Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Najdłuższa wojna Europy – Felieton Pawła Skuteckiego

Polska – jak długa i szeroka – hucznie obchodzi „majówkę” przy karkówce z grilla. Powodów do świętowania jest kilka, dla każdego wystarczy: jak nie sentyment za pierwszomajowymi pochodami (może było biednie, ale przynajmniej sprawiedliwie, a pochody jednoczyły cały naród!), to rocznica uchwalenia Konstytucji (którą to Konstytucję zły PiS tak strasznie łamał swoimi zaściankowymi, drobnomieszczańskimi i brudnymi od zabobonów dłońmi!)j. W środku jest jeszcze święto flagi, do której przyznają się przecież wszystkie strony polsko-polskiej wojny, więc nikt nie czuje się wyalienowany z narodowej manifestacji dumy, apetytu i pragnienia. Kilka dni później jest jednak rocznica, o której dzisiaj nie wiemy co myśleć i jak o niej mówić. 

Druga wojna światowa skończyła się w Europie pełnym sukcesem: pokonano III Rzeszę, symbolicznie w Norymberdze osądzono reżim narodowych socjalistów, kilku z nich skazano na śmierć i powieszono. Niemcy powoli, z oporami, ale publicznie przyznali, że dali się omotać, że stracili rozum. W zachodnich strefach okupacyjnych odbyło się nawet kilka procesów karnych, nawet posypały się wyroki – czasem symboliczne, rzadziej poważne. Europa na zachód od Berlina dostała jasny sygnał, że skończył się czas mroku i trzeba wziąć się za robotę, za odbudowę gospodarki i normalne życie. Dlatego tam wciąż świętuje się koniec wojny jako datę, która naprawdę zmieniła świat. 

A u nas? Armia Czerwona wchodząc do Polski traktowała wiele miast i wsi na zachód od Wisły jak tereny zdobyczne, a mieszkańców jak obywateli III Rzeszy, bo przecież tak było w rzeczywistości. Ta część Polski w ogromnej mierze była po prostu wcielona do Rzeszy, więc radzieccy bohaterowie zgodnie z dokumentami widzieli w Polakach niemieckich bandytów, w Polkach materiał do sowietyzacji Europy, a w napotkanych rowerach i zegarkach wojenne łupy. Nasz redakcyjny kolega Krzysztof Drozdowski w książce „Palili, mordowali, gwałcili” z brutalnymi szczegółami opisuje to, jak radzieccy żołnierze traktowali polskich mieszkańców Pomorza, Kujaw i innych części kraju. 

Polacy nie czuli się wyzwalani, choć przecież w dużej mierze czekano na czerwonoarmistów z kwiatami i wielkimi nadziejami. Wierzono, że nie może być gorzej niż za Niemca. Wierzono, że koszmar obozów koncentracyjnych, zsyłek, porwań dzieci, masowych egzekucji po lasach musi się skończyć. I faktycznie. Terror nie zniknął, ale przybrał nieco inny wymiar. 

W pierwszych dniach i tygodniach po przejściu frontu wciąż zdarzały się akty gwałtu i mordów, ale przecież nie na taką skalę jak jesienią 1939 roku. Wciąż Polacy byli zmuszani do niewolniczej pracy, ale już po lasach nie zakopywano setek i tysięcy pomordowanych dzieci, kobiet i starców. 

Największe obozy koncentracyjne pozamykano, więźniów zwolniono, zrobiono dokumentację, żeby pokazać światu, na co był ślepy mimo jednoznacznych raportów wywiadu polskiego państwa podziemnego, ale przecież niektóre obozy pracowały dalej. Tak było między innymi w podbydgoskich Potulicach, gdzie na miejscu niemieckiego obozu utworzono obóz sowiecki. Początkowo więźniowie zamienili się ze strażnikami miejscami, ale szybko sowieci przysłali swoich fachowców od poniżania, mordowania, łamania dusz i ciał. Trudno dzisiaj ocenić, czy było to efektem wszechobecnego głodu, szalejących chorób zakaźnych i innych „obiektywnych” przyczyn, czy też planowego działania z premedytacją, wyrachowaniem i okrucieństwem, ale liczby ofiar kłują w oczy. W Potulicach podczas wojny zginęło około 1500 osób, a po wojnie ponad trzy razy tyle. Tak w czasie wojny, jak i później ginęły tam przede wszystkim dzieci, kobiety i osoby starsze. W tych właśnie ludziach i Niemcy, i sowieci widzieli wrogów swoich reżimów. M

Mitem jest twierdzenie, że w powojennych obozach ginęli tylko Niemcy. Ci, którzy naprawdę mieli coś poważnego na sumieniu uciekali przed zbliżającym się frontem wgłąb Rzeszy. Zostawali „zwykli” Niemcy i… Polacy, którzy w czasie wojny zostali zmuszeni do podpisania folkslisty i formalnie byli Niemcami. Co prawda „gorszej” grupy, drugiego, trzeciego, czwartego i piątego sortu, ale Niemcami. I właśnie ci Polacy, którzy w czasie wojny chcieli po prostu przeżyć, dać swoim dzieciom regularny obiad, po wojnie byli przez nowe władze bardzo często traktowani na równi z tymi, którzy zaczadzeni nazistowską religią mordowali sąsiadów tylko za to, że ci mówili po polsku. 

Dla nas, Polaków, wojna nie skończyła się w maju 1945 roku. Regularne oddziały polskiej armii walczące w lasach jeszcze długie lata są tego najlepszym dowodem. Dla nas wojna skończyła się wyjściem ostatniego radzieckiego żołnierza z Polski dopiero 17 września 1993 roku. 

Paweł Skutecki

Kategoria: