Od zawsze narzekaliśmy, że „media kłamią”. Bo tak było: przez kilkadziesiąt lat kłamały na potęgę realizując skuteczne założenia każdej lewicowej władzy, które w doskonałym stylu sformułował wybitny przedstawiciel myśli socjalistycznej Józef Goebbels.
Miał rację, kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Tyle że dzisiaj mamy do czynienia – oprócz ordynarnych kłamstw – także z nieco innym zjawiskiem.
Otóż rzeczywistość medialna i rzeczywistość rzeczywista (oczywista oczywistość) rozjechały się kompletnie. Akurat w ostatnich dniach mieliśmy okazję zaobserwować to jak w soczewce.
Europa płonie. To nie jest metafora, dosłownie płonie. We Francji jednego dnia protestowało kilkaset tysięcy osób w 70 miastach. Dochodziło do starć z policją, był gaz, płonące samochody, armatki wodne, barykady na ulicach. Policja twierdziła, że na ulicach było 130 tysięcy osób, organizatorzy – że pół miliona.
Domagali się tego samego, co wszędzie: zakończenia obostrzeń epidemicznych i brutalności policji, ale także zniesienia zakazu filmowania interwencji policyjnych.
Tego samego dnia w Londynie 155 osób zostało aresztowanych podczas zamieszek w centrum miasta. Tysiące ludzi protestowało przeciwko obostrzeniom i szczepionce mającej chronić przed koronawirusem.
Brytyjskie media nie mogą się zgodzić, jak nazywać protestujących. Jedni, poważniejsi – jak „Guardian” i „Daily Express” – mówią o „anti-lockdownprotesters”, inni – jak NBC – mówią o „anti-vaccineprotesters”.
Obojętnie jakby byli nazywani, z policją starli się ci, którzy są przekonani, że to ostatni moment, by walczyć o resztki wolności.
W Polsce w tym samym czasie trwały protesty kobiet, które – choć wcześniej dawały się pociąć za konstytucję – sprzeciwiają się orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego. Tyle tylko, że media znudzone tą monotonną narracją chętniej pokazywały oryginalny happening polegający na… przyklejeniu się na golasa do witryny sklepowej w proteście przeciwko konsumpcjonizmowi.
Można powiedzieć, że to objaw doskonałej kondycji kraju, skoro pozostałe problemy mamy już odhaczone, ale to byłaby naprawdę kiepska złośliwość. A jest o czym mówić, jeśli media tak bardzo rozjechały się z rzeczywistością.
No bo sprawdźmy główne informacje w trzech największych telewizjach oglądanych przez Polaków. Wypadek na wyścigach w Bahrajnie. Płacząca od policyjnego gazu posłanka (poślica?) Nowacka. Ani słowa o płonącym Paryżu, o pokrytym dymem Londynie.
Media przestały relacjonować, starają się tworzyć własne światy. A potem płaczą, że ludzie coraz częściej nie mają ochoty oglądać i wolą samodzielnie poczytać, popatrzeć na miliony nadawanych na żywo w Internecie relacji z wydarzeń na całym świecie.
Świat się zmienia, tylko nie pan, panie redaktorze… Media się zmieniły, odbiorcy się zmienili. Dzisiaj nie istnieje już podział na dziennikarza i widza, dzisiaj każdy z nas może być jednym i drugim, wystarczy telefon i połączenie z Internetem.
I tylko jakość się liczy, bo Internet jest bezwzględny, bezlitośnie sprawiedliwy. Filmiki z protestów mają oglądalność kilkuset razy większą niż oficjalne, telewizyjne relacje.
Trzeba jednak pamiętać o tym, że media to nie tylko informacje, ale i publicystyka. Nie wystarczy powiedzieć co się stało, trzeba też wytłumaczyć jakie to ma znaczenie dla Czytelnika.
Tylko skoro nasze główne przekaziory nie chcą nam pokazywać płonących stolic decydujących o kształcie Europy, to nie będą miały szansy, żeby nam powiedzieć co to wszystko znaczy.
I może lepiej… Wyobraziłem sobie Marcina Najmana, jak dyskutuje z Magdaleną Ogórek na temat konfliktu między wolnością a bezpieczeństwem, praw człowieka, nowej obywatelskości i nowych totalitaryzmów, monopoli informacyjnych w cyberprzestrzeni i fali dziennikarstwa bezpośredniego.
I może lepiej, żeby te wielkie, zmęczone życiem kolosy odeszły do historii bez tak spektakularnych wydarzeń. Nam wystarczy na szybko YouTube, BitChute i parę innych adresów, a do niedzielnej, poobiedniej kawy „Wolna Droga”. Smacznego!
Paweł Skutecki