Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-muzyka

Abraxas–„99” (1999)

 

Czy można tak pokochać muzykę z odległego kraju i pokonując bariery kulturowe podjąć próbę nauczenia się trudnego języka tylko po to, by pojąć treść śpiewanych utworów? Można. Można nawet wówczas, gdy mieszka się w Japonii, a tą grupą jest nieistniejący już dziś bydgoski zespół Abraxas.

Dowiódł tego KoheiIwata, młody Japończyk bez jakichkolwiek polskich korzeni, który w ciągu zaledwie trzech latopanował nasz ojczysty język na poziomie, którym mógłby zawstydzić niejednego naszego rodaka. Przez rok studiował filologię polską na Uniwersytecie Śląskim jako wolny słuchacz. Obecnie, już z Japonii, prowadzi po polsku własny kanał na YouTube, gdzie interesująco opowiada o naszym języku i kulturze. Przedstawia się jako Ignacy z Japonii.

A Abraxas? To zespół, który działał w Bydgoszczy w latach 1987-2000. Nazwę muzycy zaczerpnęli z powieści Hermanna Hessego pt. „Demian”, gdzieAbraxas był bóstwem przenikających się wzajemnie sił dobra i zła.

Muzyczny styl zespołu cechują zmienne nastroje,nieoczekiwane zmiany rytmu, czasem kontrowersyjne i niełatwe teksty, a przede wszystkim niebanalne aranżacje i harmonia. Zespół chyba nie trafił w swój czas, gdyż w latach dziewięćdziesiątych na muzycznych scenach królował punk, zaś muzykę progresywną traktowano z rezerwą, jako relikt minionej epoki. Mimo to, grupie udało się zagrać kilka znaczących koncertów, podczas których wykorzystano teatralne kostiumy i rekwizyty, slajdy, a także drewnianego konia na biegunach. Zespół zyskał grupę wiernych fanów, lecz nie omijały go nawarstwiające się problemy.

W 1993 roku w wypadku samochodowym zginął gitarzysta Radek Kamiński.Regularnie pojawiały się kryzysy i przerwy w działalności. W 1995 roku nastąpiła kolejna reaktywacja i po roku wytężonej pracy grupie udało się powrócić na scenę.

Podczas I Festiwalu Muzyki Progresywnej w Warszawie zespół okrzyknięto gwiazdą festiwalu. Rok później na Prog-Festiwalu w Zielonej Górze zdobyli nagrodę publiczności, dla najlepszego perkusisty, klawiszowca i gitarzysty, dzięki czemu muzycy nabrali wiatru w skrzydła i wreszcie udało im się zarejestrować wymarzoną pierwszą płytę. Zyskali przyjaciela w osobie Tomasza Beksińskiego, zaś dzięki jego radiowym audycjom ich muzyka dotarła do szerszego grona odbiorców. Coraz częściej zdarzało im się występować u boku znanych gwiazd. Dość tu wspomnieć Arenę, Fisha, PorcupineTree, a także występ przed Robertem Plantem i JimmiPagem w katowickim Spodku. Grupa zyskała uznanie w Holandii i Francji, a także w odległej Brazylii i Japonii.

Już pierwszy album bez tytułu, później zatytułowany „Cykl obraca się. Narodziny, dzieciństwo pełne duszy, uśmiechów niewinnych i zdrady…”z 1996 roku dowiódł, że pokładane w zespole nadzieje mają uzasadnienie. Powstała niezwykła płyta, która po latach nadal brzmi świeżo i inspirująco. Drugi album potwierdził rosnącą formę muzyków. Wydano ją w dwóch wersjach językowych –jako„Centurie” oraz „Prophecies”(1998).Słuchacze Trzeciego Programu PR uznali ją zapłytę roku.

Zespół nadal rozwijał się, poszukując nowych form i środków wyrazu. Sporo w tym zasług Szymona Brzezińskiego, którego intrygująca muzyka przyciągała słuchaczy. W 1999roku grupa zarejestrowała kolejny album, zatytułowany po prostu „99”. Także i on pojawił się w dwóch wersjach językowych. Płyta udokumentowała kolejne zmiany personalne. Za perkusją zasiadł Mikołaj Matyska, zaś na gitarze zagrał współzałożyciel pierwszego składu – Łukasz Święch.

Rok później grupa pojawiła się na szczególnym koncercie, poświęconemu przedwcześnie zmarłemu Tomaszowi Beksińskiemu, publicyście i dziennikarzowi radiowej Trójki.Koncert zarejestrowano i była to ich pierwsza płyta na żywo, szkoda, że jak dotąd ostatnia.

Wróćmy jednak do albumu „99”. Zawarta na nim opowieść, to niemal teatralny spektakl. To porównanie jest uzasadnione, bowiem nie da się przejść obojętnie obok kreacji wokalisty grupy Adama Łassy. To jego głos i interpretacje stanowią o oryginalności Abraxas, we wszystkich jego wcieleniach.

Warto rozpocząć swą przygodę z ich muzyką od tego właśnie albumu. Jest niełatwy, lecz naprawdę piękny. Tworzy go trzynaście utworów o różnej długości, choć najbardziej bronią się te rozbudowane. Warto zwrócić uwagę na pełen prostoty „Jezebel” (tu na basie zagrał Krzysztof Ścierański), uwagę przykuwa też „Anatema” (przywodząca na myśl Pink Floyd), zaskakujący pomysłami „Iris” oraz nieco dziwnie ucięty „Medalion”.

Na płycie zdecydowanie wyróżnia się gitara Szymona Brzezińskiego, o niezapomnianej barwie. Warto wsłuchać się w „Spowiedź”, nagraną z gościnnym udziałem AnjiOrthodox z grupy Closterkeller, zaś dwa wręcz kojące utwory „Oczyszczenie” i przypominające Davida Gilmoura„Moje mantry”, które kończą album,to coś, co z pewnością na długo pozostanie w pamięci wrażliwego odbiorcy. „99” to album, do którego należy i trzeba wracać. Wówczas odkrywa drzemiące w nim smaczki.

Krzysztof Wieczorek

muza19