Z twórczością Loreeny McKennitt zetknąłem się ćwierć wieku temu. Już wówczas miała w dorobku kilka znaczących płyt. Dziś ma ich znacznie więcej. Jakkolwiek w naszych mediach nie jest zbyt popularna, to w Polsce ma spore grono fanów. Tworzy muzykę inspirowaną kulturą celtycką, stąd bywa porównywana z Enyą – jednak w mojej ocenie jest to zbyt duże uproszczenie. Jej utwory są znacznie bogatsze, bowiem czerpie z wielu źródeł, począwszy od szkockich gór, poprzez greckie wyspy i pałace Alhambry, aż po granice Jedwabnego Szlaku.
Urodziła się w Kanadzie, w rodzinie irlandzko-szkockiej. Być może w genach przodków należy szukać źródeł jej fascynacji muzyką i kulturą Celtów. Pasję tę odkryła w sobie pod koniec lat siedemdziesiątych. Pogłębiła ją kilkanaście lat później, oglądając pewną tematyczną wystawę w Wenecji. Nie było to powierzchowne zainteresowanie, gdyż objęło historię, mity, tradycje i migracje tej społeczności do niemal wszystkich stron świata. Spróbowała opowiedzieć o tym swą muzyką.
Nauczyła się gry na harfie i rozpoczęła pierwsze publiczne występy, a skromne dochody z koncertów postanowiła przeznaczyć na nagranie płyty. Nieco później, gdy już zyskała popularność samodzielnie planowała trasy koncertowe, jej kuchenny stół stał się centrum dystrybucyjno-wysyłkowym płyt i materiałów promocyjnych. W miarę rosnących potrzeb centrum zmieniało miejsce, np. do stajni w Southern Ontario albo do irlandzkiego klasztoru benedyktynów.
Wychowała się na wsi. Początkowo chciała zostać weterynarzem, jednak miłość do muzyki okazała się silniejsza. Fascynacja Celtami wyznaczyła dalszy kierunek jej muzycznych i kulturowych poszukiwań, jednak nie ograniczyła się jedynie do nich. Szuka inspiracji wszędzie, czasem w dość odległych dziedzinach życia. Gromadzi dokumenty i pamiątki. Poza muzyką interesuje ją ochrona środowiska, rolnictwo, polityka, żywienie, lalki, religia, prawa człowieka i wiele innych problemów współczesnego świata.
Jej znakiem rozpoznawczym jest czysty i wyrazisty sopran oraz przesycona duchem irlandzkim muzyka, nierzadko czerpiąca z odległej przeszłości. Swą muzyką potrafi oczarować publiczność występując z dużym zespołem, jak i w ascetycznym trio. W obu przypadkach wielką wagę przykłada do szczegółów. Jej muzyka jest niezwykle obrazowa. Uwalnia myśli i prowokuje wyobraźnię.
Doskonałym przykładem jest album zatytułowany „Ancient Muse” (2006), w którym umiejętnie wykorzystała dźwięki wielu egzotycznych instrumentów. Sam rzut oka na listę muzyków współpracujących przy nagraniach może przyprawić o drżenie serca. Pojawiają się tu wirtuozi grający na udu, bouzouki, lirze korbowej, kanoun, nyckelharpa (skandynawskie skrzypce) i wielu innych. Album zrealizowany z takim pietyzmem i bogactwem brzmieniowym mógł powstać jedynie w studiu Real World, należącym do Petera Gabriela.
Niezwykle malownicza muzyka Loreeny pozwala przenikać się wpływom różnych kultur oraz dostrzec ich wpływ na współczesne postrzeganie piękna. Pozwala dostrzec ogromną drogę, jaką artystka odbyła od nagrania swej pierwszej płyty „Elemental” (1985). Już wówczas, mimo dużo skromniejszych środków malowała swą muzyką obrazy. Wspominała w jednym z wywiadów, że nagrywając „She Moves Through the Fair” chciała muzyką pokazać mały kościółek w dolinie, dzwony i śpiew ptaków… Wówczas wykorzystywała dźwięki natury. Dziś używa ich rzadko. Nie musi, muzyka wystarcza.
Stworzyła eklektyczne, ale natychmiast rozpoznawalne brzmienie. Pisze własne teksty, ale chętnie sięga po twórczość Szekspira, W.B. Yeatsa i Alfreda Lorda Tennysona. Czaruje nie tylko głosem. Gra na harfie, fortepianie i akordeonie. Pozwala zaistnieć muzykom z zespołu – jak choćby wiolonczelistce Caroline Lavelle, obdarzonej nie tylko doskonałą techniką i bogatą wyobraźnią, lecz także unikalnym głosem, stanowiącym kontrapunkt dla śpiewu Loreeny.
W 1992 roku ukazał się jeden z moich ulubionych albumów – „The Mask and Mirror”, nagrodzony złotem w USA. Zainspirowany został atmosferą Maroka i XV-wiecznej Hiszpanii, gdzie splatają się religie i kultury. Artystka pyta w nim o rzeczy jawne i ukryte, zagląda w głąb duszy i zastanawia się czym jest maska a czym lustro…
To niezwykle eteryczna i ulotna muzyka. Słychać w niej dźwięki bałałajki, greckiego bouzouki i innych rzadko spotykanych instrumentów. Nie sposób nie wspomnieć również o koncertowych wydawnictwach „Live in Paris and Toronto” (1999) oraz „Nights from the Alhambra” (2007), zrealizowany w bajecznej scenerii pałacu Karola V w Alhambrze na Granadzie w Hiszpanii. Każda z nich warta jest oddzielnej analizy, nie sposób przejść obok nich obojętnie.
To naprawdę coś więcej niż tylko irlandzkie nuty w sosie new age. Zainteresowanym polecam retrospektywne wydawnictwo „The Journey So Far – The Best of Loreena McKennitt” (2013) w wersji dwupłytowej. Na drugi krążek trafiły jej najbardziej znane kompozycje zagrane podczas koncertu w Moguncji. Loreena McKennitt nie jest typem gwiazdy i najlepiej czuje się w gronie przyjaciół. Jest jednak znana na całym świecie, a sprzedała ponad czternaście milionów płyt, wielokrotnie zdobywając złoto i platynę. Szczerze polecam jej twórczość.
Krzysztof Wieczorek
krzysztof.wieczorek@wolnadroga.pl