Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

40-lecie NSZZ „Solidarność”

Jubileuszowe retrospekcje, czyli kilka słów o tym, jak budziła się „Solidarność” na polskiej kolei

Dwa lata temu świętowaliśmy setną rocznicę niepodległości państwa polskiego. Ubiegły rok był okazją do obchodów m.in. setnej rocznicy pierwszych wyborów parlamentarnych w II Rzeczpospolitej i trzydziestej rocznicy obrad przy Okrągłym Stole.
Również rok 2020 jest okazją do uczczenia okrągłych rocznic o historycznym znaczeniu – w sierpniu obchodzimy 100. Rocznicę Cudu nad Wisłą, w maju świętowaliśmy 100. Rocznicę urodzin Jana Pawła II – duchowego patrona NSZZ „Solidarność”.
Bieżący rok jest wyjątkowy dla historii samej „Solidarności”. Największa organizacja związkowa w Polsce obchodzi właśnie 40-lecie swojego powstania, które jak wiemy – ściśle wiąże się z historią także polskich kolejarzy.
Dokładnie cztery dekady temu przez Polskę przetoczyła się fala strajków pracowniczych. W ciągu niecałych trzech tygodni (8–25 lipca 1980 r.) strajki na Lubelszczyźnie objęły ponad 150 zakładów pracy, w których protestowało około 50 tysięcy osób.
16 lipca 1980 r. do strajku dołączyła newralgiczna dla komunikacji kolejowej Lokomotywownia w Lublinie. Działania podjęte przez lubelskich kolejarzy spowodowały paraliż lubelskiego Węzła PKP. Choć protesty w poszczególnych zakładach pracy nie były koordynowane, wydarzenia w Lublinie przeobraziły się w pierwszy zryw „Solidarności”.
Jakie znaczenie miał rok 1980? Jak budziła się „Solidarność” w wyniku wydarzeń z Lublina, z Wybrzeża? Które obrazy są dziś najtrwalsze? Jakie emocje towarzyszyły powstawaniu „Solidarności”? – nadzieja, euforia czy może niepewność i obawa o najbliższych, o kolegów z pracy, o własne bezpieczeństwo, o źródło utrzymania, o narażaną wolność?
Cofnijmy się do wydarzeń sprzed 40 lat, na początek we wspomnieniach Henryka Grymela, Przewodniczącego Rady Krajowego Sekretariatu Transportowców NSZZ „Solidarność”.
Henryk Grymel: – Cóż można powiedzieć o tamtym czasie. Akurat skończyłem 20 lat. Gdy dotarły do nas, na Śląsk informacje na temat wydarzeń w Lublinie, czuliśmy z kolegami, że rodzi się coś wielkiego. Że oto ktoś powiedział dość. Dość temu reżimowi miażdżącemu ludzkie dusze. Bo tak to wtedy było. Bezduszny walec komunistyczny chciał sprowadzić człowieka do roli trybu w maszynie, w myśl zasady „nie myśli, nie czuje, wykonuje”.
Ale tak się nie da. Człowiek jest istotą wolną, która ma prawo żyć, marzyć. Może to zabrzmi górnolotnie, ale to, co się stało w lipcu 1980 roku, wskrzesiło w nas iskrę, od której rozgorzał płomień buntu wobec otaczającej nas rzeczywistości.
Byliśmy młodzi, pełni energii, nadziei na lepsze. Mieliśmy taką fajną paczkę chłopaków, którzy znali się od szkoły podstawowej. Spotykaliśmy się wieczorami, z wypiekami na twarzach śledziliśmy to, co się działo w Lublinie. Nie było wtedy łatwego dostępu do informacji, więc jak tylko ktoś się czegoś dowiedział, dzielił się tym z resztą. Wszyscy tych informacji łaknęli. To było w tamtym czasie najpiękniejsze. To, że byliśmy razem, zjednoczeni wspólną ideą, że można zmienić świat, że najważniejszą wartością jest prawda i należy tę prawdę mówić i o nią walczyć.
Wierni tym ideałom, gdy wybuchł stan wojenny, zaczęliśmy z kolegami kolportować „bibułę”, żeby ludzie usłyszeli tę prawdę i uwierzyli w możliwość zmiany. Czy się baliśmy? Jasne! Ale to nas chyba jeszcze bardziej nakręcało.
Gdy człowiek szedł z paczką gazetek antysystemowych za pazuchą, ukrywając się przed bezpieką w bramach, przenosił materiały, maszyny do pisania co jakiś czas do innego mieszkania… To wytwarzało silne emocje, ale też budowało więzi, które przetrwały do dziś. To była przyjaźń, wiara, zaufanie, to była solidarność.
I w tym kontekście nie chodzi mi o cały ruch społeczny, który powstawał. Ale o taką zwykłą solidarność międzyludzką, pomoc drugiemu człowiekowi, wspólną walkę ze złem, którym z pewnością był reżim komunistyczny.
Nie byłoby tego wszystkiego bez Lublina, Świdnika i innych miejsc w tamtym okresie, gdzie ludzie niezłomni pokazali nam – młodym zapaleńcom – drogę do wolności. To, że ten przykład płynął od kolejarzy napawa mnie dodatkową dumą.
Nie bez kozery mówi się o „braci kolejarskiej”, bo kolejarze trzymają i trzymali się razem. Razem ginąc
za ojczyznę w Szymankowie czy walcząc z komuną w Lublinie. Bycie kolejarzem, to nie tylko praca, to jest służba. A służba nakłada na nas obowiązek dawania przykładu innym. I taki przykład niezłomności dali w lipcu 1980 roku kolejarze w Lublinie. Chylę przed nimi czoła i dziękuję im za to – podkreśla Henryk Grymel.
Dziś wiemy, że bez tak zdecydowanej postawy polskich kolejarzy nie byłoby prawdopodobnie roku 1989. Lubelski Lipiec, który wielu pracowników polskich kolei pamięta zapewne ze szczegółami – wraz z Porozumieniami Sierpniowymi na Wybrzeżu – były falą niosącą dynamiczne zmiany demokratyczne, transformację gospodarczą i tworzenie się w Polsce zalążków społeczeństwa obywatelskiego.
Tak jak w hymnie lubelskiego lipca, śpiewanym przez Krzysztofa Cugowskiego: „…stąd ruszyła lawina, w szarym – lipcowych dni, trud człowieczej odwagi, dzwon wolności bił…”.
Powstanie NSZZ „Solidarność” na trwałe wpisało się na listę najważniejszych wydarzeń w najnowszej historii Polski i świata. W szczytowym okresie do „Solidarności” należało 10 mln Polaków.
Ten niespotykany wcześniej zryw narodowy zapoczątkował zmiany ustrojowe nie tylko w Polsce. Nie będzie przesadą stwierdzić w tym miejscu, że był to ruch, który wywołał zmiany o znaczeniu światowym – stał się iskrą zapalną, która przyspieszyła upadek komunizmu w całej Europie Środkowo-Wschodniej.
Dlaczego wydarzenia z roku 1980 okazały się mieć aż tak duże znaczenie i pociągnęły za sobą miliony ludzi? Zenon Kozendra, Przedstawiciel Pracowników w Zarządzie PKP CARGO S.A., tak wspomina atmosferę budzenia się solidarności:
Zenon Kozendra: – W 1980 roku chodziłem jeszcze do szkoły, ale pamiętam z tamtego okresu to silne wrażenie, że na naszych oczach ma miejsce jakieś „święto” – działo się coś wyjątkowego, do tej pory dla nas niewyobrażalnego.
Tematy, o których mówiło się wcześniej w ukryciu, ze strachem, nagle ujrzały światło dzienne – Katyń, Piłsudski – wszystkie te wydarzenia historyczne ważne dla Polski i Polaków, o których mówić wcześniej zakazano.
W roku 1980 moja świadomość polityczno-społeczna, ze względu na młody wiek – dopiero zaczynała się budzić. Wydarzyło się jednak wtedy coś, co potem determinowało moje życiowe wybory. Uczucie, że wydarzenia roku 1980 i ten ogromny zryw społeczny, którego nigdy wcześniej nie widzieliśmy, mają ogromne znaczenie i mogą doprowadzić do zmiany było tak silne, że pozostało ze mną także w kolejnych latach.
W tym czasie odbywałem praktyki w Sędziszowskiej Fabryce Kotłów Wysokoprężnych (SEFAKO) i otrzymałem informację, że istnieje możliwość zapisania się do „Solidarności” – uczyniłem to od razu, by włączyć się choć tak w tę falę zmian.
Zresztą, szybko okazało się, że ta „solidarność” nie była tylko hasłem. Związek błyskawicznie interweniował w mojej sprawie, kiedy nie otrzymałem wynagrodzenia za praktyki w należnej wysokości. Świadomość, że to słowo ma głębsze znaczenie, że niesie wsparcie i coraz mocniej opiera się reżimowi – nawet w tak indywidualnych przypadkach sprawiła, że pomimo propozycji zapisania się później, po stanie wojennym, kiedy „Solidarność” została zdelegalizowana do reżimowych związków zawodowych oraz pomimo korzyści, jakie miało to za sobą nieść, nigdy się na to nie zdecydowałem.
Pod koniec lat osiemdziesiątych pracowałem w Wagonowni Pozaklasowej w Kielcach, pamiętam jak pisaliśmy zakazane wtedy słowo „Solidarność” na wagonach. To słowo miało dla nas znaczenie bardzo szerokie – kojarzyło się nam z wolnością, ze zmianą w kierunku tego, że będziemy wreszcie żyli w kraju, w którym szanuje się historię, tradycję, prawo.
Pamięć o roku 1980 i niedosyt, a chyba nawet lekki żal, że byłem wtedy zbyt młody i za mało dojrzały politycznie, żeby aktywnie włączyć się w działania „Solidarności” sprawiły, że kiedy w 1989 roku, po stanie wojennym nastąpiła ponowna legalizacja „Solidarności” – odebrałem to jako szansę.
Dla mnie osobiście była to po prostu dana na nowo przez los możliwość niejako naprawienia tego, że w roku 1980 mogłem być tylko biernym obserwatorem. Postanowiłem więc tym razem zaangażować się najbardziej jak mogłem – włączyłem się w struktury kolejowej „Solidarności” PKP w Kielcach, a potem zostałem tam Przewodniczącym.
Wydarzenia roku 1980 uruchomiły falę zmian demokratycznych w całej Europie Środkowej i są niewątpliwie jednym z najważniejszych wydarzeń w historii XX wieku dla całego świata. Dla mnie jednak mają wymiar bardzo osobisty – zdeterminowały moje wybory, postrzeganie wartości i zasad w moim życiu – i tym zawodowym i prywatnym – wspomina początki „Solidarności” Zenon Kozendra.
W 1989 roku ta oddolna, wzrastająca w polskim społeczeństwie fala przemian, ponownie przybiera na sile już ze zdwojoną mocą. Doprowadza do wyborów kontraktowych z 4 czerwca, po których światowe media wybijają nagłówki o Wielkim Zwycięstwie „Solidarności” i pierwszym demokratycznym parlamencie w tej części Europy.
Raz wezbrana fala płynie dalej, do południowych sąsiadów, gdzie pod postacią aksamitnej rewolucji, również Czechosłowację, prowadzi na drogę demokracji parlamentarnej. Kiedy dociera do naszych zachodnich sąsiadów, do Muru Berlińskiego, niszczy bezpowrotnie ten betonowy 156-kilometrowy symbol zimnej wojny i podziału Europy.
O „Solidarności” mówi i pisze wówczas cały świat, dając dowód na to, że ten potężny ruch społeczny w Polsce staje się katalizatorem nieodwracalnych już zmian demokratycznych w tych częściach Europy, które od czasu II wojny światowej mierzyły się z ludowym socjalizmem i wszystkimi jego następstwami – tak w sferze ekonomicznej, jak i w sferze podstawowych wolności obywatelskich.
Ewelina Witkowska
(PKP CARGO S.A.)

Kategoria:
Solid zajawka