Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-historia

Kolej na historię: Kolejarz noblista

Lista polskich laureatów prestiżowej nagrody przyznawanej przez Akademię Szwedzką w dziedzinie literatury nie jest specjalnie długa, toteż warto przypomnieć, że jeden z jej wczesnych beneficjentów wywodził się z braci kolejarskiej.

Władysław Reymont (bo o nim mowa) urodził się w 1867 roku w niedużej wsi Kobiele Wielkie, niedaleko Radomska. Podobno miał siedem sióstr i brata, jednak źródła oparte na jego spuściźnie nie są zgodne i dziś trudno ten fakt jednoznacznie potwierdzić.

Pewne jest za to, że ojciec późniejszego noblisty, prowadził sekretariat miejscowego kościoła, w którym grał także na organach. Wyobraźnię i talent do opowiadania młody Władysław Stanisław odziedziczył po swej mamie Antoninie, wywodzącej się ze zubożałej podkrakowskiej szlachty. Jako, że rodzina Reymontów związana była z parafią – nic dziwnego, że marzyła, by został księdzem lub choćby organistą.

Niestety, młody Władysław w szkole elementarnej po prostu sobie nie radził. Trudno powiedzieć, czy było to wątpliwą zasługą nauczycieli, jednak rodzice musieli porzucić ambicje i spróbować zapewnić mu przyszłość w branży rzemieślniczej. Trzynastolatek trafił pod opiekę szwagra mamy, który prowadził warsztat krawiecki. Tam po czterech latach terminowania zdobył szlify czeladnika, ale ten zawód ten nie dawał mu satysfakcji.

Próbował sprawdzić się w handlu, rodzice niejednokrotnie namawiali go też do kontynuowania nauki. Przyszłego noblistę zaczęły jednak fascynować podróże – nie tylko krajowe, ale i zagraniczne. Powiew „wielkiego świata” i pobyt w Warszawie rozbudził w nim zainteresowanie literaturą i teatrem – na tyle silne, że przystał do wędrownej trupy aktorskiej, próbując swych sił pod przybranym pseudonimem Urbański.

Niestety, także i tu nie odniósł sukcesów. Jako skruszony dwudziestolatek powrócił na łono rodziny, zaś ojciec załatwił mu w 1888 roku posadę na Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Trafił na placówkę m.in. w Rogowie i Lipcach, jednak praca urzędnika zdecydowanie nie zaspakajała jego ambicji. Próbował wrócić do aktorstwa (z miernym skutkiem), a nawet dzięki powszechnie panującej modzie na zjawiska paranormalne i spirytystyczne chciał zrobić karierę jako medium.

Także ten pomysł zakończył się fiaskiem, więc chcąc nie chcąc wrócił na kolej. Swe poszukiwania musiał jednak „odpokutować” obniżeniem stanowiska i okrojeniem pensji. Za dwanaście rubli miesięcznie otrzymał etat praktykanta kolejowego niedaleko Skierniewic.

Nie chciał jednak porzucić pisania. Pierwsze opowiadanie, zatytułowane „Pracy!”, stworzył w 1891 roku. Niestety, zdolności literackie pracy mu nie ułatwiały. Gdy pociąg przejechał człowieka sporządził dla naczelnika raport, który przełożony odesłał z uwagą „Zwracam nowelkę, proszę o ścisły raport z wypadku”.

W tej sytuacji, z zaledwie trzema rublami w kieszeni, postanowił przenieść się do Warszawy, by pomieszkiwać kątem u przyjaciół w czteroosobowym pokoju i nadal pisać. Kolej odegrała w jego życiu jeszcze jedną rolę. W 1900 roku, gdy miał już za sobą kilka publikacji i pobyt zagranicą (był zmuszony emigrować po publikacji w prasie kilku odcinków „Ziemi obiecanej”), doznał obrażeń w wyniku katastrofy pod Warszawą. Notatka szpitalna sporządzona przez lekarza dla towarzystwa ubezpieczeniowego okazała się także majstersztykiem, wykazując poważne obrażenia (jak choćby złamanie dwunastu żeber zamiast zgodnie z rzeczywistością jedynie dwóch). Trudno ów fakt jednoznacznie ocenić, wszak ubezpieczycielem był carski urząd.

Konkluzja lekarskiego zaświadczenia poddawała w wątpliwość dalszą zdolność Reymonta do pracy umysłowej. W efekcie kasę zaborcy udało się uszczuplić o poważną kwotę blisko czterdziestu tysięcy rubli, co wówczas stanowiło równowartość kilkunastu kamienic. Dało to wreszcie Reymontowi niezależność finansową. Mógł bez reszty poświęcić się pisaniu. Wówczas stworzył czterotomową epopeję „Chłopi”. Praca ta zajęła mu osiem lat.

Powieść w odcinkach przez sześć lat drukował „Tygodnik Ilustrowany”, a w międzyczasie kolejne tomy opublikowano również w formie książkowej. Przedstawił w niej barwną galerię postaci, a całość obejmuje rok z życia polskiej wsi, z jej kulturą i obrzędowością, na tle zmieniających się pór roku, które wyznaczają jednocześnie cykl narodzin, przemijania i śmierci. Napisana została prostym językiem, z wykorzystaniem elementów gwary ludowej. Była gloryfikacją prostoty życia, nawiązując do modnego wówczas nurtu fascynacji chłopstwem.

Opowieść ta, mająca uniwersalny wymiar i dość daleka od polityki, znalazła uznanie szwedzkiej akademii i przyniosła autorowi w 1924 roku prestiżową nagrodę Nobla. Tym samym Reymont pokonał kontrkandydatów: Tomasza Manna, Maksyma Gorkiego, Sigrid Undset i Stefana Żeromskiego.

Niespełna rok później Wincenty Witos zorganizował w Wierzchowicach uroczystość, będącą wyrazem wdzięczności polskiej wsi dla laureata. Niestety, był to ostatni akord w życiu schorowanego literata, który zmarł w Warszawie kilka miesięcy później.

Krzysztof Wieczorek

histor25