Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-historia

Jeszcze o powstaniu warszawskim – w 80. rocznicę

1 sierpnia w całej Polsce powraca temat powstania warszawskiego. To dla wszystkich Polaków wspomnienie czasu niezwykłego poświęcenia, którego nie sposób opisać słowami. To także czas piekła na ziemi dla ludności cywilnej. Przypomnijmy – straty Armii Krajowej to ok 10 tys. zabitych i 6 tys. zaginionych oraz 20 tys. rannych żołnierzy. Należy jednak pamiętać, że w tych walkach zginęło również od 150 do 200 tys. osób cywilnych, co jest w stosunku do strat AK ilością trudną do wyobrażenia. Nie ma wątpliwości, że podczas walk stosunek ludności cywilnej był do powstańców różny. Warto jednak pamiętać, że jego wybuch był nieuchronny. Był konsekwencją pięciu lat brutalnej okupacji. Tak czy inaczej Powstanie Warszawskie stworzyło piekło na ziemi. Ludność cywilna winiła za brutalność Niemców, cynizm Rosjan, bezradność aliantów i za ostateczną porażkę także powstańców.

Szacuje się, że w momencie wybuchu walk w stolicy przebywało od 900 tys. do 1 miliona 100 tys. mieszkańców, z czego około 45 tysięcy wzięło udział w walkach. Pozostali zostali wciągnięci w wir powstania bez własnej woli. Ich poukładany świat nagle runął. Przyszła śmierć i zniszczenie. Powstały barykady strome i wysokie na ok pięć metrów. Były dobrą zaporą przeciw czołgom, ale powstawały ze wszystkiego, co było pod ręką. Niemcy i  ich siły sprzymierzone poniosły tam wiele strat. Jednak z każdym dniem cywile byli coraz bardziej psychicznie wyczerpani. Pragnęli końca niekończącego się horroru. Doświadczyli też krwawej zemsty okupantów. Tragicznym przykładem są niewyobrażalne zbrodnie popełnione przez Niemców i ich sojuszników na mieszkańcach Woli. Był to przykład ludobójstwa nie dającego się okiełznać w swym szale. Rozstrzeliwano cywilów w bramach i na placach, bez względu na płeć i wiek. Wykorzystywano ich jako żywe tarcze wiążąc i umieszczając na pancerzach wozów bojowych. Do piwnic, gdzie kryli się cywile wrzucano przez okna granaty, rabowano bez opamiętania ludzi i dobytek, gwałcono i mordowano kobiety i dzieci, palono i dobijano rannych, wieszano lekarzy i pielęgniarki. Schwytanych Polaków zmuszano do rozbierania barykad w ogniu walki. W trakcie masakry, która szczególnie nasiliła się w dniach 5–7 sierpnia 1944, zamordowano tysiące polskich mężczyzn, kobiet i dzieci, w tym pacjentów i personel trzech wolskich szpitali. Nie sposób określić całkowitą liczbę ofiar. Szacuje się, że było to od 30 tys. do 65 tys.

Na tereny objęte powstaniem spadały pociski artyleryjskie, bomby lotnicze. Eksplodowały  miny i 1,5-tonowe pociski z moździerza, przebijające kilka pięter kamienicy i eksplodujące w piwnicach. Panował głód i pragnienie, doskwierały rany i choroby, wylęgały się epidemie. Równie wiele ofiar pochłonęły ruiny Starego Miasta. Walki powodowały olbrzymie straty materialne. Systematycznie w gruzy zamieniały się kolejne dzielnice.

W momencie wybuchu powstania panował entuzjazm. Powiewały flagi, cywile spontanicznie pomagali w każdy możliwy sposób – organizowano pierwszą pomoc, gaszono pożary, załatwiano żywność. Jednak im dłużej trwało powstanie, tym bardziej malał entuzjazm ludności cywilnej. Nastroje zamieniły się na fatalne. Brakowało wszystkiego. Głodni i przerażeni cywile tłoczyli się w piwnicach. Oczekiwana przez wszystkich pomoc nie nadchodziła. Zrzutów było mało, często trafiały w ręce Niemców. Przybywało tych, którzy nie mieli już nic i nie wiedzieli dokąd pójść. Opuszczone dzieci płakały. Pojawiała się rozpacz. Wina nierzadko spadała na walczących. Generał Bór-Komorowski miał świadomość, że ludność odwraca się od powstańców.

Zabitych i zmarłych chowano na placach, skwerach i podwórkach. Najbardziej doskwierał brak wody i prądu. Sieć wodociągowa uszkodzona od bombardowań nie działała. Niemcy zamknęli stację filtrów. Warszawiacy kopali studnie, ale to nie wystarczało. Tworzyły się kolejki. Powstańcy mieli pierwszeństwo, ale nierzadko prowadziło to do kłótni, przy której grożono bronią. „Biuletyn Informacyjny” z 25 sierpnia 1944 roku pisał: „Są ludzie, którzy w Walczącej Warszawie używają pięści, bata lub pałki. Widziano odpychanie uderzeniami kolby tłoczących się po wodę kobiet. (…) Zdarzają się wypadki poniewierania godności ludzkiej. Ordynarne wymyślanie, podniesiony głos, grubiaństwo w stosunku do podwładnych.” Kryzys narastał. Nie brakowało spekulantów, z którymi polska żandarmeria nie mogła sobie poradzić. Pojawiali się ludzie, którzy próbowali się w tej sytuacji dorobić. Powstańcza prasa pisała: „Jeszcze nie ostygną zwłoki walczących (…) a już wypełzają jakieś ciemne, mętne typy z workami, torbami, koszykami i kradną.”

Pod koniec września cywile coraz chętniej sami wieszali białe flagi, jednak nie wszędzie. Na Żoliborzu ludność cywilna ofiarowała żołnierzom AK ubrania i żywność. 4 i 5 października warszawiacy żegnali zwarte oddziały powstańców wychodzące do niewoli. Jak wspominali świadkowie – to było coś niesamowitego. Mimo wszystkich przeżyć po wojnie do zrujnowanej Warszawy wróciło ponad trzydzieści procent jej przedwojennych mieszkańców. Oni w zdecydowanej większości nie krytykowali powstania. Robiły to za nich nowe władze.

Krzysztof Wieczorek

krzysztof.wieczorek@wolnadroga.pl

Kategoria:
26 Ludnos?c? cywilna podczas powstania warszawskiego fot_muzeum dulag 121