W tym roku mija 80 lat od historycznego zwycięstwa II Korpusu Polskiego w Bitwie o Monte Cassino. Dwa lata temu w tym samym miejscu pisałem o męstwie i okolicznościach pamiętnej bitwy pod Monte Cassino, najważniejszego punktu oporu linii Gustawa, która blokowała drogę na Rzym. Dziś spójrzmy na tę bitwę z innej strony. Przypomnijmy: 24 marca dowódca 8 Armii gen. Oliver Leese zaproponował gen. Andersowi dowodzącemu 2. Korpusem Polskim zdobywanie Monte Cassino. Władysław Anders, bez konsultacji z polskimi władzami wojskowymi propozycję przyjął. Wiedział, że w razie niepowodzenia cała odpowiedzialność spadnie na niego, a gdy zwycięży – będzie to zwycięstwo całego narodu. Wiedział też, że będzie to najlepsza odpowiedź na propagandę sowiecką, która twierdziła, że Polacy nie chcą się bić z Niemcami. W rozkazie skierowanym do swoich oddziałów napisał: „Zadanie, które nam przypadło, rozsławi na cały świat imię żołnierza polskiego”. Nie było łatwo. 2. Korpus jeszcze nie miał doświadczenia bojowego w większej operacji, a tu trzeba było sforsować niemal najtrudniejszy odcinek na froncie. Miejscami Polacy musieli korzystać z drabinek sznurowych. Wspinali się uzbrojeni w karabiny, granaty ręczne i bagnety podczas huraganowego ognia artylerii wspierającej atakujących i zaciekłej obrony niemieckich spadochroniarzy, także wspieranych ogniem artyleryjskim. Towarzyszyły im zwłoki poległych z obu stron, leżące na linii walk od kilku godzin, dni, a czasem wielu tygodni.
Siedem dni później w samo południe na gruzach klasztoru Monte Cassino plutonowy Emil Czech odegrał Hejnał Mariacki, ogłaszając zwycięstwo polskich żołnierzy. Bezsprzecznie – był to także triumf ich sojuszników. Nie można zapomnieć, że w bitwie o Monte Cassino po stronie aliantów walczyli żołnierze dziesięciu narodowości z pięciu kontynentów. Była to niewątpliwie najkrwawsza i najcięższa bitwa frontu zachodniego sił alianckich. Łącznie Amerykanie, Brytyjczycy, Hindusi i Nowozelandczycy stracili wówczas około czterdzieści osiem tysięcy ludzi. Polskie straty to blisko tysiąc poległych żołnierzy, około trzystu pięćdziesięciu zaginionych i prawie trzy tysiące rannych.
Dla polskich żołnierzy ta bitwa miała wymiar wizerunkowy. Miała być odpłatą za niewolę w sowieckich łagrach i wyróżnieniem za kampanię w Afryce. Wielu uczestników bitwy pochodziło z kresów wschodnich. Można zastanowić się ilu z nich wiedziało, że po konferencjach wielkich mocarstw w Teheranie i Jałcie nie będą mieli dokąd wracać. Czy wiedzieli, że ich rodzinne strony zostały już arbitralnie przydzielone ZSRR, a Polska w zmienionych granicach na niemal osiemdziesiąt lat trafiła za żelazną kurtynę pod sowiecką strefę wpływów? Nic więc dziwnego, że poczuli się zdradzeni i opuszczeni. Większość z nich po zakończeniu wojny została na Zachodzie. Bali się wrócić do nowej sowieckiej Polski. Słyszeli o prześladowaniach, więzieniach, torturach i represjach. Europa Zachodnia też nie przyjęła ich z otwartymi ramionami. Dla zbyt wielu byli wyrzutem sumienia.
Jedną z ofiar walk o Monte Cassino był major Jan Żychoń, oficer wywiadu wojskowego Oddziału II Sztabu Głównego Wojska Polskiego, ten od słynnej akcji „wózek”. We wrześniu 1939 uniknął zatrzymania przez Niemców, przez lata działał w wywiadzie na emigracji. Był bezpodstawnie oskarżony o współpracę z hitlerowską Abwehrą. Wprawdzie proces przed sądem wojskowym wygrał, jednak w poczuciu rozgoryczenia poprosił o przydział na front. Tak trafił w szeregi 2. Korpusu, gdzie został zastępcą dowódcy 13 Wileńskiego Batalionu Strzelców „Rysiów”. Poległ 17 maja 1944 ze słowami „Za Polskę i dla Polski” na ustach. Spoczywa na Polskim Cmentarzu Wojennym na Monte Cassino.
Winston Churchill w swoich pamiętnikach zaledwie wspomniał, że w walkach odznaczyła się polska jednostka. Kluczowe decyzje zapadły w Teheranie kilka miesięcy wcześniej. W nocy z 17 na 18 maja Feliks Konarski, żołnierz 2. Korpusu napisał dwie pierwsze strofy „Czerwonych maków na Monte Cassino”. Rankiem na ruinach klasztoru pojawiła się biała flaga, o 9.50 Polacy zawiesili nad gruzami uszyty na poczekaniu proporzec 12. Pułku Ułanów Podolskich, pojawiła się też biało-czerwona flaga. Kilka godzin później, na wyraźne polecenie gen. Andersa, obok polskiej umieszczono brytyjską. W południe, jeszcze pod ostrzałem na szczyt dotarł plutonowy Emil Czech, weteran spod Tobruku, by odegrać na przyniesionym kornecie Hejnał Mariacki. Przez lata dywagowano o bezprecedensowym zwycięstwie Polaków, propaganda PRL mówiła o bezsensowności poniesionych strat. Melchiorowi Wańkowiczowi do 1989 r. cenzurowano jego książkę – reportaż z bitwy. A mimo to, ta zwycięska batalia jest nieodłączną częścią polskiej pamięci historycznej.
Krzysztof Wieczorek
krzysztof.wieczorek@wolnadroga.pl