Obserwuję z ogromnym zażenowaniem niektóre odsłony dyskusji na temat PKP Cargo. Przerzucanie się winą, szukanie kozła ofiarnego, medialne lincze to jednej, to drugiej strony. Wszystko to ma oczywiście jakieś doraźne cele polityczne, ale ginie mi w tym to, co najważniejsze: rzeczywisty dramat tysięcy rodzin.
Obojętnie który scenariusz zostanie zrealizowany, czy spółka upadnie, zostanie przejęta, „odchodzona”, czy „zrestrukturyzowana”, tysiące pracowników drży o swoją przyszłość, tysiące rodzin zamiast odpoczywać w wakacje zastanawia się, czy jesienią wystarczy im pieniędzy na czynsz, na raty, na szkołę dla dzieci.
Przez ostatnie lata żyliśmy w pewnej bańce. Media mówiły o rynku pracownika, o ciągłej hossie, o inwestowaniu w kolej miliardów złotych (albo i euro!). Wydawało się, chcieliśmy wszyscy wierzyć, że tak będzie zawsze. Bo przecież nie po to rząd i cała Unia Europejska inwestują w kolej tyle pieniędzy, żeby miał być w branży jakiś kryzys. Poza tym Europa dostała amoku na punkcie zielonego transportu, a nie ma bardziej ekologicznej technologii niż kolej. Transport drogowy czy lotniczy to potężny ślad węglowy i ogromne koszty, nie mówiąc już o bezpieczeństwie ludzi. Miliony tirów rozjeżdżające Europę każdego roku to prawdziwy problem, który może w dużym stopniu rozwiązać właśnie transport kolejowy: czysty, szybki, bezpieczny, tani.
Tak myśląc byliśmy przekonani, że PKP Cargo będzie ostatnim przedsiębiorstwem, które powinno obawiać się kłopotów. Stało się inaczej. Przyczyn niech się doszukują eksperci od ekonomii, polityki, geopolityki, ale też psychologii i bezpieczeństwa wewnętrznego.
My powinnismy pochylić się nad ludźmi, nad konkretnym człowiekiem, który ma rodzinę, plany zawodowe, marzenia i… realną obawę przed utratą pracy. Co. Tym zrobisz zarządzie spółki, ministrze, premierze?
Czy to nie jest ostatni moment, żeby zorganizować prawdziwy, nie udawany, okrągły stół w sprawie pomocy dla pracowników CARGO, którzy mogą stracić pracę? Może pod patronatem Prezydenta, może Prymasa, ale tak, żeby to było na serio. Bo ludzie już nikomu nie wierzą. Zwykli pracownicy chcą mieć jakąś gwarancję, że obietnice zostaną spełnione.
Doświadczenia Śląska, gdzie starano się przygotować jak najbardziej „miękkie” odejścia z pracy górników pokazują, jak bardzo skomplikowany, kompleksowy, czasochłonny i kosztowny jest to proces. Ale teraz nawet nie słychać, żeby ktoś na poważnie chciał się za to zabrać. A tysiące rodzin pracowników PKP CARGO boi się o jutro.
Paweł Skutecki