Ile kosztuje wolność?
W tym numerze dwa artykuły poświęciliśmy księdzu, a jeden pielgrzymce. Jak na magazyn kolejowy, branżowy, związkowy, pracowniczy – sporo. Bo co ma wiara wspólnego z koleją, mógłby ktoś zapytać?
Niektórzy jeszcze kilkanaście lat temu twierdzili, że kolej to taka sama przeterminowana idea jak religia. Mówiono wówczas, że przyszłość należy do wielkich, betonowych autostrad i podróży lotniczych. Życie pokazało, że jest dokładnie odwrotnie. Okazało się, że chcąc „uratować” planetę człowiek powinien zmienić proporcje i postawić na transport „zielony”, ekologiczny. A takim jest właśnie kolej, a nie lotnictwo. Do tego niebywały postęp technologiczny, którego jak na razie ukoronowaniem jest jeżdżąca na wodór lokomotywa, sprawił, że kolej nie tylko wyskoczyła z lamusa, ale dzisiaj stanowi forpocztę nowoczesności.
Związki zawodowe też odsyłano do historii. Mówiono, że w czasach komuny „Solidarność” zrobiła swoją robotę i już wystarczy, że w nowych czasach kapitalizmu z ludzką twarzą, kapitalizmu regulowanego chyba bardziej niż gospodarka centralnie planowana, nie ma miejsca na związki zawodowe. Kiedy ostatnio eksplodował nam wszystkim w twarz zgniły owoc Cargo i wyszły na światło dzienne plany zwolnienia tysięcy ludzi, także tych, których zgodnie z prawem zwalniać nie wolno, okazało się, że i związek zawodowy jest wciąż nie tylko potrzebny, ale wręcz konieczny. Bo jak pracownicy nie są przygotowani do obrony swoich praw, to prawa te stają się pustymi frazesami.
Kolej jest wciąż jedną z bardzo nielicznych branż, która odważnie i wręcz ostentacyjnie sięga do historii i tradycji z impetem eksplorując przyszłość. Kolejowe mundury, etyka oparta na dawno już zapomnianych przez ogół tradycyjnych zasadach, etos kolejarza – wszystko to sprawia, że właśnie kolejarze są predestynowani do bycia kustoszami pamięci o tych bohaterach, dzięki którym możemy dzisiaj czasem do granic kultury spierać się o sprawy tak naprawdę drugorzędne. Dlatego kolejarze nie wstydzą się swojej wiary, nie odmawiając szacunku tym, którym jej łaska została oszczędzona.
Gruba kreska, nierozliczenie zbrodni nadwiślańskiej komuny i długie lata sterowania polską opinią publiczną przez funkcjonariuszy czerwonej bezpieki sprawiły, że niewielu jest bohaterów karnawału „Solidarności”, do których nie przylgnęła żadna grudka – prawdziwego czy sfabrykowanego – błota. Historia księdza Jerzego Popiełuszko była tak nieprawdopodobnie piękna i okrutna, że jego nie ważyli się po śmierci tknąć słowem. Uderzano więc milczeniem.
Ale dzięki ludziom „Solidarności” nie dało się zamilczeć dokonań księdza Jerzego w sferze budzenia i podsycania ludzkiej odwagi, dumy i wiary zarówno w Boga, jak i w wolną Ojczyznę. Nie dało się także zatrzeć w ludzkiej pamięci katalogu tortur, które ksiądz Jerzy zniósł zanim go zamordowano.
Infantylizacja polskiej komuny była dość skutecznym narzędziem. Dzięki niemu do parlamentu i pałacu prezydenckiego dawna komuna, przefarbowana na lewicę, wróciła bardzo szybko. Dużo więcej szkód narobiło przekonanie wielu Polaków, że bliżej było komunie do w sumie zabawnych czasów opisywanych przez Bareję niż do krzaków nad Wisłą, gdzie katowano księdza Jerzego, gdzie mu wyrywano paznokcie, przypalano skórę, łamano kości i obcinano język, a potem zmaltretowanego wrzucono do wody.
Związkowcy z kolei mają dzisiaj wyjątkowy obowiązek pamiętać o swoich bohaterach. W przededniu Wszystkich Świętych przypominajmy zwłaszcza młodszym kolegom kim był ksiądz Jerzy. I kim byli jego oprawcy.
Paweł Skutecki