„Wolna Droga” wyróżniała się na tle prasy związkowej…
Z „Wolną Drogą” zetknąłem się po raz pierwszy w drugiej połowie lat 90-tych. Miało to związek z moją działalnością dziennikarską – był to burzliwy okres zmian na kolei, a nawet głębokiego wciąż kryzysu tej branży. Trwał jeszcze proces zamykania części połączeń pasażerskich, co budziło niezadowolenie tysięcy pasażerów. Z PKP zwalniano pracowników, co wywoływało z kolei protesty załóg. W tej gorącej atmosferze przyszło mi zajmować się sprawami polskich kolei, co oczywiście oznaczało m.in. nawiązywanie szerokich kontaktów z osobami zarządzającymi koleją, pracownikami i związkami zawodowymi.
Trzeba było też poszukiwać innych źródeł wiadomości o kolei, a ponieważ lata 90-te to nie był jeszcze czas Internetu, dziennikarze posiłkowali się przede wszystkim słowem drukowanym. W kraju wychodziło bowiem setki tytułów: dzienników, tygodników, miesięczników, które zajmowały się opisywaniem polskiej rzeczywistości tamtych lat.
Można dyskutować o poziomie merytorycznym, edytorskim, o obiektywności ówczesnych mediów, ale inicjatyw prasowych nie brakowało. Swoje czasopisma wydawały też związki zawodowe i właśnie tą drogą docierałem do różnych biuletynów, okazjonalnych i stałych wydawnictw związkowych, jakie wtedy się ukazywały. Jednym z tych tytułów była także „Wolna Droga”.
Pierwsze egzemplarze „Wolnej Drogi” otrzymałem w 1995 roku. Był to wtedy już oficjalny ogólnopolski organ kolejarskiej „Solidarności”, gdzie szeroko pisano o sytuacji na kolei, niestety często w tonie krytycznym, gdyż i sytuacja na PKP była wtedy daleka od normalności. Związek podnosił też szereg postulatów i inicjatyw, o których też pisano na łamach „Wolnej Drogi”, a o których niechętnie informowano w mediach ogólnopolskich.
Nic więc dziwnego, że po „Wolną Drogę” chętnie sięgali dziennikarze zajmujący się problematyką kolejową, mając tam bogate źródło informacji.
Dla mnie niejeden materiał z „Wolnej Drogi” był wskazówką, jakimi tematami na kolei warto się zająć, gdzie tkwi źródło problemów, jakie kłopoty, a czasami i patologie, trapią ten sektor. I przede wszystkim, „Wolna Droga” odzwierciedlała nastroje pracowników kolei, pokazywała koszty społeczne związane z przemianami gospodarczymi lat 90-tych, jakich doświadczali pracownicy i ich rodziny. Dla – mówiąc dzisiejszym językiem: mainstreamowych mediów – takie tematy nie były zbyt atrakcyjne, zwłaszcza jeśli dotykały tematyki lokalnej.
Trzeba przyznać, że już wtedy „Wolna Droga” wyróżniała się na tle prasy związkowej, profesjonalizmem dziennikarskim, ale także dbałością o szatę graficzną, aby czasopismo było „atrakcyjne dla oka”.
Oczywiście, jak ktoś spojrzałby teraz na szatę graficzną „Wolnej Drogi” z lat 90-tych mógłby być zaskoczony moją oceną, ale trzeba brać pod uwagę ówczesne realia – technika poligraficzna stała po prostu na dużo niższym poziomie niż teraz.
Atutem „Wolnej Drogi” było i jest także to, że nie zamyka się ona w wąskim pasie „pisania tylko o kolei”, że podejmuje tematy dotyczące szeroko rozumianej sfery społeczno-gospodarczej, nie stroniąc też od odnoszenia się do działań politycznych.
Zdarzało mi się czasami słyszeć od polityków, dziennikarzy i innych osób odmienne opinie, że właśnie jako czasopismo związkowe „Wolna Droga” powinna stać jak najdalej od polityki. Dziwią mnie takie opinie, gdyż każde wydawnictwo prasowe ma prawo podejmować każdy interesujący je temat, co więcej – każde czasopismo ma prawo korzystać z wolności słowa i brać udział w szeroko rozumianej debacie publicznej.
Nie można więc domagać się od „Wolnej Drogi”, aby zajmowała się tylko sprawami związkowymi, kolejowymi, a omijała szerokim łukiem politykę, która przecież ma ogromny wpływ na nasze życie.
Trzeba zauważyć, że niewiele tytułów może się pochwalić takim jubileuszem, jak „Wolna Droga”. Wiele czasopism nie poradziło sobie w wolnorynkowej rzeczywistości, odeszły w niebyt lub ograniczyły swój zasięg i częstotliwość.
Dlatego zespołowi „Wolnej Drogi” należą się gratulacje, oraz życzenia pomyślności dalszego rozwoju.
Krzysztof Losz, Rzecznik prasowy PKP CARGO S.A.