Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

„Będzie brakowało tych celnych myśli, szczerego uśmiechu”

„Będzie brakowało tych celnych myśli, szczerego uśmiechu”

 

Śp. Redaktora Zygmunta Sobolewskiego wspominają koledzy dziennikarze z redakcji czasopisma „Wolna Droga”

 

Zygmunt

Kiedy Olek Wiśniewski zadzwonił do mnie i powiedział, że redaktor Zygmunt Sobolewski nie żyje, nie mogłem w to uwierzyć. Przecież w Święta Bożego Narodzenia rozmawialiśmy i składaliśmy sobie życzenia. Co prawda Zygmunt mimochodem powiedział, że jest w szpitalu, ale pomyślałem – „pewnie robi jakieś badania, nigdy nie skarżył się, że coś mu dolega”. Wiadomość od Olka była dla mnie szokiem!

Z redaktorem Zygmuntem Sobolewskim po raz pierwszy spotkałem się na początku lat 90-tych ubiegłego wieku w trakcie mojego pierwszego kolegium redakcyjnego „Wolnej Drogi”, kiedy z ramienia Okręgowej Sekcji Kolejarzy Wielkopolska NSZZ „Solidarność” zacząłem pisać w naszej związkowej gazecie. Był to dla mnie wielki zaszczyt, kiedy doświadczony dziennikarz, jakim był Zygmunt przyjął mnie, nieopierzonego adepta sztuki dziennikarskiej, jak równego sobie.

Taki był Zygmunt. Wszystkich ludzi traktował równo. Młodych, starych. Doświadczonych, niedoświadczonych. W trakcie tych pierwszych miesięcy pracy w redakcji Jego cenne uwagi pozwoliły mi pokonywać trudności dziennikarskiego zawodu.

Redaktor Zygmunt Sobolewski zawsze był szczery i prawdziwy w swoich wypowiedziach. Jak mu się coś nie podobało, walił prosto z mostu. Kiedyś w dłuższej rozmowie powiedział mi zdanie, które zawsze będę pamiętał: „Zbyszek, bądź zawsze sobą w tym co robisz. Trzymaj się tylko prawdy.”

Jestem przekonany, że nie tylko mnie będzie brakowało tych celnych myśli, szczerego uśmiechu i charakterystycznego głosu Zygmunta.

Spoczywaj w pokoju.

Zbigniew Wolny

 

Dostrzegał ludzi

Trudno pisać, gdy niespodziewanie z naszego niewielkiego zespołu redakcyjnego nagle ubywa znacząca postać, ceniony redaktor, współzałożyciel niezależnego pisma „Semafor”, którego kontynuatorem jest „Wolna Droga”.

Nie tak dawno pisaliśmy na łamach naszego dwutygodnika o uhonorowaniu go Medalem Stulecia Odzyskanej Niepodległości. Specyfika naszej pracy redakcyjnej sprawia, że tworząc zgrany zespół niekoniecznie znamy się osobiście. Bywa, że dzielą nas setki kilometrów.

Tak było i w tym przypadku. Mimo, że piszę dla „Wolnej Drogi” już ponad cztery lata, to nie dane mi było poznać kol. Zygmunta osobiście. A jednak czuję szczery żal, tak jak po stracie kogoś bliskiego. Wspólna praca często tworzy trudne do nazwania więzi. Chętnie czytałem jego artykuły i mimo, że nie jestem nowicjuszem, to jednak lektura jego tekstów sprawiała, że nadal uczyłem się. Biła z nich szczerość i osobiste zaangażowanie.

Bliskie mu były nie tylko sprawy związkowe. Zygmunt po prostu dostrzegał ludzi, a o takie podejście w dzisiejszym świecie niestety jest coraz trudniej. Żałuję, że się nie poznaliśmy. Mimo to – co tu ukrywać – z pewnością będzie mi brakowało w kolejnych numerach jego pióra.

Krzysztof Wieczorek

 

Wspomnienie

Trudno jest wspominać kogoś, z kim się człowiek spotykał raz w miesiącu przed laty, a ostatnio tylko rozmawialiśmy telefonicznie. Niemniej wspominając Zygmunta utkwiło mi w pamięci pierwsze spotkanie z nim przed kilkunastu laty we Wrocławiu w redakcji przy ul. Piłsudskiego.

Przyjechałem pierwszy raz do redakcji trochę stremowany. Nikogo nie znałem, wszedłem, przedstawiłem się i nie bardzo wiedziałem, co z sobą zrobić. Wtedy przyszedł Zygmunt Sobolewski. Naczelny Mirek Lisowski mówi do niego, że jestem nowym redaktorem z OSK w Krakowie. Od razu rozpoczął rozmowę. Zapytał, czym się zajmuje, o czym piszę i sam nie wiem, kiedy cała trema opadła i poczułem się, jak w rodzinie.

Pamiętam, że często, gdy omawialiśmy materiały, które przywieźliśmy do redakcji, zawsze stanął w obronie artykułów kontrowersyjnych, które mogły się nie spodobać działaczom związkowym, którzy zawsze chcieli, aby o nich pisać bardzo dobrze. Wynikało to nie z niechęci do działaczy, ale z troski o związek „Solidarność”.

Zawsze, gdy przychodziły listy do redakcji, a było ich bardzo dużo, zwłaszcza od rozżalonych pracowników, starał się interweniować, pisał pisma, jeździł na rozmowy ze zwierzchnikami chcąc pomóc ludziom. Trzeba pamiętać, że był to okres transformacji na kolei i wielu ludzi traciło miejsca pracy, wiele budynków kolej oddawała za bezcen, a mieszkali w nim pracownicy kolei od wielu lat, a nawet pokoleń. Zygmunt zawsze stawał po stronie tych ludzi i starał się im pomóc rozwiązać ich problemy.

Pamiętam, że wielkim sentymentem darzył Kresy wschodnie, dlatego kiedy udało się mu wydać książkę, to prezentując ją w redakcji, z takim entuzjazmem mówił o zdjęciach zamieszczonych w tej książce, że można było odnieść wrażenie, że się jest tam razem z nim w tych miejscach.

Zawsze, gdy do niego zadzwoniłem z życzeniami imieninowymi, czy świątecznymi, zawsze pytał o sprawy rodzinne, jak się czuje córka i wnuki;wspierał, gdy pojawiały się jakieś problemy. Zawsze służył radą i pomocą.

Jakoś trudno mi w to uwierzyć, że już go nie ma. Jeszcze na święta Bożego Narodzenia otrzymałem od niego życzenia imieninowe i świąteczne. Będzie go brakowało. Została pustka. Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie, a pamięć – mam nadzieję – pozostanie wśród nas.

Adam Dyląg

 

Kolega dziennikarz

Zygmunta poznałem w latach dziewięćdziesiątych, kiedy zaproponowano mi współpracę z redakcją Dwutygodnika „Wolna Droga”. Już wcześniej „znałem” redaktora Sobolewskiego z opowiadań kolegów związkowców z kolejowej „Solidarności”. Wiedziałem, że to On był współtwórcą – a może nawet twórcą – kolejowej prasy związkowej na Dolnym Śląsku.

Przyznaję, że z pewnym niepokojem, ale i zaciekawieniem oczekiwałem osobistego spotkania z niezależnym dziennikarzem, któremu odwagi nigdy nie brakowało, o czym wyraźnie świadczył Jego czynny udział w publikowaniu i kolportowaniu w czasie trwania stanu wojennego niezależnej gazety „Semafor”.

Pamiętam, jakby to było wczoraj, pierwsze kolegium redakcyjne we Wrocławiu, kiedy podszedł do mnie uśmiechnięty facet i wprost zapytał – „Ty jesteś ten Olek z Gdańska, co to ma z nami pracować w redakcji?”. Odpowiedziałem wówczas, że nie z Gdańska, a z Bydgoszczy, ale to OSK „Solidarność” Gdańsk wysłało mnie do Was.„Jestem Zygmunt, wiem, że ty też pisałeś do prasy podziemnej. Będzie nam się dobrze współpracowało” – stwierdził krótko. I tak rzeczywiście później było.

Dzisiaj, kiedy Zygmunta już wśród nas nie ma, wracają wspomnienia. Pamiętam, jak z Nim prowadziłem dyskusje i spory o to, który z tematów jest ważniejszy, który z nich powinien iść na czołówkę, jakie zdjęcie na okładkę. Słowem prawdziwa zwykła dziennikarska robota.

Bardzo lubiłem te nasze „sprzeczki”. Zygmunt bardzo się zapalał do swojej koncepcji i zaciekle jej bronił. Jednakże, kiedy uznał argumenty adwersarza, zawsze umiał przyznać rację i wycofać się ze swojego pomysłu.

Bardzo się cieszył z każdego nowego nabytku redakcji -dyktafonu, fotoaparatu. Lubił fotografować (większość zdjęć na okładkach kolejnych numerów „Wolnej Drogi” jest Jego autorstwa). Był entuzjastą kolei, cenił kolegów związkowców, ale jeśli stwierdził nieprofesjonalne działanie, potrafił także ostro krytykować.

Zygmunta lubiliśmy my, dziennikarze, lubili Go kolejarze i to niezależnie od zajmowanego stanowiska, lubili Go związkowcy, chyba wszystkich związków zawodowych istniejących na kolei (PKP).

Mam do śp. Zygmunta wielki szacunek za dziennikarski profesjonalizm, za rzetelność, za umiejętność nawiązywania kontaktów, tak przecież potrzebnych w dziennikarskiej robocie.A także, co pewnie jest najważniejsze, za lojalność i szczerą życzliwość w stosunku do nas wszystkich, którzy z Nim wiele lat wspólnie redagowaliśmy „Wolną Drogę”.

Wieczny odpoczynek niech raczy dać Tobie dobry Bóg. Spoczywaj w pokoju Redaktorze.

Aleksander Wiśniewski

 

Zastępca

Śp. Zygmunta Sobolewskiego wspominałem w pierwszym tegorocznym numerze „Wolnej Drogi”, kiedy to ze smutkiem informowałem Czytelników o Jego śmierci. Jak pisałem, redaktor Zygmunt Sobolewski był moim zastępca prawie natychmiast, kiedy ja zostałem redaktorem naczelnym. To była trafna decyzja, bo na Jego dziennikarskich umiejętnościach nigdy się nie zawiodłem.

Nie będę powielał moich wspomnieć z poprzedniego numeru, ale przytoczę jedynie fragmentyartykułu, w których Zygmunt mówi o sobie i gazecie, którą współtworzył:

(…) Zwróciłem się do kolegów z Kolejowego Biura Projektów we Wrocławiu, aby zaprojektowali pierwszą stronę „Semafora”, Zrobił to Marek Rogalski, który również zaprojektował sztandar Okręgowej Sekcji we Wrocławiu (Czytelnikom prezentuję pierwszy numer „Semafora” na załączonym zdjęciu), który ukazał się 20 lutego 1981 roku i miał sześć stron, a w stopce redakcyjnej były cztery nazwiska: Krzysztofa Gołygowskiego, Barbary Pawlak – sekretarza Redakcji, Zygmunta Sobolewskiego – redaktora naczelnego i Andrzeja Wierzchonia, drukarza z drukarni kolejowej, w której „Semafor” został wydrukowany.

Rozpoczęło się nawiązywanie kontaktów, tak, aby do redakcji spływało jak najwięcej informacji. „Semafor”, w porównaniu do innych wydawnictw związkowych, miał komfortową sytuację, jeśli chodzi o pozyskiwanie informacji ze struktur związkowych działających na kolei. Wszystko to dzięki niezależnej sieci łączności przewodowej i radiowej, którymi dysponowały PKP. (…)

Po I Zjeździe Delegatów Kolejarzy NSZZ „Solidarność”, „Semafor” stał się organem Sekcji Krajowej Kolejarzy NSZZ „Solidarność”. (…)

Po wprowadzeniu 13 grudnia 1981 roku stanu wojennego w Polsce „Semafor” był dalej wydawany, jako „Wolna Droga”. Zmiana nazwy miała na celu zmylenia przeciwników. Nową nazwę przyjęto od Biuletynu wydawanego do stanu wojennego przez Okręgową Sekcję Kolejarzy NSZZ „Solidarność” w Katowicach.Przez cały czas trwania stanu wojennego w zależności od zebranego materiału „Semafor” („Wolna Droga”) zawierał od kilku do kilkunastu stron i był dostarczany czytelnikom przez tajną sieć kolporterów.

[„Semafor – nasze początki” 17 (728) – 25 sierpnia 2017 r.]

Mirosław Lisowski

Kategoria:
pamięć02 solidarnosc.wroclaw