Centralny Port Komunikacyjny wciąż ma szanse na realizację! Sztandarowy projekt Prawa i Sprawiedliwości, który podobnie jak jego autorzy przez obecną władzę był odsądzany do czci, rozumu i opłacalności, zyskał potężnego stronnika w postaci samego marszałka Sejmu. Tego nikt się nie spodziewał, ale czy wsparcie drugiej osoby w państwie wystarczy, żeby projekt znów zaczął być traktowany jako priorytetowy? Czy skończą się dywagacje po co nam poważne lotnisko, skoro w Niemczech już takie jest gotowe?
Marszałek Szymon Hołownia lubi być w centrum uwagi. Jest przecież dziennikarzem, wie jak skupić na sobie kamery i wzrok widzów. Tym razem jednak zamiast widowiskowych tematów pojawił się bardzo poważny, można powiedzieć strategiczny i fundamentalnie istotny dla polskiej gospodarki i szerzej nawet – polskiej racji stanu – projekt budowy CPK. Trzeba pamiętać, że tu nie chodzi wyłącznie o lotnisko, ale o gigantyczną przebudowę całego systemu komunikacyjnego w Polsce, także, lub głównie, w kontekście połączeń kolejowych. W branży kolejowej patrzono na projekt CPK z pewnym niedowierzaniem, bo jego rozmach był bez precedensu, ale jednak z ogromnymi nadziejami. Wypowiedzi liderów Platformy Obywatelskiej i innych formacji tworzących obecnych rząd nie pozostawiały jednak złudzeń: Port jako sztandarowy projekt poprzedniego rządu był poza zakresem zainteresowania obecnej ekipy. Podnoszono różne argumenty, ale najczęściej wystarczał ten jeden: CPK to PiS, PiS to zło, ergo: CPK to zło.
W ostatnim czasie doszło do przełomu. Marszałek Sejmu, Szymon Hołownia powiedział głośno: „Byłem zaprzysięgłym przeciwnikiem budowy CPK; uważałem to za projekt megalomański, ale kiedy widzę, jak bardzo ważne jest to aspiracyjne dla wielu Polaków, żebyśmy takie lotnisko mieli, to weryfikuję swój pogląd. Uważam, że powinniśmy dać tej inwestycji szansę” – zadeklarował lider Trzeciej Drogi. Hołownia co prawda od razu zaznaczył, że realizacja CPK jego zdaniem powinna wyglądać inaczej: „bez tych absurdalnych szprych, które rozdzierały ludziom domy, które niszczyły tkankę miejską, które przechodziły przez środki ogrodów botanicznych, które po prostu niszczyły to, co wspólnie wypracowaliśmy – można go (CPK -przyp. mój) zrobić bez przyklejania pieniędzy do rąk”.
Można się oczywiście krzywić na te niepoparte niczym konkretnym sugestie dotyczące korupcjogennego aspektu inwestycji, bo jak inaczej rozumieć ten wtręt o pieniądzach przyklejających się do rąk, ale wreszcie jest na stole jakaś w miarę konkretna zaczepka do poważnej rozmowy o CPK. Może nieco naiwnie, może z dziecięcą wiarą w cuda i obietnice gruszek na wierzbie traktuję oficjalną wypowiedź marszałka Sejmu jako inicjację poważnej rozmowy o polskiej racji stanu w kontekście struktury systemu komunikacyjnego.
Niestety od kilkudziesięciu lat każda kolejna władza traktowała państwo jak swój łup wyborczy i nie była w stanie myśleć o kraju w perspektywie dalszej niż najbliższe wybory. Stąd projekty wymagające gigantycznych inwestycji i wielu lat pracy nie miały szans powodzenia. Zgodnie z ciasnym myśleniem naszych za przeproszeniem elit politycznych: jaki jest sens robić coś w stylu CPK, skoro z owoców tej inwestycji będzie korzystał nawet nie kolejny rząd, ale któraś z przyszłych ekip? Nikt nie chce przejść do historii, ale do wcisnąć się do kolejnego parlamentu, do kolejnego rządu. To jest konkretny cel, a nie jakaś mglista „karta historii” i „racja stanu”. Niestety.
Wypowiedź marszałka Hołowni jest otwarciem dyskusji. To już bardzo wiele. Niektórzy twierdzą, że w ten sposób lider Polski 2050 chce zyskać parę procent poparcia, które potrzebuje, żeby poważnie myśleć o zbliżających się wyborach prezydenckich. Nawet jeśli tak jest, to co w tym złego, że polityk aspirujący do fotela prezydenckiego chce być łączyć i szukać porozumienia, chce dyskusji o tym, o czym jego koledzy z parlamentu rozmawiać dotychczas nie chcieli?
Moim zdaniem CPK jest projektem na miarę budowy portu w Gdyni, a może nawet bardziej potrzebną inwestycją, jeśli nie chcemy być peryferiami komunikacyjnymi Europy. I tak samo jak sto lat temu koncepcja tak spektakularnej inwestycji przeszkadza tym samym państwom. Bo przecież tu nie chodzi tylko o Niemców, ale także o Rosję. Centralny Port Komunikacyjny może nam zapewnić nie tylko mocne miejsce w Europie i światowej sieci komunikacyjnej, ale przede wszystkim już na etapie budowy dać potężny impuls polskiej branży budowlanej, transportowej, kolejowej. Tego właśnie nie chcą ci, którzy wolą widzieć między Odrą a Bugiem zaplecze podwykonawców i relatywnie taniej siły roboczej. Tylko że do tych czasów już nie chcemy wracać. I politycy muszą to wreszcie zrozumieć.
Marian Rajewski