysłami i układami tanecznymi, lecz także pionierskimi, jak na tamte czasy efektami specjalnymi. Muzykę firmował wprawdzie Marek Ałaszewski, lecz powstała ona przy znaczącym udziale pozostałych członków zespołu.

Całość rychło zyskała uznanie publiczności, otwartej na ambitniejsze propozycje, wykraczające poza schemat proponowany przez rodzime gwiazdy big-beatu. Zespół szybko trafił do studia, by zarejestrować muzyczną wersję spektaklu, a tym samym swój pierwszy pełnowymiarowy album, do dziś uznawany jest za jedną z najważniejszych płyt w historii polskiego rocka.

Do dziś pamiętam wrażenie, jakie jeszcze w latach siedemdziesiątych wywarł na mnie ów krążek, efektownie wydany w barwnej rozkładanej okładce (nota bene zaprojektowanej również przez Marka Ałaszewskiego, którego drugą pasją poza muzyką była plastyka).

Tytułowe „Mrowisko” było personifikacją zatłoczonego wielkiego miasta, czyli zbiorowiska ludzi pochłoniętych codziennością, którzy przestają myśleć o przemijaniu, przestają też zauważać piękno otaczającego świata, mimowolnie biorąc udział w jego dewastacji.

Całość, trochę na przekór ówczesnym światowym trendom do tworzenia rozbudowanych psychodelicznych kompozycji, składa się z trzynastu stosunkowo krótkich utworów, muzycznie jednak powiązanych motywem przewodnim i dodatkowo obramowanych dwuczęściową kompozycją „Sen”, która otwierała i kończyła cały spektakl.

Uwagę przykuwały dość wieloznaczne teksty Marka Skolarskiego. W zasadzie pozwalały na tak wielorakie interpretacje i skojarzenia, że aż trudno uwierzyć w zgodę wszechobecnej cenzury na ich publikację.

Muzycznie całość przypomina barwne impresje (tu znów plastyczne skojarzenia) podkreślane świetną gitarą Ałaszewskiego i kapitalnymi organami, bynajmniej nie Hammonda, a jedynie dobarwionymi przystawką chorusową imitującą ich brzmienie.

Szkoda, że za wysokimi ocenami krytyki nie poszły żadne konkretne propozycje, a płyta dość szybko przeszła do historii. Wkrótce rozpadł się również Klan. Przyczyny były prozaiczne – brak pieniędzy, będący m.in. konsekwencją braku zgody na występy zagraniczne (czyżby spóźniony chichot wszechobecnej cenzury?).

Po latach album kilkakrotnie wznawiano w formacie winylowym i CD. Niedawno „Mrowisko” uzupełnione o zawartość wspomnianej „czwórki” przypomniało wydawnictwo GAD, specjalizujące się w wyszukiwaniu muzycznych perełek sprzed lat. Koniecznie trzeba posłuchać.

Krzysztof Wieczorek

muza14