Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-muzyka

Kolej na muzykę: „The Six Wives Of Henry VIII – Live at Hampton Court Palace” – Rick Wakeman (2009)

Miłośnikom rocka progresywnego, a w zasadzie art rocka, jak w swych początkach był nazywany, nie trzeba bliżej przedstawiać Ricka Wakemana. Mniej zorientowanym przypomnę jedynie, że ów uczeń Royal College of Music był przez lata klawiszowcem i podporą brytyjskiej grupy Yes. 

Chciał zostać pianistą, jednak uczelnia skreśliła go z listy studentów, gdy okazało się, że woli występować w klubach niż szlifować technikę. Miał jednak wyjątkowy talent łączenia w całość wszystkich drobiazgów, które komponowali pozostali członkowie grupy. Stąd też jego wyjątkowa rola w zespole, choć w zasadzie chyba nigdy do końca się z nim nie identyfikował. 

Znawcy tematu z pewnością wyliczą ile razy od niego odchodził i powracał. Potrafił też znaleźć czas na projekty solowe. Pierwszym był album „The Six Wives of Henry VIII”, którego fragmenty w wplecionymi cytatami z Bacha i Haendla prezentował podczas koncertów Yes, co zostało utrwalone na albumie „Yessongs” z 1973 roku. Trzeba przyznać, że tych kilka popisowych minut podczas koncertu macierzystej grupy nawet w części nie było w stanie oddać pełnego brzmienia gotowego albumu solowego. Pomyśleć, że całość została zainspirowana lekturą książki, przypadkowo kupionej podczas trasy zespołu na lotnisku w Richmond.

Utwory na płycie są muzycznymi portretami kolejnych sześciu żon słynnego króla Henryka VIII, panującego w Anglii w XVI wieku, który nie mogąc doczekać się męskiego potomka z upodobaniem zmieniał żony, niektóre skracając o głowę. Trzeba wyjątkowej wyobraźni, by z pomocą klawiszy stworzyć sześć epickich portretów bez słów, bowiem album zawierał w całości muzykę instrumentalną. 

Podczas nagrań Wakemana wspierało wielu muzyków, w tym także koledzy z Yes (Chris Squire, Steve Howe, Bill Bruford oraz Alan White), jednak w tym projekcie ich instrumenty pełniły jedynie rolę służebną. Nikt nie ma wątpliwości, że jest to spójna wizja i dzieło samego Ricka. Album był prawdziwą kopalnią tematów i oryginalnych pomysłów. Nie brak w nim inspiracji muzyką klasyczną, zresztą ten element jest charakterystyczną cechą utworów Wakemana niemal na każdej płycie. 

Bliskie jest mu także brzmienie klasycznych instrumentów. Na płycie pojawia klawesyn, jest też monumentalne brzmienie zabytkowych kościelnych organów, kontrastujące z partią syntezatorów. Wakeman potrafi czarować słuchaczy wirtuozerią, bawi się formą, żongluje nastrojami, a robi to w sposób wysmakowany i bez sztucznych popisów. Jest to album fascynujący pod wieloma względami. Najbardziej urzeka swoboda, z jaką artysta łączy brzmienia, tematy i pozornie odległe od siebie style muzyczne – jakkolwiek wszystko to dzieje się w ramach szeroko pojętego rocka. 

W 1973 roku Rick Wakeman napisał specjalny list do rodziny królewskiej z prośbą, by umożliwiono mu wykonanie tego programu na żywo w Hampton Court Palace (był to ulubiony pałac króla Henryka VIII). Wówczas jego prośba nie została wysłuchana. Przypomniano sobie o niej trzydzieści sześć lat później, w pięćsetną rocznicę wstąpienia władcy na tron. Tym razem przychylono się do niej. Wiosną 2009 roku zbudowano opodal głównego wejścia do pałacu specjalną scenę i widownię, mogącą pomieścić blisko pięć tysięcy osób. 

1 i 2 maja odbyły się tam dwa koncerty. Całość oczywiście zarejestrowano i 5 października tego samego roku wydano na płytach CD, DVD i Blu-ray. Program obu wieczorów składał się z trzech części. Najpierw z piętnastominutowym programem zaprezentował The English Chamber Choir, później półgodzinny akustyczny koncert dała formacja The Strawbs, z którą Rick Wakeman niegdyś występował. Po półgodzinnej przerwie rozpoczął się dwugodzinny spektakl, w którym udział wzięli: The English Rock Ensemble, pięćdziesięcioosobowa Orchestra Europa pod dyrekcją Guy’a Protheroe’a oraz trzydziestoosobowy The English Chamber Choir. Całość uzupełniono o fragmenty prozy, które odczytał charyzmatyczny brytyjski aktor i podróżnik Brian Blessed. Ricka Wakemana wspomagał jego syn Adam, grający również na klawiszach.

Muzyka zaprezentowana podczas tej nowej realizacji jest równie wspaniała, jak blisko cztery dekady wcześniej. Program został na nowo zaaranżowany i uzupełniony o fragmenty wcześniej nieznane. Nie wpłynęły one jednak na ogólny wydźwięk całości, a raczej go wzmocniły. Prócz sześciu utworów z oryginalnego albumu pojawiły się trzy dodatkowe, poświęcone samemu Henrykowi VIII. Miały one pierwotnie również znaleźć się na płycie, jednak Rick zrezygnował z nich z powodu ograniczeń czasowych ówczesnych winyli. Tak więc tym razem zaprezentowano pełną wersję dzieła, bez skrótów. W wersji CD pominięto recytowane wątki narracyjne. 

Był to jeden z ciekawszych koncertów w historii rocka progresywnego. Prawdziwie królewski, choć przyznam, że peleryny Ricka zarówno czterdzieści lat temu, jak i współcześnie wyglądały nieco groteskowo.

Krzysztof Wieczorek

krzysztof.wieczorek@wolnadroga.pl

Kategoria:
muza11