Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-muzyka

Kolej na muzykę… „Ectotrophia” – Happy Rhodes (2018)

Kolej na muzykę…

„Ectotrophia” – Happy Rhodes (2018)

 

Happy Rhodes jest w naszym kraju prawie nieznana i choć trudno zdobyć jej płyty,to naprawdę szczerze zachęcam do zapoznania się z tą twórczością.

Album „Ectotrophia”stanowi doskonałe wprowadzenie do jej muzycznego świata. Zawiera wybór nagrań z kilku wydawnictw, które ukazały się na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Są tam też piosenki pierwotnie dostępne jedynie na kasetach magnetofonowych. Mimo upływu lat ta muzyka brzmi nadzwyczaj świeżo.

Już w otwierającym płytę utworze „Oh the Drears” artystka zaskakuje niesamowitą barwą i skalą głosu, obejmującą cztery oktawy.Nic dziwnego, że w pewnych kręgach za oceanem posiada status kultowej wokalistki, choć nigdy specjalnie nie marzyła o popularności i wielkich scenach. Niektórzy porównują ją z Kate Bush. Nic dziwnego, jej głos w wyższych rejestrach brzmi bardzo podobnie, a do tego artystka dość otwarcie przyznaje się do fascynacji jej twórczością.

Nie jest to jednak bierne naśladownictwo. Trzeba posłuchać „When the RainCame Down”. Swoboda i lekkość, z jaką przekracza kolejne oktawy jest wręcz zdumiewająca. Skomponowała ten utwór sama (jak zresztą większość swego repertuaru), zaś fachowcy z branży uznali goza duet Kate Bush i Annie Lennox (ja zasugerowałbym jeszcze Elizabeth Fraser)…A to zaledwie jedynie część jej możliwości wokalnych. Happy tworzy muzykę trudną do sklasyfikowania, żaden termin nie oddaje jejoryginalności. Fani nazwali ten gatunek „ecto” i niech tak pozostanie. Proszę się nie zrażać terminologią, słucha się tego naprawdę lekko i z dużą przyjemnością.

Kimberley Tyler Rhodes przyszła na świat 9 sierpnia 1965 roku w niewielkiej miejscowości Poughkeepsie w stanie Nowy Jork (USA). Już trzy dni po urodzeniu jej nieco starszy brat Mark nazwał ją Happy, gdyż niemal bez przerwy się uśmiechała. I tak zostało,dla rodziny i znajomych.

Niestety jej młodość nie była tak szczęśliwa, jak imię. Rodzina nie była najlepiej sytuowana, zaś Happy w dzieciństwie poznała smak odrzucenia i braku akceptacji przez rówieśników. Stąd całym jej światem stała się muzyka i sztuka. Nic w tym dziwnego, wszak już jej dziadek DaveStamper komponował piosenki dla nowojorskich teatrów rewiowych.

Zafascynowała się muzyką Bachaz bogatej kolekcji płyt, należących do ojca. Do dziś wymienia „Arię na strunie G” jako swój ulubiony utwór. Nie tylko słuchała, nauczyła się je także śpiewać. Później oczarował ją album „Switched-On Bach” Waltera (Wendy) Carlosa, z którego znała niemal każdą nutę. Dalej pojawiła się twórczość Kate Bush, Queen, Yes, Davida Bowie oraz Petera Gabriela. To słychać do dziś w jej twórczości.

Na jedenaste urodziny dostała gitarę, marzyła jednak o komponowaniu. Mając czternaście lat prezentowała własne utwory na szkolnych przedstawieniach. Mimo to poczucie wyobcowania pogłębiało się, nie bez znaczenia był rozwód rodziców, stąd też muzyka stała się dla niej formą ucieczki od codziennych problemów. Skończywszy szesnaście lat zostawiła szkołę i poświęciła się wyłącznie muzyce.

Kolejne lata, to dalsze próby kompozytorskie oraz występy w znanym nowojorskim klubie Cafe Lena Saratoga. Tam też poznała Pata Tessitore, współwłaściciela studia nagraniowego Cathedral. Poprosiła go o możliwość odbycia stażu. Pat, będąc pod wrażeniem jej niespotykanych możliwości wokalnych zaproponował by nagrała wszystko, co do tej pory napisała.

Kolejnym krokiem była znajomość z Kevinem Bartlettem, kompozytorem i wykonawcą, zafascynowanym zarówno muzyką klasyczną, jak i rockiem progresywnym. Bartlett zdobywał ostrogi przygotowując występy Janis Joplin, Led Zeppelin, Jeffa Becka, The Who i The Moody Blues, później dorobił się niewielkiej firmy wydawniczej AuralGratification.

Gdy tylko usłyszał nagrania Happy zaraz podjął decyzję o ich wydaniu. Znalazły się na trzech kasetach. Jedna z nich trafiła do VickieMapes, prowadzącej w Chicago program radiowy. I tak się zaczęło, choć sukces miał wymiar raczej lokalny.

Mnie oczarowała delikatną i frapującąkompozycją „I’m Not Awake, I’m Not Asleep”… Jej wyjątkowy, ciepły, czterooktawowy głos potrafi zmylić nawet wytrawnych melomanów.Happy preferuje gitarę, choć lubi brzmienie syntezatorów, którymi fascynowała się od dziecka. Zdarza się, żeinterpretuje cudze kompozycje (warto posłuchać genialnej wersji „Soon” grupy Yes, „Space Oddity” Davida Bowiego czy „Mercy Street” Petera Gabriela). Każdy z nich w jej wykonaniu zyskuje indywidualne i niepowtarzalne brzmienie.

Mimo wyjątkowego talentu,artystka ma dystans do siebie, łatwo też nawiązuje kontakt z publicznością. Na jednym z koncertów w Filadelfii, przed wykonaniem piosenki „AllThings”, opowiedziała słuchaczom o zaskakującej rozmowie telefonicznej z jednym z fanów, który pod koniec zapytał ją, czy jest transseksualistką…

Obecnie mieszka z mężem Bobem Mullera, także muzykiem, na farmie w pobliżu Nowego Jorku. Rozbudowuje studio, komponuje i opiekuje się mnóstwem kotów, a jej utwory konsekwentnie spędzają sen z oczu krytyków.

Krzysztof Wieczorek

muza10