Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

Jakie czasy, takie zarazy

 

Totalitaryzm przybiera różne formy, zwykle zaczyna się od czegoś niegroźnego, wygodnego, pożytecznego, niewielkiego, a kończy na czymś strasznym. Dzielenie ludzi według jakiegokolwiek klucza zawsze zaczyna się od głębokiej troski o zdrowie i bezpieczeństwo wszystkich obywateli, a kończy się czymś strasznym.

Ze szczepieniami przeciwko COVID-19 nie jest inaczej, choć jeszcze możemy zatrzymać to dopiero wykluwające się szaleństwo.

Każdy pamięta gwiazdy Dawida, które wszyscy Żydzi musieli nosić na ramieniu w konsekwencji legalnego przecież prawa III Rzeszy. Antysemityzm niemiecki miał dwa podstawowe uzasadnienia, oba zresztą absurdalne. Żydzi mieli rzekomo niszczyć niemiecką gospodarkę, podczas gdy w rzeczywistości napędzali handel i produkcję inwestycjami i nadzwyczaj skutecznym zarządzaniem.

Drugi argument opierał się na plątaninie przesądu i danych historycznych podlanych solidnie gęstym sosem paranoi: Żydzi mieli być wieków odpowiedzialni za wszelakie zarazy.

To, co zaczęło się od stygmatyzowania poprzez obowiązek noszenia specjalnych opasek, skończyło się na gettach i obozowych krematoriach. Zresztą warszawskie getto przecież oficjalnie powstało po to, by bronić Żydów przed agresją Polaków i co ważniejsze – by bronić Polaków i Niemców przed… epidemią tyfusową, której roznosicielami, a w głębszym rozumieniu tej paranoi chyba nawet autorami, byli potomkowie Mojżesza.

I co ciekawe Niemcy mieli w pewien pokraczny sposób rację! Stłoczyli bowiem tysiące osób na zamkniętej przestrzeni, bez dostatecznej jakości wody, bez wystarczającej ilości pożywienia, bez opieki medycznej, w strachu i ścisku. Jeśli jest jakieś bardziej sprzyjające epidemii środowisko, to wiedzą chyba tylko na mokrym targu w Huanan albo w pobliskim laboratorium badającym wirusy.

Wróćmy do getta, bo to dość bogata kopalnia doświadczeń, niestety okupionych potwornym losem zamkniętych tam osób. Jak mówił Jerzy Landau, żydowski lekarz: „Stworzenie getta nie było środkiem do walki z epidemią, lecz świadomym sposobem niszczenia ludności żydowskiej”.

Na chwilę zatrzymajmy się przy tym zdaniu, które dla nas dzisiaj brzmi, jak truizm. My wiemy doskonale, że getto miało inne cele niż walkę z epidemią, ale wówczas po obu stronach muru takiej powszechnej świadomości nie było. Wielu Polaków ochoczo popędzało Żydów do przeprowadzki, dla ich i własnego bezpieczeństwa epidemicznego. Wielu Żydów bez najmniejszych wątpliwości pakowało dobytek życia i przeprowadzało się do getta z tego samego powodu.

Mówi nam to coś?

Segregacja tłumaczona względami epidemicznymi wówczas prowadziła do fizycznej eliminacji Żydów. A dzisiaj? Coraz więcej doniesień ze świata dotyczy koncepcji faktycznej segregacji całej populacji globu na dwie części: szczepionych (ewentualnie łącznie z tymi, którzy COVID-19 przechorowali) i całą resztę. Ci pierwsi będą mieli prawo podróżowania, korzystania z usług publicznych i w naszych, polskich realiach przykładowo nie będą liczeni do limitu osób mogących bawić się na weselach. Szczepienia oczywiście nie są obowiązkowe, ale przecież podróżowanie pociągami, chodzenie do kina i korzystanie z basenów też nie są obowiązkowe, więc w czym problem? Da się żyć bez takich zbytków, prawda?

Problem jednak leży głębiej, bo dotyka samego sedna naszej cywilizacji. Chodzi o wolność i równość wobec prawa. Chodzi o to, co wyrażono wprost w procesach norymberskich, gdzie sądzono niemieckich lekarzy eksperymentujących na obozowych więźniach: nikogo nie wolno w żaden sposób zmuszać do jakichkolwiek procedur medycznych. To jedna z największych zbrodni przeciwko człowiekowi, przynajmniej takie były wnioski z ówczesnych procesów i do dzisiaj nikt ich oficjalnie nie zakwestionował.

Polski system ochrony zdrowia w kwestii szczepień wyjątkowo zniechęca do poddania się ukłuciu. Nie chodzi o żadne teorie spiskowe (choć sporo z nich w ostatnim czasie okazało się prawdą), ale po prostu o zwykłe, polskie dziadostwo. O to, że producenci szczepionek przeciwko COVID-19 mówią o ponad połowę zaszczepionych dotykają niepożądane odczyny poszczepienne, a sanepid się upiera, że Polacy są ze stali. Że na ponad 10 milionów szczepień NOPów było kilka tysięcy. I mamy w to uwierzyć.

Tak samo jak w to, że zanim przyłbice zostały przekierowane na Grunwald, to skutecznie chroniły choćby członków komisji wyborczych. I tak samo jak w to, że maseczki są skuteczne, przynajmniej do 15 maja, bo potem będą działały już tylko w pomieszczeniach.

„Wszystkie nasze Rady Zdrowia, szczepienia i obrady – to tylko higiena psychiczna… dla nas samych” – mówi Ludwik Hirszfeld, bakteriolog, epidemiolog, immunolog, szef Rady Zdrowia warszawskiego getta.

Paweł Skutecki

Kategoria:
Skuter10 ShutterStock