Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

Sezonowi przyjaciele

Przyjaciół poznaje się w biedzie, a nie wtedy, kiedy jest spokój, bezpieczeństwo i dostatek. No i najlepiej jest się uczyć na cudzych błędach, a nie własnych ranach. Dlaczego nie potrafimy tak zrobić?

Stulecie odzyskania niepodległości przez Rzeczpospolitą powinno skłaniać do głębszych refleksji, także na temat przyjaźni i opierania swojego bytu na wszelkiego rodzaju paktach i umowach. W latach 30. byliśmy święcie przekonani, że nic nam nie grozi. Mieliśmy przecież z Niemcami umowę o nieagresji, mieliśmy gwarancje Francji i Anglii. 1 września zimny prysznic wytrącił nas z równowagi, a protektorzy z ziewnięciem zajęli się swoimi sprawami.

Potem Związek Radziecki, formalnie gwarantujący nam bezpieczeństwo i wieczystą przyjaźń, traktował Polskę raczej jak podwórkowego psa niż damę dworu. Byliśmy okradani i poniżani do tego stopnia, że zwycięstwo w sportowej rywalizacji urastało do rangi narodowego powstania.

W ostatnich czasach kolejnym przyjacielem mianował się trochę samoistnie Wujek Sam. Uzależniliśmy się od niego militarnie, finansowo, geopolitycznie bezpośrednio, a gospodarczo za pośrednictwem Dobrej Ciotki Helgi.

I od tego czasu powinniśmy bardzo, ale to bardzo uważnie obserwować jego relacje z pozostałymi przyjaciółmi. Ja akurat mam ciarki, jak patrzę na to, jak Wujek Sam traktuje pozostałych kumpli.

Teraz właśnie, na naszych oczach rozgrywa się kolejny, nikt nie zliczy który, dramat Kurdów. Ten dumny naród, tak bardzo podobny do nas pod wieloma względami, dawno temu zaufał Wujkowi Samowi. Kurdowie nie mają własnego kraju, dzisiaj żyją na terenach administrowanych z Bagdadu, Damaszku i Ankary. Największą wolnością cieszą się w Iraku, gdzie Kurdystan ma olbrzymią autonomię, z własnym parlamentem i wojskiem, a prezydentem całego Iraku jest Kurd.

Za czasów Saddama Husajna Kurdowie byli mordowani na potęgę. Karabinami, maczetami, ale i bronią chemiczną. Bronili się zaciekle, wspierani logistycznie, finansowo i sprzętowo przez Amerykanów.

Po przegranej wojnie o Kuwejt, dali się podpuścić prezydentowi Bushowi seniorowi i wzniecili powstanie. Wujek Sam najpierw ich zapewniał o szerokiej pomocy, ale… rozmyślił się szybko. Powstanie zakończyło się masakrą narodu: zginęło ok. 60 tysięcy Kurdów, a ponad 1,5 miliona zostało wygnanych z kraju.

Po upadku Państwa Islamskiego, które również największą nienawiść skierowało właśnie na Kurdów, kontrolę nad syryjskim terytorium zamieszkałym przez nich objął znowu Wujek Sam. Skończyły się prześladowania, przynajmniej te najbardziej dotkliwe, po których zostają tylko kopczyki piasku nad zmasakrowanymi ciałami. Kurdowie znowu zaufali Wujkowi.

W ostatnich tygodniach Wujek Sam odwołał swoich żołnierzy do domu. Kurdowie zaczęli się pakować, ale nie zdążyli. Tureckie wojska wkroczyły na bezpańskie tereny i zaczęły kolejne masakry. Tak, to ci sami żołnierze, których do niedawna szkolili właśnie Amerykanie. Codziennie giną cywile, kobiety, dzieci, starcy. Świat odwraca głowę, bo to samo dzieje się przecież w okupowanej przez Izrael Palestynie, a z perspektywy Ameryki, to naprawdę wygląda na ten sam kawałek przeklętej ziemi.

Amerykanie zrobili na Bliskim Wschodzie sporo dobrego, ale zdecydowanie więcej zła. Oszukali Palestyńczyków, oszukali Kurdów.

Nie twierdzę, że powinniśmy od razu z całą siłą reagować, drzeć szaty, wysyłać pomoc humanitarną – choć oczywiście COŚ powinniśmy zrobić, żeby pomóc ludziom, zwykłym ludziom takim, jak my, przeżyć kolejne piekło. Kurdowie w każdym pokoleniu przeżywają coś, co Żydzi nazywają shoah. Mamy obowiązek wynikający z chrześcijańskiej, humanistycznej tożsamości żeby im pomóc.

Ale problem jest dużo głębszy, bo dotyczący nas bezpośrednio. Musimy mieć świadomość, że nasz przyjaciel kłamie, nie ogląda się na nic oprócz własnego interesu. Oczywiście to jeszcze nic złego – polityka na tym polega, że nie chodzi o przyjaźnie, tylko o interesy. O ile będziemy tego świadomi, to nic złego się nie stanie. Po prostu tam, gdzie nam też będzie się to opłacało, to idźmy za rękę, ale tam gdzie nie mamy interesu – niekoniecznie musimy się pchać.

Wujek Sam zdecydował o zdjęciu Polaków z obowiązku ubiegania się o wizy. Oczywiście niektórzy twierdzą, że po spełnieniu warunków to był prawie automat, ale są też tacy, którzy zadają na razie szeptem pytanie, czy prawdziwą ceną za ten gest nie jest przypadkiem uznanie przez Polski tzw. roszczeń do mienia bezspadkowego?

Nie dajmy się oszukać złudzeniom: Wujek Sam nie robi nic z dobrej woli. NIC. Jeśli sami nie zadbamy o własne interesy, nikt tego nie zrobi za nas.

I pomódlmy się za Kurdów.

Paweł Skutecki

 Absolwent filologii polskiej na Akademii Bydgoskiej, studiował również filozofię na Uniwersytecie Warszawskim. Poeta, prozaik, dziennikarz, polityk poseł na Sejm VIII.

Kategoria:
Skuter02 screen you tube