Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Aktualności

Lekcja historii prawdziwej

Rozpoczynałem właśnie naukę w piątej klasie. Pierwszym sekretarzem KC PZPR był jeszcze Władysław Gomułka, którego portrety wspólnie z ówczesnym premierem Józefem Cyrankiewiczem i godłem PRL wisiały nad tablicami w każdej sali lekcyjnej. O historii Polski wiedziałem jeszcze niewiele, wszak przedmiot ten w programie nauczania szkoły podstawowej pojawiał się dopiero w czwartej klasie, więc byłem dopiero na etapie dziejów Rzeczpospolitej szlacheckiej, przedstawianych w socjalistyczno-komunistycznym ujęciu.

Wczesną jesienią 1970 roku wyjechałem na trzydniową wycieczkę do Warszawy, zorganizowaną przez zakład pracy mojej mamy. Nieoczekiwanie wyjazd ów okazał się dla mnie wielką lekcją historii i patriotyzmu, którą zapamiętałem do dziś.

Mieliśmy do dyspozycji autobus, który woził nas we wszystkie godne uwagi miejsca, zaś stołeczny oddział PTTK przydzielił nam miejscową przewodniczkę. Okazała się osobą niezwykłą. Myślę, że mogła mieć wówczas około sześćdziesięciu lat.Do dziś pamiętam jej drobną, niewysoką postać oraz oczy, pełne zapału i niekłamanej miłości do stolicy. Mimo trudnych czasów była odważna w swych sądach, a obdarzona swoistą charyzmą nie wahała się wplatać do opowieści wątków autobiograficznych.

Wtedy jej wspomnienia były dość świeże, wszak wojna skończyła się zaledwie dwadzieścia pięć lat wcześniej, a Warszawa, mimo że prawie odbudowana, nosiła jeszcze ślady nie tak dawnych walk. Był to czas, gdy nikt nie mówił o odbudowie Zamku Królewskiego. Rozciągał się tam uprzątnięty teren z widocznymi fundamentami sporego kompleksu budynków, a w rogu na skarpie stał podparty ocalały fragment murów z dwoma pustymi oczodołami okien.Górne z nich nazywano „oknem Żeromskiego”, gdyż tam niegdyś było mieszkanie zajmowane przez pisarza.

Pamiętam, jak przewodniczka ze łzami w oczach mówiła, że jeśli to pokolenie nie odbuduje zamku, to następne, wychowane w nowej rzeczywistości, z pewnością tego nie zrobi. Decyzję o odbudowie podjęto kilka miesięcy później, po zmianach na szczycie KC PZPR, wywołanych wydarzeniami grudniowymi i po przejęciu władzy przez Edwarda Gierka. Tego jednak nasza przewodniczka nie mogła wówczas przewidzieć.

Pamiętam też, jak opowiadała o swoim udziale w Powstaniu Warszawskim, choć wówczas temat owego wielkiego zrywu był publicznie raczej pomijany. Mówiła o dramatycznej ewakuacji kanałami ze Starego Miasta do Śródmieścia, o tym jak przez osiem godzin brodziła w fekaliach, w potwornym zaduchu i ciemnościach, z uniesionymi w górę rękoma,w których trzymała broń. Pokazywała właz, którym bezpiecznie udało jej się wyjść na powierzchnię.

Wychowany na „Czterech pancernych” i przygodach kapitana Klossa słuchałem tych prawdziwych opowieści, które nie mogły zdarzyć się w świecie, jaki znałem. A jednak były rzeczywiste, tak jak rzeczywisty był głaz leżący na poboczu Alei Ujazdowskich, upamiętniający miejsce zamachu na Franza Kutscherę,dowódcę SS i Policji na dystrykt warszawski GG, który nazywany był katem Warszawy.

Pani Przewodnik opowiadała o wydarzeniach z 1 lutego 1944 roku niczym ich świadek, a każde jej słowo głęboko poruszało moją wyobraźnię. Niemal słyszałem wystrzały, wszak stałem w tym samym miejscu i na tej samej ziemi. Opowiadała też o codziennym życiu w Warszawie pod niemieckim terrorem, o poczuciu humoru warszawiaków, którzy starali się ten nieludzki czas oswoić piosenkami ośmieszającymi okupanta. Mówiła o konspiracji i tajnych kompletach, gdzie zdobywała wykształcenie,wierząc w lepszą przyszłość. Na Powązkach ze wzruszeniem wskazywała kwatery powstańców. Niektórych pamiętała z tamtych czasów. Na placu Teatralnym przed Teatrem Wielkim, stojąc przy warszawskiej Nike (dziś przeniesionej w inne miejsce) opowiadała o walkach, jakie się tam toczyły i o śmierci młodego poety Kamila Baczyńskiego, który zginął 4 sierpnia od kuli niemieckiego snajpera w pałacu Blanka,stojącym naprzeciwko teatru. To z nią kojarzę wielkie kandelabry na placu Konstytucji, zabudowę MDM z budynkami ozdobionymi socrealistycznymi płaskorzeźbami, a także niezbyt wielką ekspozycję pamiątek z powstania, prezentowaną w Muzeum Wojska Polskiego.

Kilka lat później byłem ponownie w stolicy, z wycieczką ze szkoły średniej. Był to czas budowy Dworca Centralnego. Szpary w ogrodzeniu pozwoliły mi dostrzec odkryte w wykopach fundamenty zniszczonej przez Niemców dawnej zabudowy. Widok okopconych piwnic, ze śladami kul robiły spore wrażenie, świadcząc o historii, której namacalne artefakty są ukryte niezbyt głęboko.

Niestety, nie wiem,jak się nazywała Pani Przewodnik, której powieści pozwoliły mi choć w części zrozumieć i poczuć fenomen tego miasta. Myślę jednak, że dziś nie ma to większego znaczenia. Dla mnie pozostała symbolem tamtej Warszawy, była prawdziwym bohaterem i świadkiem żywej historii. Dzięki niej pokochałem to nieujarzmione miasto, leżące z dala od moich stron rodzinnych. Przetrwało dzięki bezimiennym bohaterom, takim jak Ona.Czasem, gdy bywam tam współcześnie, nadal rozglądam się za śladami tej dawnej, przedwojennej i tej walczącej. Jest ich jednak coraz mniej.

Dziś Warszawa jest wielkim nowoczesnym europejskim miastem. Ja, mimo to rozglądam się,wyglądając w tłumie drobnej sylwetki niewysokiej charyzmatycznej pani, wznoszącej zamkniętą parasolkę, by nie zniknęła nam z oczu. Wspominając kolejną rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego właśnie jej postać chciałbym uchronić od zapomnienia.

Krzysztof Wieczorek

histor16 okno żeromskiego