Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

Child alert, czyli kompromitacja po polsku

Child alert, czyli kompromitacja po polsku

 

Mieliśmy właśnie do czynienia z czwartym child alertem w historii naszego kraju. Trzy byłybez sensu. Albo coś z tym zrobimy, albo wypowiedzmy porozumienie dotyczące child alertu.

Wzorcowy system wygląda tak, że na policję zgłasza się rodzic mówiąc o zaginięciu dziecka i przedstawiając mniej czy bardziej uzasadnione podejrzenie porwania. Priorytetem jest jak najszybsze ustalenie miejsca pobytu dziecka. Rusza więc koordynowana przez Wydział Poszukiwań i Identyfikacji Osób Biura Służby Kryminalnej Komendy Głównej Policji akcja, w którą włączone są służby, media, nauczyciele, organizacje pozarządowe i osoby fizyczne. Przez dwanaście godzin cała Polska (a jak trzeba, to i cała Europa) szuka prawdopodobnie porwanego, a na pewno zaginionego dzieciaka.

Procedura nazywa się różnie, czasem child alert, czasem amber alert – od imienia porwanej w Stanach Zjednoczonych dziewczynki, AmberHagerman. W Europie procedura działa w szesnastu krajach Unii. W Polsce od końca 2013 roku został child alert został ogłoszony dotychczas cztery razy. Na przygotowanie infrastruktury i szkolenia Unia Europejska za pośrednictwem programu Daphne III zapłaciła nam blisko pół miliarda złotych.

Z jakim efektem? W trzech czwartych – fatalnym. Zamiast poszukiwać porwanych dzieci, child alert służy do rozwiązywania sporów między rodzicami.

 

Maja

Pierwszy raz child alert został w Polsce ogłoszony w kwietniu 2015 roku. 10-letnia Maja została uprowadzona z Wołczkowa pod Szczecinem, a jej zaginięcie zgłosił ojciec. Szybko udało się ją odnaleźć za zachodnią granicą i zatrzymać sprawcę, który miał już na koncie uprowadzenie dziecka w Wielkiej Brytanii. Dziewczynka wróciła do rodziców. Oprócz poważnie zranionej przy próbie ucieczki nogi, nic jej się nie stało. Sukces.

 

Fabian

W listopadzie 2015 roku ogłoszono drugi child alert. Wersja oficjalna: zamaskowani mężczyźni porwali trzyletniego chłopca wyrywając go z rąk matki. Wersja faktyczna: ojciec zabrał synka, który sam do niego podbiegł. Problem w tym, że ojciec Fabiana, to były antyterrorysta. Choć nie były spełnione przesłanki do uruchomienia procedury (było wiadomo, z kim przebywa chłopiec – widziała go matka, jego tata nie miał odebranych praw rodzicielskich i nie było najmniejszych przesłanek do podejrzeń, że chłopcu cokolwiek zagraża), przez jedenaście dni obaj byli ścigani przez policję. – Gdybyśmy od razu wiedzieli, że jest to porwanie rodzicielskie, nie wykorzystywalibyśmy child alertu – mówił później podkomisarz Konrad Gajda.

 

Amelia

Wiosną ubiegłego roku trzeci child alert dotyczył trzyletniej Amelii i… jej matki. „Porwał” je ojciec dziewczynki. Oficjalna wersja mówiła o tym, że dwóch zamaskowanych mężczyzn uprowadziło dwudziestopięcioletnią Natalię i jej córkę spod białostockiego bloku. Zaciągnęli je do auta, a następnie odjechali. Niedługo potem policjanci w pocie czoła ustalili „hipotezę uprowadzenia rodzicielskiego” i zatrzymali całą trójkę. Tyle tylko, że według doniesień matka dobrowolnie wsiadała z dziewczynką do samochodu. Babcia nie miała wątpliwości, z kim jest wnuczka.

„Sprawca” został zatrzymany, ale prokuratura miała ogromny problem z postawieniem zarzutów. Okazało się, że matka przyjechała z dziewczynką na ferie do Polski, bo Amelia urodziła się w Niemczech i tak mieszkała. Konwencja Haska (mówiąca o transgranicznych uprowadzeniach) okazała się nieskuteczna. Ojciec, mający pełnię praw rodzicielskich, wziął sprawy w swoje ręce. Skończył na długie miesiące w areszcie.

 

Ibrahim

17 lutego 2020 roku został ogłoszony czwarty child alert. Matka zgłosiła porwanie dziesięcioletniego Ibrahima. Szybko się okazało, że faktycznie mieliśmy do czynienia z uprowadzeniem. Tyle tylko, że to matka porwała chłopca z Belgii, gdzie tamtejszy sąd przyznał prawo do opieki nad Ibrahimem ojcu. Polskie służby nie wpadły na pomysł, żeby to sprawdzić zanim ogłosiły child alert. Kompromitacja sięgnęła dna.

 

Kompromitacja

Sensowną procedurę zamieniono w karykaturę. Kosztujący pół miliarda złotych system, który miał w teorii być potężną bronią wymierzoną w porywaczy dzieci mających na celu okup, morderstwo, pedofilię, stał się narzędziem w sporach między rodzicami.

Skala? Rocznie jest zgłaszanych około sześciuset (!) tak zwanych porwań rodzicielskich. O ile przyjmiemy, że rodzic mający prawa rodzicielskie może porwać własnego syna czy córkę.

Paweł Skutecki

Kategoria:
Girls wearing red backpack walking to school