Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-muzyka

King Crimson – „In The Court Of The Crimson King 1969” (edycja na 50-lecie)

 

Pod koniec października ubiegłego roku minęło pół wieku od premiery płyty, która otworzyła nowy rozdział w historii muzyki rockowej. Z tej okazji na rynku pojawiło się jej wznowienie w formie rozszerzonego wydania, zawierającego trzy płyty CD oraz dodatkowo cały materiał na blu-rayu.

Oczywiście miłośnicy tego albumu wiedzą doskonale, że był on wydawany niemal niezliczoną ilość razy. W latach 80. i 90. wznawiano go, wykorzystując kopie taśm-matek. Niestety, te wydania cechuje niższa jakość dźwięku i słyszalny szum taśmy. Było to dość uciążliwe, gdyż muzyka zawarta na płycie ma sporo cichych fragmentów.

W 2003 roku, po odkryciu w archiwach Virginoryginalnych taśm,album został ponownie zremasterowany przez Simona Heywortha i wydany w 2004 roku. Pięć lat później, z okazji 40-lecia,płyta zyskałanowy miks dźwięku stereo, a także w formacie 5.1 surround,przygotowany przez Stevena Wilsona.

Wilson po kolejnych dziesięciulatach ponownie przygotował dzieło King Crimson twierdząc, że obecna wersja jest wierniejsza oryginałowi i bogatsza o dekadę jego doświadczeń, z czym istotnie trudno polemizować. Można jednak postawić pytanie dlaczego i dla kogo?

Tu musimy cofnąć się do historii. Album „In the Court of the Crimson King”z podtytułem „AnObservation by King Crimson” był debiutem zespołu.Przez wielu znanych krytyków, także po latach, jest oceniany jako jedno z najlepszych i jednocześnie najbardziej wpływowych dzieł muzyki progresywnej. Jego twórcy odrzucili charakterystyczne dla ówczesnego rocka podstawy bluesowe na rzecz inspiracji pochodzących ze świata jazzu i muzyki poważnej. Wówczas King Crimson tworzyli: Robert Fripp – gitara imelotron, Ian McDonald – instrumenty klawiszowe, dęte oraz śpiew, Greg Lake – gitara basowa, śpiew oraz Michael Giles – instrumenty perkusyjne i śpiew. Autorem sugestywnych, wręcz złowieszczych tekstów był Peter Sinfield, uważany również za członka zespołu. Okładkę namalował Barry Godber, na co dzień zatrudniony jako programista. Była to jedna z nielicznych jego prac graficznych, oddająca niepokój, a wręcz przerażenie schizofrenika z XXI wieku – bohatera jednego z utworów.Wewnątrz rozkładanej koperty była jeszcze jedna twarz, tym razem uśmiechnięta. Jak jednak twierdził Robert Fripp– jeśli zakryć jej uśmiechnięte usta, to oczy ujawniają niesamowity smutek, odzwierciedlający muzykę. Autor grafiki zmarł na atak serca niespełna rok po premierze albumu. Oryginał projektu dziś zdobi biuro Frippa, jedynego muzyka łączącego wszystkie wcielenia zespołu, gdyż zmiany w składzie grupy rozpoczęły się niemal natychmiast po wydaniu albumu.

Muzyka zespołu, unikając patosu i łącząc wiele form przeniosła rodzącą siępsychodelię w dość mroczne obszary, a jednocześnie swym majestatycznym i nieco surrealistycznym brzmieniem dała przykład siły i oryginalności. Na płytę trafiło zaledwie pięć utworów, trwających łącznie nieco ponad czterdzieści minut. To właśnie one stały się zaczynem nadchodzącej nowej ery rocka progresywnego. Producentem albumu miał być Tony Clarke, znany ze współpracy z Moody Blues, jednak po pierwszych przymiarkach grupa postanowiła zająć się produkcją samodzielnie. Intrygujące, orkiestrowe brzmienie melotronuIan McDonald uzyskał dogrywając przez wiele godzin kolejne ścieżki z jego barwą oraz nakładając nań dodatkowo dźwięki różnych instrumentów dętych.

O samej muzyce napisano tak wiele, że kolejna próba jej opisywania nie ma najmniejszego sensu. Trzeba jej posłuchać, być może kilkakrotnie i… pokochać albo odrzucić. Najnowsza edycja „50th Anniversary Edition” zawiera ogromną ilość materiału. Jest tu nie tylko oryginalna wersja, lecz także wszystkie nowe miksy stereofoniczneoraz w formacie 5.1, a także wersja instrumentalna i utwory dodatkowe. Przestrzenny format 5.1 pozwala znaleźć się niemal w centrum muzyki i odkrywać w przestrzeni nuty, które w zwykłej wersji gdzieś giną przykryte całością.

Warto zwrócić uwagę na liryczną instrumentalną wersję „I Talk To The Wind”, wzbogaconą o ciekawe partie gitary. Prawdziwą wisienką na torcie jest wyizolowany z kompozycji „Epitaph” przejmujący śpiew Grega Lake’a. Pozbawiony niemal wszystkich instrumentów niesie w sobie niespotykany dramatyzm. Ten eksperyment Stevena Wilsona sprawia tak niesamowite wrażenie, że dla niego samego warto kupić ów album. A w zestawie mamy jeszcze ciekawą wersję „21st Century Schizoid Man”, łączącą nagrania instrumentalne ze studia Morgan z wokalami Grega Lake’azarejestrowanymi w studiuWessexorazwspółczesnyminakładkami saksofonu Mela Collinsa igitary JakkoJakszyka, zmiksowaną przez DavidaSingletona.

Te i inne utwory dają kompleksowy przegląd jednego z najbardziej klasycznych albumów w historii rocka.Na blu-rayu, jako jedyne wideo umieszczono zachowany fragment czarno-białego materiału filmowego z Hyde Parku, z 1969 roku. Całe wydawnictwo zapakowano w sztywny tekturowy boks, mieszczący dwie rozkładane okładki i bogatą książeczkę.

Album przetrwał próbę czasu, a PeteTownshend z The Who nazwał go niesamowitym arcydziełem. I zdecydowanie nie mylił się.

Krzysztof Wieczorek

muza22