Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

Z trzeciej strony: Suweren

Niemal każde dnia słyszymy, że trzeba odebrać Polskę PiS-owi. Że następne pokolenia nam nie wybaczą, iż to „zwykły” poseł na Nowogrodzkiej decyduje teraz o wszystkim. Że trzeba „dorżnąć watahę” (Radosław Sikorski). Że PiS-owcy „będą z okien wyskakiwać” (Lech Wałęsa). Że musimy „zmobilizować wszystkie pozytywne siły i strząsnąć ze zdrowego drzewa naszego państwa PiS-owską szarańczę” (Grzegorz Schetyna). Że „czasami musimy walić przeciwnika dechą w łeb, żeby upomnieć się o swoje” (Bronisław Komorowski). Etc., etc…

I tak właśnie wyglądają główne tezy programu dla Polski autorstwa Koalicji Europejskiej, czy jakoś tak…

A przecież (trochę się będę wymądrzał) zmiany polityczne po roku 1989 nie pozostały bez wpływu na społeczeństwo oraz sferę kulturową. Zapanowała w Polsce wolność słowa. Zniknęła cenzura, która ograniczała swobodę wypowiedzi. Pojawił się pluralizm w mediach.

Społeczeństwo zaczęło być coraz bardziej świadome zmian. Powodowała to głównie łatwość dostępu do informacji.

To zaś jest specyfiką demokracji, która na dodatek winna być oparta o war­tości, w tym o wartość zasadniczą, jaką jest godność człowieka. Można zatem powiedzieć, że fundamentalną ideą demokracji jest godność osoby ludzkiej.

Jak więc ta godność ma się do „dorzynania”, „walenia dechą”, czy „szarańczy”?

A właśnie godność człowieka, to także jego prawdziwa wolność, ale i odpowiedzialność. Ta zaś jest istotą demokracji w danej zbiorowości, opartej na tezie, że społeczność ludzi wolnych jest odpowie­dzialna za poszanowanie godności każdego człowieka. Każdej jednostki, także bez względu na to, jakie ma poglądy polityczne, czy orientację seksualną.

I jeśli więc większość dokonuje takiego, a nie innego wyboru, i oddaje swój kraj we władanie określonej sile politycznej, to jest to jej niezbywalnym prawem.

A ten, kto takie prawo kwestionuje i nawołuje do „dorzynania” tych, którzy myślą inaczej, do ustroju demokratycznego raczej się nie nadaje i zapomina, że osiągnięciem polskich przemian jest też możliwość realizacji przez człowieka jego naturalnych, niezbywalnych praw.

Przez lata pokolenia walczyły o te pra­wa i dzisiaj (o paradoksie!) ci, którzy krzyczą o łamaniu konstytucji przez rządzących, sami tego dokonują, kwestionując, że w Polsce są jakieś wybory, i to „powszechne, równe, bezpośrednie i proporcjonalne… w głosowaniu tajnym”.

A co do tegoż wyboru, którego dokonało polskie społeczeństwo w roku 2015, to nie można zapominać, że ta decyzja oparta była na jakichś przesłankach, czasami nazywanych programem danej partii.

I skoro Prawo i Sprawiedliwość zaproponowało zdecydowaną zmianę podejścia do otaczającej nas rzeczywistości i zaczęło mocno akcentować, że państwo ma charakter służebny wobec człowieka jako jednostki, jak i wspólnoty osób, to należy to po prostu uszanować.

Jednak problem politycznych antagonistów z PO i jej satelitów tkwi w tym, że te niemal 4 lata rządów obozu Zjednoczonej Prawicy pokazały, że te obietnice nie były jedynie spisane na papierze… Że one są realizowane, i to z wielką konsekwencją i determinacją.

Nadto każdego dnia konserwatywny rząd udowadnia, że służebny charakter państwa wiąże się bezpośrednio z zasadą pomocniczości.

Zasada ta, to, z jednej strony – konieczność uszanowania kompetencji człowieka i mniejszych społeczności przez wspólnotę państwową, z drugiej zaś – to obowiązek wielorakiej pomocy w przypadku, gdy ani jednostka, ani mniejsza społeczność nie potrafi sobie poradzić.

Dlatego programy społeczne rządu Prawa i Sprawiedliwości, które oznaczane są symbolem „plus”, są właśnie tak odbierane przez większość społeczeństwa i taka wizja państwa jest przez nie akceptowana.

Kończąc to moje wymądrzanie przypomnę tylko, że nie tak dawno pisałem: „Kiedy słyszę pohukiwania różnych przedstawicieli tzw. totalnej opozycji, która teraz zwie się Koalicja Europejska w tęczowych barwach, i groźbach, że wszystkich się zamknie do więzienia, jak tylko dojdziemy do władzy – to zaczynam wtedy robić taki krótki rachunek sumienia… Czy aby jest za co?”.

No cóż, ja do strachliwych raczej nie należę… Ale gdy sięgniemy do różnych wypowiedzi tzw. „środowiska opozycyjnego”, to zrozumiemy, z jak wielkimi pokładami frustracji i chęci odwetu mamy do czynienia.

Zresztą nie dziwne to, przecież bój nie idzie o 5 złotych, a o miliardy złotych, które przez lata wypływały z polskiego systemu finansowego. I na pewno jest wielu takich, którzy dadzą dużo, by znów było, jak było…

Na szczęście wybór należy tylko od suwerena…

Mirosław Lisowski - podpis

Kategoria:
strona11