Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-muzyka

Kolej na muzykę: „Naga” Niebiesko-Czarni (1972)

Nie tak dawno ponownie do mego odtwarzacza trafił srebrny krążek Niebiesko-Czarnych z piosenkami ze zrealizowanego na początku lat siedemdziesiątych spektaklu Naga. Przed laty były to dwie, oddzielnie wydane płyty analogowe w zbliżonych okładkach. Są tam niewątpliwie fragmenty porywające, jednak całość nie do końca mnie przekonuje.

Mimo to, ta pierwsza polska rock-opera do dziś budzi spore emocje. Jest dowodem otwarcia twórców na muzyczny szeroki świat i inspiracji płynącymi z niego nowinkami. Na srebrnym krążku całość wydano w 1995 roku i jak dotąd była to jedyna edycja cyfrowa, dziś dość trudna do zdobycia. Album dowodzi, że w latach siedemdziesiątych w naszym kraju zdarzały się ciekawe przedsięwzięcia, a scenę młodzieżową kształtowali nie tylko ledwie tolerowani przez władzę Niemen i Breakout.

Wróćmy jednak do spektaklu. W styczniu 1964 roku do Niebiesko-Czarnych trafił Wojciech Kędziora (póź. Korda). W tym czasie zespół starał się wzbogacić brzmienie, odchodząc od łatwego repertuaru. Sprzyjał temu dobry kontakt z nowinkami światowymi, gdyż często występowali za granicą, także po drugiej stronie „żelaznej kurtyny”.

W 1971 koncertowali w USA. Zainspirowani spektaklami Hair i Tommy, postanowili stworzyć pierwszą polską rock-operę. Taka narodziła się Naga, którą po raz pierwszy w całości publicznie zaprezentowano 22 kwietnia 1973 r.

Nim jednak to się stało, przez wiele tygodni trwały próby w wynajętej sali gdańskiego klubu Żak. Poszukiwano również sceny teatralnej, która odważyłaby się spektakl wystawić. W tamtych czasach znalezienie odważnego dyrektora, który podjąłby ryzyko nie było łatwe. Nie zawiodła legendarna Danuta Baduszkowa, dyrektor Teatru Muzycznego w Gdyni, do którego przeniesiono ostatnie próby dopiero tydzień przed premierą. Zarówno na deskach gdyńskiego teatru, jak i w nagraniu płytowym gościnnie śpiewał Stan Borys.

Słowa do rock-opery Naga napisał Grzegorz Walczak, zaś muzykę skomponowali członkowie Niebiesko-Czarnych, m.in. Janusz Popławski, Zbigniew Podgajny i Wojciech Korda, przy wsparciu Zbigniewa Namysłowskiego, Mateusza Święcickiego, Janusza Komana i Andrzeja Zielińskiego.

Intrygujący tytuł miał być personifikacją prawdy. Teksty Grzegorza Walczaka opowiadały o poszukiwaniu „Wyspy Nagiej Prawdy”. Całość zilustrowała wizja Jerzego Krechowicza – reżysera i autora oryginalnej scenografii, w tym pomysłu na stroboskopowe światła oraz drapieżną muzykę, zaaranżowaną na pięcioosobowy zespół rockowy.

Sam pomysł kiełkował od początku 1971 roku i wówczas powstały pierwsze utwory, które prezentowano na koncertach. Później zespół ruszył w trzymiesięczną trasę po Jugosławii, gdzie również szlifowano powstający materiał. Niewątpliwie samo widowisko było na swój sposób wizjonerskie, bowiem prawdziwy teatr rockowy rozwinął się dopiero później.

W marcu 1972 r. zarejestrowano w studiu Polskich Nagrań piosenki, które trafiły na pierwszą płytę. Drugą nagrano kilka miesięcy później, zaś sam spektakl zaprezentowano szerokiej publiczności dopiero rok później. W międzyczasie dojrzała i uległa zmianie koncepcja samego widowiska, przearanżowano też muzykę.

Spektakl wystawiono ponad sto trzydzieści razy, zaś obejrzało go ponad sto tysięcy osób. Przez kraj przetoczyła się spora burza prasowa, przy czym domorosłych krytyków bardziej od muzyki fascynowały nagie modelki, choć przy nagromadzeniu licznych efektów wizualnych i gry świateł miały one znaczenie raczej marginalne.

Recenzje profesjonalnych krytyków były dość przychylne. Spektakl docenił Lucjan Kydryński na stronach „Przekroju”. Pisali o nim także Andrzej Ibis Wróblewski w „Życiu Warszawy”, Kazimierz Czyż na łamach „Teatru” i Stefan Maciejewski w „Życiu Literackim”.

Przedstawienie naprawdę robiło duże wrażenie. Wiem to z relacji naocznych świadków. Warto podkreślić, że muzyka, która pojawiła się na płytach, znacznie różniła się od zaprezentowanej podczas inscenizacji, stąd też wrażenia osób oglądających widowisko mogły być zupełnie odmienne od tych, które nasuwają się po przesłuchaniu materiału zawartego na płytach.

Jednak mimo wszystko twórcy Nagiej zarówno w wersji scenicznej, jak i studyjnej mogą mieć powody do dumy. Nieliczni szczęśliwcy, którym dane było go obejrzeć, dzielili się wrażeniami z wypiekami na twarzach.

Należy jedynie żałować, że prezentacja spektaklu była ostatnim wielkim wydarzeniem w karierze Niebiesko-Czarnych. Później jeszcze zespół odbył kilka tras koncertowych, a w czerwcu 1976 roku został rozwiązany, reaktywując się tylko okazjonalnie.

Krzysztof Wieczorek

muza12