Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-muzyka

„Lem. Tales From Beside” – Tomasz Pauszek (2021)

Świat muzyki elektronicznej od dawna nie jest dla polskich słuchaczy pełną tajemnic ziemią nieznaną. Cieszy się w naszym kraju gronem wyrobionych odbiorców, dla których dzieła Jeana-Michela Jarre’a, Tangerine Dream czy tajniki szkoły berlińskiej nie stanowią szczególnego wyzwania. Polscy fani tego gatunku z zainteresowaniem śledzą nowości płytowe, także te z rodzimej oferty. 

Polska muzyka elektroniczna ma się nieźle, a jej popularyzacji często sprzyjają atrakcyjne projekty graficzne okładek – zwłaszcza wersji winylowych, które drukowane z dużą dbałością o szczegóły naprawdę stają się nietuzinkowym uzupełnieniem samej muzyki. 

Tak też jest i w przypadku najnowszego dzieła bydgoskiego multiinstrumentalisty Tomasza Pauszka. Okładka jego najnowszego dzieła, zaprojektowana przez współpracującego z nim już od jakiegoś czasu Damiana Bydlińskiego jest dziełem, które kapitalnie wpisuje się nie tylko w muzykę, ale także w klimat literatury Stanisława Lema – być może dlatego, że Damian jest również muzykiem, wokalistą grupy Lizard.

W ubiegłym roku obchodziliśmy stulecie urodzin Stanisława Lema, stąd też był to rok jemu poświęcony. Jego literatura inspirowała wielu muzyków, zwłaszcza z branży elektronicznej, która z racji brzmienia jest niejako do tego predystynowana. Tomasz Pauszek podchwycił temat i z racji swego doświadczenia oraz bogatego dorobku podszedł do niego na wskroś profesjonalnie. Płyta gotowa była już w grudniu, jednak z uwagi na proces wydawniczy pojawiła się w sklepach dopiero w kwietniu. 

Warto jednak było czekać. Otrzymaliśmy pięknie wydany dwupłytowy album analogowy, przyciągający uwagę nie tylko od strony edytorskiej, lecz przede wszystkim muzycznej. Trafiło nań osiemnaście utworów, bogatych w brzmienia, lecz nie goniących za tanim efekciarstwem. Interpretując tytuł wydawnictwa można kompozycje potraktować nie jako odniesienie do konkretnych dzieł pisarza, a raczej jako twórcze rozwinięcie jego idei, podążające obok wątków literackich, jednak zachowujące ich ducha. Utwory skomponowane przez bydgoskiego twórcę w takiej roli sprawdzają się doskonale. Muzyce nie brak świeżości i różnorodności barw.

Sięgając po album z gatunku elektroniki przeciętny odbiorca najczęściej spodziewa się rozbudowanej i wielowątkowej suity, wymagającej skupienia i skrupulatnego podążania za zamysłem kompozytora. „Lem. Tales From Beside” zadaje kłam temu wyobrażeniu. Pauszek raczy nas kilkunastoma niezależnymi i przede wszystkim nieprzegadanymi opowieściami o różnej stylistyce i tematyce, z których najdłuższy nie przekracza sześciu i pół minuty. Taka muzyka z definicji nie musi być trudna i niezrozumiała. Trzeba jedynie chcieć ją poznać, a wówczas porywa od pierwszych dźwięków.

Muzyczne opowieści bydgoskiego twórcy od pierwszych taktów uderzają zmiennością nastrojów. Czasem są liryczne, czasem porażają dynamiką, a czasem wnoszą coś tajemniczego. To naprawdę bardzo dobre i gruntownie przemyślane dzieło. Mamy tu muzykę o stylistyce transowej, ambientowej, a także nieco medytacyjne utwory, kierujące myśli odbiorcy w stronę kosmosu. 

Tomasz Pauszek przyznawał się na początku swej drogi artystycznej do inspiracji muzyką Jeana Michela Jarre’a, Vangelisa oraz Kitaro. Dalekie echa ich twórczości dostrzec można także na „Lem. Tales From Beside”, choć muzyka na płycie jest na wskroś oryginalna. Warto prześledzić budowanie napięcia w niemal sześciominutowym utworze „Secrets”, który powstał przy współudziale Fryderyka Jony. Podobny klimat odnaleźć można także w o połowę krótszym „Dream Reality”. To w moim odczuciu mocniejsze punkty albumu, choć takich momentów jest tu znacznie więcej. 

Twórca chętnie wykorzystuje brzmienia klasycznych syntezatorów. Śmiało miesza też stylistyki. Warto uważnie posłuchać kompozycji „Weak Up”, w której niczym w „Équinoxe” Jarrea pojawia się przetworzony głos wokalistki o pseudonimie Nuno. Wprawdzie twórczość Stanisława Lema może zainspirować do najrozmaitszych eksperymentów, jednak całość nie sprawie wrażenia przekombinowanego zlepku różnych fantazji. Przeciwnie, wszystkie elementy zdają się tu doskonale przenikać i zazębiać, tworząc naprawdę intrygującą całość.

Warto zauważyć, że płyta ukazała się pod szyldem Stalker Records, nowej, obiecującej firmy Wojciecha Sedeńko, który do tej pory parał się jedynie wydawaniem literatury fantastycznej. Dwupłytowy album Tomasza Pauszka jest już jego trzecim dziełem wydanym na winylu. Pierwszym był album Przemysława Rudzia, zaś drugim dzieło „The Return to the Roots” zespołu Endorphine. Wszystkie wpisują się w zainicjowaną serię pod nazwą Antologia Polskiej Muzyki Elektronicznej. Album Endorphine oraz „The Martian Anthology” Rudzia miały wcześniej swą premierę w formacie CD. 

Dzieło Tomasza Pauszka jak dotąd ukazało się jedynie w wersji analogowej. Do albumu dołączono atrakcyjną wkładkę ze zdjęciem i oryginalnym autografem kompozytora. Wersja CD spodziewana jest dopiero jesienią. Trzeba jednak przyznać, że muzyka elektroniczna chyba najlepiej brzmi na winylu, który przy odpowiednim masteringu zapewnia znakomity dźwięk i przestrzeń. Płyta Pauszka jest tego doskonałym przykładem.

Krzysztof Wieczorek

Kategoria:
muza10