Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-muzyka

Jarmila Xymena Górna – „Hashgachah” (2004)

Jeśli szukasz w muzyce niebanalnych dźwięków i powiewu świeżości, to Jarmila jest dla ciebie. Portret Jarmili namalowany na tym niezwykłym krążku ma wiele kształtów, barw i odcieni. Nie jest to jednak twórczość dla tych, którzy poszukują łatwych wzruszeń.

Album „Hashgachah”, to fascynujący śpiew bez słów, z towarzyszeniem fortepianu i wielu akustycznych instrumentów, wywodzących się często z odległych kultur. Artystka podejmując trud wydania debiutanckiej płyty na zachodzie odważyła się na śmiały eksperyment – otworzyła przed słuchaczami duszę niemal do samego dna.

Trudno opisać tę muzykę. Może należałoby użyć pewnych słów-kluczy, które samodzielnie wprawdzie nie oddadzą jej klimatu, ale w połączeniu mogą okazać się pomocne. Mamy tu filmowy klimat Ennio Morricone, ale i Petera Gabriela z „Ostatniego kuszenia Chrystusa”, są wschodnio brzmiące zaśpiewy, są Bałkany, ale jest też klimat pustyni nomadów, jest swojsko brzmiący Chopin, złamany tradycją żydowską, jest Keith Jarrett, ChickCorea, a nad wszystkim góruje niepowtarzalny, wielobarwny głos Jarmili o niezwykle szerokiej skali.

Było pomocne? Chyba nie do końca. Taka właśnie jest ta muzyka. Trzeba ją przeżyć indywidualnie, tak właśnie jak wyprawę w głąb duszy.

Trudno też wybrać najciekawsze utwory. Owszem mam faworytów: WhichWay?Swansong, albo My Hope, jednak takie wybory przypominają proces wydłubywania rodzynek z wielkanocnego ciasta. Smakują wybornie, ale przecież najlepiej razem budują nastrój płyty.

Trzeba podkreślić rolę jaką w tej wyprawie odgrywa fortepian. To on jest przewodnikiem, jest niezastąpiony. Bezbłędnie podkreśla klimat i nadaje rytm. Jarmila Górna jest nie tylko niezwykle uzdolnioną wokalistką, ale także utalentowaną pianistką. Płyta nagrana i wydana w Londynie w 2004 roku wywołała spore zamieszanie wśród krytyków.

Była to jej pierwsza pełna wypowiedź artystyczna, choć ma ona za sobą sporą wiedzę muzyczną. Jej mama była śpiewaczką operową w Teatrze Wielkim w Łodzi, zaś sama Jarmila próbowała komponować już mając zaledwie pięć lat. Ukończyła szkołę muzycznej pierwszego i drugiego stopnia w klasie fortepianu i dodatkowo gitary, a także Akademię Muzyczną im. Karola Szymanowskiego w Katowicach.

Już w trakcie studiów założyła zespół Sovay, z towarzyszeniem którego śpiewała tradycyjne angielskie ballady folkowe z XVIII i XIX w., oraz współczesną amerykańską i brytyjską muzykę folk. Sporo jej profesjonalnych nagrań sprzed lat dziewięćdziesiątych można odnaleźć na kanale YouTube. W 1990 r. wyjechała do Londynu, gdzie postanowiła poszukać swego prawdziwego oblicza artystycznego, a przede wszystkim swego naturalnego brzmienia głosu. Konsekwentnie poszukiwała własnego stylu i własnego indywidualnego muzycznego języka. Londyn, z uwagi na sporą konkurencję jest trudnym miastem, niełatwo w nim zaistnieć.

A jednak Jarmili udało się zdobyć własną, niemałą publiczność. Koncertowała w ICA, Jazz Cafe, Vortex, Union Chapel, The Spitz, Ray’s Jazz i w Cargo. Śpiewała w Katanii na Sycylii oraz podczas festiwalu Big Big World w Szkocji, a także podczas festiwalu Women in Tune w Walii.

Komponowała również na potrzeby filmu i teatru, a także prowadziła własne zajęcia z gry na fortepianie, gitarze i darbuce oraz kompozycji, śpiewu i aranżacji.

Jej pierwszy autorski album „Hashgachah”, wydany w 2004 roku, spowodował spore zamieszanie wśród krytyki. Zademonstrowała na nim swe oblicze jako kompozytorka całości materiału, wokalistka, pianistka oraz producentka całości. Na płycie znalazła się muzyka zarówno stylowa, jak i odważna, wykonana wprawdzie bez słów, jednak wyrażająca więcej emocji, niż da się słowami opisać, a przy tym zaśpiewana tak niezwykłym głosem, który zdaje się porywać słuchacza w muzyczną podróż, gdzie nic nie jest oczywiste.

Trzeba jedynie pasji, chęci poszukiwań i otwarcia. Ta muzyka, to obcowanie ze świętem, to wyprawa w uwodzicielski eteryczny ogród dźwięków i barw, to także niewiarygodne wielopiętrowe harmonie wokalne, a może po prostu czarujące piosenki bez słów. Co ciekawe, ów album mimo upływu kilkunastu lat od premiery niczego nie stracił ze swej świeżości, stając się niejako wypowiedzią o charakterze ponadczasowym.Do dziś urzeka zarówno nowoczesnym brzmieniem i stylem, niekonwencjonalną ekspresją wokalną oraz gwarantuje przeżycia z pogranicza antycznego mistycyzmu. Tu czas nie istnieje, rzeczywistość miesza przeszłość z przyszłością, a każdy utwór jest oddzielną wyprawą w niezbadane obszary wewnętrznej wrażliwości artystki. Wrażenia pozostają na długo.

Czternaście lat później, Jarmila Xymena Górna,również w Londynie, wydała kolejną płytęo nieco zagadkowym tytule „Aspaklaria”. Ale to już temat na kolejną opowieść. Na tę chwilę polecam niezapomnianą wyprawę w głąb duszy artystki w towarzystwie albumu „Hashgachah”.

Krzysztof Wieczorek

muza14