Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

Kompromitacja organów ścigania

 

Parę dni temu po blisko sześciu latach postępowania kozienicki Sąd Rejonowy uniewinnił Sebastiana Nadolskiego i siedem innych osób od zarzutu porwania i pozbawienia wolności dziecka, Fabiana N. To kolejny wyrazisty znak, że polski system wymiaru sprawiedliwości jest nienaprawialny, że – przynajmniej w zakresie prawa rodzinnego – trzeba go zbudować od nowa, z nowym prawem, nowymi ludźmi, na nowych zasadach przystających raczej do XXI, niż do XX wieku.

Wyrok, który dla większości osób zainteresowanych tematem był oczywisty już w 2015 roku, zajął wszystkim możliwym służbom państwa kilka lat. A dziecko? Dobro dziecka, które nie widzi przez ten czas ojca? Kogo to interesuje…

W listopadzie 2015 roku, po tym jak ojciec przejął opiekę nad synem, ogłoszono drugi raz w Polsce wdrożenie procedury child alert. Ojca i syna poszukiwała policja w całej Europie, a zostali zatrzymani przez komandosów strzelających w szyby samochodu z ostrej broni na autostradzie, Sebastian Nadolski spędził sporo czasu w areszcie. Ostatnie – jeszcze nieprawomocne – orzeczenie sądu wskazuje, że nie było żadnych podstaw do ścigania ojca z synem.

Sprawa Sebastiana Nadolskiego była bardzo głośna. W listopadzie 2015 roku mówiły o tym wszystkie media. Wersja oficjalna, medialna mówiła o tym, że zamaskowani mężczyźni porwali trzyletniego chłopca wyrywając go z rąk matki. W rzeczywistości wyglądało to tak, że ojciec zabrał synka, który sam do niego podbiegł. Matka widziała, była świadkiem, że dziecko jest pod opieką ojca, który zresztą nie miał wówczas odebranych praw rodzicielskich.

Nie było najmniejszych przesłanek do podejrzeń, że chłopcu cokolwiek zagraża. Mimo to jedenaście dni byli poszukiwani przez wszystkie służby w całej `Europie. „Zatrzymanie ojca Fabiana, z synkiem na tylnym siedzeniu samochodu, odbyło się w iście filmowym stylu. Na autostradzie pojawiła się blokada, funkcjonariusze z długą bronią, strzelanie ostrą amunicją w szyby auta. Tyle tylko, że policjanci musieli wiedzieć, że broń mężczyzny jest w policyjnym depozycie, a on sam nie stawiał żadnego oporu. Sebastian Nadolski przesiedział wiele miesięcy w areszcie, choć prokurator nie był w stanie postawić mu żadnych zarzutów” – tak pisałem o tym w ubiegłym roku.

Sprawa w sądzie trwała kilka lat, choć było oczywiste, że ojciec posiadający prawa rodzicielskie nie mógł porwać swojego dziecka. A gdyby nawet: to matka wiedziała od razu, że chłopiec jest pod opieką ojca, a w takich sytuacjach procedura child alert nie może być uruchamiana.

Mimo wszystko dopiero w piątek, 5 lutego sędzia Krzysztof Jerzy Piaseczny uniewinnił nie tylko Sebastiana Nadolskiego, ale także pozostałe osoby zaangażowane w sprawę, „stwierdzając w uzasadnieniu, że całkowicie przychyla się do stanowiska obrońców i oskarżonych, że oskarżeni nie popełnili żadnego przestępstwa” – jak pisze Sebastian Nadolski.

Wyrok dla obserwatorów tej sprawy wydaje się oczywisty, nie mógł być inny. Problem jednak w tym, że niewiele on zmienia. Dla ojca, dla Sebastiana Nadolskiego zmienia dużo: nie jest skazany, jest wolny, ale nie zmienia niczego dla dziecka, które jest od wielu lat alienowane, separowane od ojca. „Mam nadzieję, że jest to po długich 6 latach początek drogi do spotkania w tej chwili z już z 8,5-letnim Fabianem i odzyskanie możliwości uczestniczenia w jego wychowaniu i dorastaniu” – pisze z nadzieją jego ojciec.

Ten wyrok powinien sprawić, że procedura child alert zostanie gruntownie przejrzana i zmodyfikowana, bo zamiast bronić dzieci, które faktycznie są zagrożone, w Polsce jest bronią atomową w sporach między rodzicami. Interpelacje w tej sprawie składał już poseł Grzegorz Braun, poselski Zespół do spraw Przeciwdziałania Alienacji Rodzicielskiej miał zająć się tym tematem zanim epidemia uniemożliwiła spotkania w Sejmie z udziałem strony społecznej.

Temat pedofilii jest w Polsce wciąż dyskutowany. Powstają książki, filmy, reportaże. Ofiary nie boją się mówić, nie boją się domagać odszkodowań w sądach. Istnieje dyskusja na ten temat, a sprawców dotyka ostracyzm i medialny lincz, jeszcze zanim przedstawią przed sądem swoją wersję.

Tymczasem w tle mamy 70 tysięcy rozwodów rocznie. I nikt nie wie ile rozstań rodziców, którzy nie są małżonkami. W bardzo wielu przypadkach dochodzi do alienacji rodzicielskiej, do wyrywania dziecku z serca jednego rodzica, czego sprawcą jest drugi rodzic. I państwo nie robi z tym absolutnie nic. Nie istnieją żadne skuteczne mechanizmy pozwalające na egzekucję orzeczeń sądowych o kontaktach, nawet jeśli coraz częściej zdarzają się orzeczenia mądre, to praktycznie nie zdarzają się orzeczenia szybkie.

I trudno nie trzymać kciuków za rząd, który poszedł na wojnę z tym skostniałym systemem wymiaru sprawiedliwości. Nawet jeśli w tej wojnie, jak na razie, nie widać wygranych bitew.

Paweł Skutecki

Kategoria:
SKuter04 spottedstarachowice