Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-muzyka

Kolej na muzykę: The Blue Effect ‎– „A Benefit Of Radim Hladík” (1975)

W latach siedemdziesiątych krajowe sklepy muzyczne nie rozpieszczały polskich miłośników rocka. Ofertę próbowano uatrakcyjnić importem z sąsiednich krajów demokracji ludowej. Płyty te wprawdzie wyróżniały się lepszą poligrafią i staranniejszym tłoczeniem, lecz z repertuarem było już różnie.

Jedną z ciekawszych propozycji w tamtym czasie był krążek wydany w 1975 roku przez czechosłowacki Supraphon, z dość efektownym zdjęciem skupionego gitarzysty, jego Gibsona i niebieskim napisem u dołu The Blue Effect ‎– A Benefit Of Radim Hladík.

Przeciętnemu melomanowi w Polsce ów napis niewiele mówił, jednak zawarta na płycie muzyka była naprawdę dobra. Później dowiedziałem się, że była to eksportowa wersja płyty bodaj najlepszego czechosłowackiego (był kiedyś taki kraj) gitarzysty i jego zespołu. Jak się później okazało nazwa grupy mała swoje drugie dno. Oficjalnie wywodziła się od jednego z efektów gitarowych używanych przez Radima Hladika, a nieoficjalnie od tzw. „niebieskich książeczek” posiadanych szczęśliwym trafem przez wszystkich członków zespołu, które pozwalały na dwa lata odroczyć obowiązkową służbę wojskową…

Modrý Efekt potrafił wypracować własny styl na pograniczu jazz rocka i rocka progresywnego. Krytycy doszukiwali się w ich muzyce wpływów Yes, Caravan, a nawet King Crimson, choć trudno mi się z tą opinią do końca zgodzić. Tak czy inaczej, ich twórczość łączyła różne style i elementy, a dzięki łatwo rozpoznawalnej gitarze Radima Hladika utwory miały swój charakterystyczny sznyt i brzmiały oryginalnie. Mimo to, w swojej ojczyźnie zespół wcale nie miał lekko. Nie dość, że władze zmusiły The Blue Effect do używania rodzimej nazwy Modrý Efekt (by zbytnio nie kojarzył się ze „zgniłym zachodem”), to w dodatku tak skutecznie cenzurowano teksty utworów, że w rezultacie na rynek trafiła płyta instrumentalna, co jednak na szczęście wyszło jej chyba na dobre.

Okładka również nie podobała się władzom, gdyż eksportowa wersja z angielskim napisem była zbyt „zachodnia”. Mieszkańcy Czechosłowacji otrzymali ją w zupełnie innej kopercie.

Ich muzyka po latach broni się bez większych problemów. To niemal klasyczny rock progresywny. Już pierwszy dziesięciominutowy, zagrany z ikrą utwór Shoes przynosi kapitalne popisy gitary, fletu i klawiszy. Drugi kawałek Jigsaw Puzzle, to atrakcyjna mieszanka fusion, progresu i mocnego rocka, okraszona niesamowitym brzmieniem gitary. Trzeci utwór Tea-Room z zapadającą w pamięć linią melodyczną jest prawdziwym popisem lirycznych umiejętności Radima. Nic dziwnego, że stał się niemal znakiem rozpoznawczym grupy, zdobywając sporą popularność.

Drugą stronę winyla otwierał pięciominutowy Lost-And-Found – kolejny przykład świetnego progresywnego grania. Album kończył rozbudowany do dwunastu minut Hypertension.

Warto podkreślić udział gości w nagraniach: przy klawiszach zasiadł rewelacyjny Martin Kratochvíl, a na flecie i saksofonie altowym zagrał Jiří Stivín.

Muzycy pracujący z Radimem Hladikiem także dziś podkreślają, że potrafił odnaleźć się w każdej stylistyce. Klasyka, rock and roll, blues, beat, jazz i folk nie miały dla niego tajemnic. Nie bał się nowych wyzwań. We wszystko wkładał duszę i serce. Jako dziecko opanował grę na pianinie. Później dwa lata zgłębiał tajniki gitary podczas studiów w Praskim Konserwatorium. Wcześniej, mając piętnaście lat grał na gitarze w rockowej formacji Komety, a potem ze swym przyjacielem Vladimírem Mišíkiem dołączył do popularnej grupy Matadors.

W 1968 roku obaj przyjaciele powołali do życia Blue Effect, początkowo stylistycznie nieco nawiązujący do bluesa. Popularność Hladika rosła, a od drugiej połowy lat sześćdziesiątych zyskał miano jednego z najlepszych czeskich gitarzystów. Niemal cały czas pozostał wierny ulubionemu Gibsonowi Les Paul Custom 1959.

W 2013 r. w wywiadzie dla Radia Praga przyznał, że największy wpływ miał na niego Jimi Hendrix, a zwłaszcza wolność emanująca z jego gry. Podkreślił, że dla niego muzyka, to właśnie wolność. Nie cierpiał muzycznych frazesów, a nade wszystko przedkładał improwizację, która dla niego była właśnie wyznacznikiem wolności. Może dlatego nawet dziś muzykę Blue Efekt trudno jednoznacznie określić. Grupa miała swój styl i charakterystyczne brzmienie.

Radim Hladik po raz ostatni wystąpił na scenie 14 września 2016 roku. Chciał grać mimo postępującej choroby. Trzy miesiące później już nie żył, nie doczekawszy przeszczepu płuc. Miał 69 lat. Był niewątpliwie jedną z najwybitniejszych postaci czeskiej muzyki, pozostając przy tym człowiekiem ciepłym i skromnym. Czeskie ministerstwo kultury podkreśliło, że jego odejście jest bolesną stratą odczuwaną przez całą czeską scenę kulturalną.

Mam nadzieję, że Radim, jak zwykle uśmiechnięty, spełnia się teraz muzycznie po drugiej stronie, a jego muzyka przyciąga gości do niebieskiej herbaciarni…

Krzysztof Wieczorek

muza19