Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

Mecenas Wolnej Polski

 

Dwa lata minęły, od kiedy pożegnaliśmy premiera Jana Olszewskiego. Kwiaty z tej okazji złożyli najważniejsi polscy prawicowi politycy, o rocznicy pamiętał premier Mateusz Morawiecki. Wydaje się jednak, że my, jako zbiorowość, jako Naród i społeczeństwo, wciąż nie do końca zdajemy sobie sprawę z tego, jakiego formatu politykiem był świętej pamięci Jan Olszewski.

Dzisiaj niewiele już jest w czynnej polityce postaci, które mogłyby stanowić jakikolwiek kontrapunkt dla Jana Olszewskiego. On całym swoim życiem, od najmłodszych lat dowodził, że Polska, niepodległa i wolna, to nie są tylko puste frazesy potrzebne w politycznej agitacji. Dla Olszewskiego były to wciąż żywe, czasem krwawiące, idee, dla których warto i czasem trzeba było ryzykować życie.

Mecenas Olszewski był starej daty, klasycznym mężem stanu i jak niewielu polskich polityków w historii zasługuje na to, by żył w pamięci i stanowił pewien wzorzec w świecie, który tak bardzo potrzebuje wzorów.

Premier Olszewski urodził się w 1930 roku, był warszawiakiem.

Podczas okupacji walczył w Szarych Szeregach, także w trakcie powstania warszawskiego, kiedy na Pradze był łącznikiem.

Po wojnie zaangażował się w działalność Polskiego Stronnictwa Ludowego Stanisława Mikołajczyka. Startował nawet – bezskutecznie – do Sejmu z list tego ugrupowania.

Ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Przez wszystkie lata komuny nie pogodził się ze status quo. Angażował się w liczne organizacje – nielegalne, niepodległościowe, narodowe, patriotyczne, takie jak Klub Krzywego Koła i inne.

Jako adwokat bronił w procesach politycznych m.in. Melchiora Wańkowicza, Jacka Kuronia, Karola Modzelewskiego, Janusza Szpotańskiego i wielu innych ówczesnych faktycznych czy przez władzę urojonych opozycjonistów. Zakładał Komitet Obrony Robotników.

W latach 80-tych, w trakcie festiwalu „Solidarności”, walczył o wolną Polskę tak jak ją rozumiał. Oskarżał morderców księdza Jerzego Popiełuszki, doradzał Krajowej Komisji Porozumiewawczej, pisał statut „Solidarności”. Wciąż pisał i publikował, głównie w „Przeglądzie Katolickim”.

Brał udział w obradach Okrągłego Stołu. Od początku należał do Porozumienia Centrum. Postać wybitna i już wówczas ogromnie szanowana, doceniana. Aż stworzył rząd.

Był pierwszym premierem wolnej Polski i… ku zaskoczeniu wielu, naprawdę takim chciał być. Zajmował się oczywiście gospodarką i przygotowaniem do pożegnania radzieckich żołnierzy, ale wiedział, że nie będzie możliwa żadna niepodległa, wolna Polska bez gruntownej dekomunizacji kluczowych węzłów państwa.

Przygotował więc program dekomunizacji wojska, ministerstwa obrony narodowej, Urzędu Ochrony Państwa i policji. Dużo udało się zrobić, ale… rząd poległ na uchwale lustracyjnej i tak zwanej liście Macierewicza.

Po upadku rządu mecenas Olszewski był w polityce nawet bardziej aktywny niż wcześniej, tworzył niezliczone formacje i projekty polityczne, od Ruchu dla Rzeczypospolitej, przez Konwent Świętej Katarzyny do Ruchu Odbudowy Polski. We wszystkich tych przedsięwzięciach niewidzialną ręka politycznego rynku trzymała go za nogawki i ściągała do parteru.

Wrócił na poważnie dopiero podczas prezydentury Lecha Kaczyńskiego, którego był doradcą. Był również szefem komisji weryfikacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych.

Mecenas Jan Olszewski jest symbolem naszej walki o wolność, o prawdziwą niepodległość, której nie mierzy się deklaracjami i podpisanymi umowami, a liczbą tajnych agentów sprawujących najważniejsze stanowiska w państwa. Premier Olszewski walczył wciąż o jawność, o głęboką dekomunizację, o prawdziwe oczyszczenie głębokich struktur państwa ze złogów komunizmu i postsowieckich służb. Nie poddał się po upadku swojego rządu, nie poddał się, kiedy kolejne projekty polityczne w zagadkowy sposób spalały na panewce.

Po śmierci w lutym 2019 roku do postaci Jana Olszewskiego przyznawali się już wszyscy, także ci, którzy za jego życia i aktywności politycznej robili wszystko, by mu przeszkodzić w realizacji idei doprowadzenia do prawdziwej niepodległości Polski.

Dzisiaj, po dwóch latach przyznaje się do jego spuścizny już coraz mniej liczne grono. Może dziwić, że trzydzieści lat później my wciąż mamy problem z rozliczeniem komunizmu. Nie ideowym, bo to się wydarzyło samoistnie, ale personalnym.

Jak to możliwe, że po trzydziestu latach wciąż w tak wielu sądach widzimy sędziów orzekających w stanie wojennym, że ludzie powiązani z ówczesnymi służbami wciąż dzisiaj mniej, czy bardziej zakulisowo próbują mieć wpływ na politykę i gospodarkę?

Z tym nie umiał pogodzić się mecenas Olszewski i my również nie powinniśmy.

Marian Rajewski

Kategoria:
Marian04 gosc pl